Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Konkurs

Genewa Motor Show. Powrót w wielkim stylu…

37 wystawców, 23 światowe premiery, 157 samochodów i 168 tys. widzów w tym 2 tys. akredytowanych dziennikarzy z całego świata. Salon samochodowy w Genewie po trzech latach wrócił do kalendarza. Do Szwajcarii pojechaliśmy i my, by sprawdzić, ile blasku z tego motoryzacyjnego świata pozostało.

Salon w Genewie to po Paryżu i Frankfurcie, organizowanym na przemian, jedna z trzech ważniejszych, jeśli nie najważniejsza motoryzacyjna impreza w Europie. Niestety, dwie pierwsze nie wytrzymały czasu pandemii i kryzysu branży. Przestały po prostu istnieć. Próba ich wskrzeszenia spełzła na niczym. Salon w Genewie z kolei po trzech latach wrócił do kalendarza i co więcej, organizatorzy odtrąbili sukces.

To właśnie do Genewy na początku każdego roku przyjeżdżał cały motoryzacyjny świat. Branża, ale także i widzowie oraz media, by zobaczyć na własne oczy, dotknąć i wsiąść do najważniejszych premierowych modeli przygotowanych na zbliżający się sezon. To także tutaj obowiązkowo meldowali się prezesi największych motoryzacyjnych koncernów, którzy w otoczeniu swoich dyrektorów i asystentów ukradkiem podglądali konkurencję, i z dumą zachwalając swoje samochody. Było tego tak dużo, że przez dwa pierwsze dni imprezy konferencje organizowane były co 30 minut. Z dokładnością szwajcarskiego zegarka.

 

W statystykach wszystko fajnie, ale...

Pandemia przerwała historię genewskiego salonu. Na trzy lata zniknął on ze Szwajcarii z nieudaną próbą reaktywacji w… Katarze. W tym roku jednak motoryzacja znowu pojawia się w pustych halach kompleksu Palexpo. Na udział zdecydowało się 37 wystawców, zorganizowano 23 światowe premiery, prezentując w sumie 157 samochodów. A wszystko podziwiało, jak skrzętnie policzono, 168 tys. widzów w tym 2 tys. akredytowanych dziennikarzy z całego świata.

W liczbach nie wygląda to źle, jednak kto choć raz był na Salonie w Genewie lub widział tłumy, jakie co roku odwiedzały to miejsce, wie, że to zaledwie ułamek. Zupełnie inaczej wyglądają statystyki, jak powiemy, że z europejskich producentów samochodów na tegorocznym salonie w Genewie pojawiło się ich tylko… dwóch. To Renault i Dacia. I pewnie tylko przez przypadek francuska marka odebrała zaszczytny tytuł samochodu roku, przyznawany przez jury konkursu Car of the Year.
Renault pokazało model 5, który ma zmienić wizerunek europejskich dróg, oraz wspomniany samochód roku, czyli Scenic nowej generacji. Dacia z kolei pochwaliła się po raz pierwszy zmodyfikowanym tanim elektrykiem Spring i nowym Sandero. Lista nieobecnych jest zatem zatrważająco długa i nic nie wskazuje na to, by w przyszłym roku miała być krótsza.

Znacznie liczniej pojawili się w Genewie azjatyccy producenci. Ale jak ktoś szukał nowości Toyoty czy Kii, wrócił ze Szwajcarii zawiedziony. Ich także zabrakło. Było za to Isuzu, choć bez żadnego premierowego modelu, a także chiński BYD i MG. Mało jak na państwo, które wyrasta na motoryzacyjnego tygrysa ostrzącego sobie zęby na europejską konkurencję.

Owszem na chińskich stoiskach sporo się działo. MG po raz pierwszy w Europie pokazał swoją luksusową markę IM oraz modele, jakich w Polsce nie znamy. BYD obok gorących premier w postaci modelu Seal z napędem hybrydowym i Tang pokazał markę Denza oraz Yangwang i model U8 – kolosa, który potrafi pływać, jest hybrydą plug-in, ma 4 silniki elektryczne i moc ponad 1100 KM.

W przyszłym roku też będzie

Sporo przestrzeni w i tak zmniejszanych czarnym suknem halach zajmowały stoły i krzesła oraz obstawione niskim płotkiem samochody klasyczne i zabytkowe. Nie, żebym narzekał na przepiękne Bentleye, Aston Martiny czy bardziej popularne, choć klasyczne BMW i Citroëny, ale to trochę mało, jak na najbardziej prestiżową imprezę motoryzacyjną w Europie.
Oprócz najważniejszych marek i koncernów, nowości i samochodów koncepcyjnych (przepraszam, był jeden Pininfarina), zabrakło także ludzi. Tych najważniejszych. Szefów firm i prezesów, z którymi można było zawsze porozmawiać, wypytać, a czasami nawet rozdrażnić, chwaląc konkurencję. I choć organizatorzy tegorocznej 91. edycji GIMS odtrąbili sukces, ba, zapowiedzieli już termin przyszłorocznej imprezy, niewiele wskazuje na to, by wróciła ona do swojej świetności i przyciągnęła tych, których w tym roku zabrakło.

Juliusz Szalek

Przeczytaj również
Popularne