Po sześciu latach Toyota Camry przeszła facelifting. Zamiast ustąpić miejsca kolejnym SUV-om, japoński sedan nadal ma się świetnie. Także na europejskim no i polskim rynku, gdzie sprzedaje się cały czas dobrze. Teraz bardziej przypomina Lexusa niż Toyotę. Czy dzięki temu będzie się sprzedawać jeszcze lepiej?
Sedany nie umarły. Nawet w Europie. Udowadnia to Toyota i konsekwentnie modernizuje model Camry, który na rynku jest od, uwaga, 42 lat. To już jej dziewiąta generacja, która jak żadna inna bardziej przypomina Lexusa niż Toyotę. Skąd decyzja, by w świecie zawładniętym wszelkiego rodzaju SUV-ami utrzymywać nudnego i konserwatywnego sedana? O wszystkim dzisiaj decyduje Excel, a z tabelek wynika jasno, roczna sprzedaż to 290 tys. i to tylko w Stanach Zjednoczonych. Znajdzie się ktoś, kto powie dość? Nie sądzę.
I choć w rankingu najpopularniejszych modeli w ubiegłym roku Camry była w USA dopiero na ósmym miejscu, to w tym zestawieniu dało jej to jednocześnie pierwsze miejsce wśród sedanów. I tak od 22 lat.
Dzisiaj Toyota Camry to jeden z nielicznych sedanów na rynku, który mimo popularności różnego rodzaju SUV-ów i crossoverów nadal chętnie wybierany jest przez kierowców. Szczególnie tych flotowych, dla których liczy się prezencja i elegancja. Teraz ma być wybierany jeszcze chętniej, a wszystko dzięki upodobnieniu auta do… Lexusa i kilku ważnym lub mniej zmianom.
Przód w nowej Camry zmienił się diametralnie. To dzieło stylistów z Kalifornii. Nowa maska, zderzak i reflektory LED. Zmienił się także, a może przede wszystkim, napęd. W samochodzie debiutuje układ hybrydowy piątej generacji wykorzystujący po raz pierwszy silnik 2,5 l. To nowa bateria litowo-jonowa, nowy silnik elektryczny, większy silnik spalinowy, nowy falownik i przekładnia planetarna. W sumie udało się zmniejszyć masę o 7,7 kg, a łączna moc wynosi teraz 230 KM (było 218). Poprawiło to przyspieszanie do setki i to o sekundę (7,2 s). Dzięki lepszej współpracy z baterią silnik benzynowy może pracować na niższych obrotach, co przyczynia się do zmniejszenia zużycia paliwa. Podczas pierwszych jazd sprawdziliśmy i trudno jest przy normalnej jeździe przekroczyć 6 litrów na sto kilometrów. I to przy całkiem dynamicznej jeździe. Obiecane 4,8 l brzmi szokująco, ale 5 z przodu jest jak najbardziej realna.
Auto ma poprawione zawieszenie i układ hamulcowy. Prowadzi się nieco bardziej precyzyjnie, choć układ kierowniczy jest nadal mocno neutralny. Znacznie mocniej wyczuwalne jest za to lepsze wyciszenie kabiny. Jak twierdzi producent, to zasługa m.in. nowych uszczelek i wyciszenia klamek. Ciekawe, czy zastosowano więcej mat wygładzeniowych np. w drzwiach. Podczas jazdy w aucie jest jednak znacznie ciszej i przyjemniej niż w poprzedniku. Lepsze są też materiały wykończeniowe, a deska rozdzielcza zyskała inne, nowocześniejsze kształty. Nowy, bardziej cyfrowy kokpit otrzymał konfigurowalne cyfrowe wskaźniki, większy ekran systemu multimedialnego (12,3 cala) i nową wersję systemu inforozrywki z bezprzewodową obsługą Apple CarPlay i Android Auto. Auto jest cały czas on-line. Nowy jest też tunel środkowy, ale dźwignia zmiany biegów pozostała w nim bez zmian, opierając się nowym trendom w motoryzacji. Nowa za to jest też kierownica.
Auto nie urosło znacząco ani wzdłuż, ani wszerz. Ma 4,92 m długości, rozstaw osi to 2,82 m, a pojemność bagażnika wynosi 493 l. Trudno się dziwić. Platforma GA-K z serii TNGA jest dokładnie ta sama. To na niej powstała 8 generacja auta z 2017 roku.
Nowa Camry w wersji Comfort kosztuje 185 900 zł lub od 1648 zł netto miesięcznie w leasingu importera. Jest jednak promocja, która obniża cenę o ponad 15 tys. zł i to niezależnie od wersji. Auto już w podstawowej odmianie wyposażone jest m.in. w dwustrefową klimatyzację automatyczną, inteligentny kluczyk, stację do bezprzewodowego ładowania smartfonów, podgrzewane wycieraczki, system multimedialny Toyota Smart Connect z 12,3-calowym ekranem dotykowym z nawigacją online oraz inteligentnym asystentem głosowym, a także najnowsze systemy bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy Toyota T-MATE, w tym trzecią generacją Toyota SafetySense z układem wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia (PCS), systemem monitorowania martwego pola w lusterkach (BSM) i kamerą monitorującą kierowcę (DMC). Auto ma 17-calowe felgi aluminiowe, inteligentny tempomat adaptacyjny, czujniki parkowania oraz podgrzewane fotele przednie.
Wersja Prestige wzbogacona m.in. o 18-calowe felgi aluminiowe, tapicerkę ze skóry naturalnej i syntetycznej, fotele przednie z wentylacją, technologię oczyszczania powietrza Nanoe, przyciemniane szyby tylne, światła główne oraz tylne lampy w technologii LED, cyfrowe zegary na ekranie o przekątnej 12,3 cala wyceniona jest już na 205 900 zł.
Lista systemów bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy tej wersji uzupełniona jest o asystenta zmiany pasa ruchu (LCA) oraz system ostrzegania o ruchu poprzecznym z przodu pojazdu (FCTA).
Najbogatsza i najdroższa odmiana Executive kosztuje 225 900 zł. Na pokładzie ma m.in. trzystrefowa klimatyzacja automatyczna, cyfrowe lusterko wsteczne, pamięć ustawień fotela kierowcy oraz lusterek zewnętrznych, wyświetlacz projekcyjny HUD na przedniej szybie oraz system Premium Audio JBL z 9 głośnikami.
Toyocie Camry zafundowano istotne zmiany. Auto lepiej wygląda, napęd jest jeszcze oszczędniejszy, a przy tym bardziej dynamiczny. Poprawił się także komfort jazdy.
W Polsce Camry ma w zasadzie tylko jednego konkurenta. To Škoda Superb, która jest co prawda liftbackiem, ale wygląda jak sedan. Superb dostępny jest także w wersji kombi z napędem spalinowym, po raz pierwszy miękką hybrydą lub hybrydą plug-in. Camry ma wyłącznie napęd hybrydowy. Jak pokazują dane CEPiK, lepiej i to dwukrotnie sprzedaje się Škoda (segment D+E). Ciekawe, czy zmiany, jakie zafundowano Camry, zmienią te statystyki. Bo nic nie wskazuje na to, by miała się pojawić jakaś nowa konkurencja. Nawet Volkswagen Passat odpuścił segment i dostępny jest już wyłącznie w wersji kombi.
Kto testował: Juliusz Szalek
Co: Toyota Camry