Wartość rezydualna samochodów (RV) to jeden z podstawowych parametrów rozpatrywanych w trakcie wyboru samochodów do parku flotowego. Jej określenie to zawsze spore wyzwanie dla menedżerów flot, ale odkąd wśród pojazdów firmowych coraz częściej pojawią się auta elektryczne, pytań o to, jak skutecznie szacować ich wartość po upływie okresu leasingu, pojawia się jeszcze więcej. Czy to właśnie dlatego w wielu firmach temat migracji na flotę zeroemisyjną bywa postrzegany jako projekt dla odważnych? Zapytaliśmy o to Michała Baranowskiego, współzałożyciela Elocity i eksperta rynku elektromobilności.
Maciej Chomacki: Rynek samochodów elektrycznych rozwija się dynamicznie, a widok auta z zielonymi tablicami rejestracyjnymi na ulicy już nam spowszedniał. Obserwujemy też rozwój infrastruktury ładowania i technologii do jej zarządzania. Użytkownicy elektryków przekonują, że już dziś są to auta równie funkcjonalne jak spalinowe. Tymczasem ich wartość rezydualna wciąż jest mniej korzystna w porównaniu do ich odpowiedników ze spalinowym napędem. Z czego to wynika?
Michał Baranowski: Warto przypomnieć, że na wartość rezydualną samochodu wpływa kilka czynników. Tradycyjnie są to: marka i jej reputacja, napęd, rodzaj nadwozia i poziom wyposażenia. W zasadzie do tej pory był to zamknięty katalog. Wszystko zmieniło się, kiedy na producentów zaczęto nakładać normy ekologiczne. Pojawiły się komunikaty o ograniczeniu rejestracji aut spalinowych od 2035 roku, a potem zapowiedzi wprowadzenia stref czystego transportu, które wywołały spadek sprzedaży aut z silnikami Diesla. W efekcie diesle są już passe.
Idąc tym tokiem myślenia, wartość rezydualna elektryków powinna być większa niż pojazdów spalinowych, a biznes powinien szturmować salony samochodowe w celu zakupu elektryków. Dlaczego więc tak nie jest?
Niewątpliwie napęd zeroemisyjny potrzebuje czasu na zbudowanie zaufania w branży flotowej. W dodatku w przypadku wartości rezydualnej aut elektrycznych pod uwagę bierzemy więcej czynników niż w przypadku aut spalinowych. Pamiętajmy też, że są to wciąż wyzwania jeszcze nowego rynku, a więc małej próby i znikomej liczby danych, dotyczących eksploatacji aut elektrycznych. Zwyczajnie po ludzku, boimy się tego, czego nie znamy. Łatwiej jest uwierzyć w stereotypowe opinie i powtarzać zasłyszane mity niż wsiąść do elektryka i samemu się przekonać, jak się z niego korzysta. Ale są też czynniki policzalne, które wpływają na RV aut elektrycznych.
Pewnie chodzi o trwałość baterii?
Między innymi. Temat trwałość baterii trakcyjnej budzi najwięcej obaw w przypadku wartości rezydualnej aut elektrycznych, ale tu znów pojawia się problem braku danych. Proces starzenia się baterii wydaje się nieunikniony. Z tego powodu pokutuje przekonanie, że zakup używanego samochodu elektrycznego jest obarczony dużym ryzykiem. W Elocity sprawdziliśmy to w praktyce. Okazało się, że badanie degradacji baterii w dwuletnim VW ID.4 z przebiegiem prawie 90 tysięcy kilometrów wykazało... 100% pojemności. Nie jest to jednak zasługa wyjątkowości testowego pojazdu tylko jego dobrej obsługi.
W większości przypadków samochód ładowany był zgodnie za zaleceniami producenta, ale w przypadku konieczności wysokiej dostępności – zawsze do 100 %. Co to oznacza? Oczywiście wyższą cenę sprzedaży – czyli lepszą RV. Kluczowa jest jednak wiedza i odpowiednie podejście do eksploatacji auta.
Bardzo ciekawy przykład. Co z pozostałymi czynnikami?
Przyjrzyjmy się teraz infrastrukturze ładowania. Niedostateczna liczba stacji ładowania w stosunku do dynamicznie rosnącej liczby elektryków na drogach to jeden z podstawowych argumentów zwolenników tezy o braku użyteczności elektrycznych aut bateryjnych. Rzeczywiście infrastruktura ładowania w Polsce rozwija się wolniej niż rynek pojazdów elektrycznych. Ale nie dramatyzujmy.
W praktyce przecież nie obserwujemy kolejek przy publicznych stacjach ładowania. W kontekście flot trzeba pamiętać, że większość ładowań i tak odbywa się z wykorzystaniem prywatnych stacji na parkingach biurowych. Pracownicy mogą ładować auta także na przydomowych stacjach.
Jak je potem rozliczyć? Najprościej skorzystać z usługi agenta rozliczeniowego oferowanej przez Elocity. Pozwoli to zwróci koszty służbowych ładowań w domach pracowników w zgodzie z przepisami. Z naszego doświadczenia wynika, że dostępność stacji ładowania w domu zmienia podejście do pojazdów elektrycznych nawet najbardziej sceptycznych pracowników. Spokojnie śpią także menedżerowie flot, bo pracownicy sami dbają, by każdego ranka auta EV były w pełni gotowe do pracy. W kontekście rozwoju infrastruktury ładowania zupełnie odrębną kwestią są formalności i wyzwania związane z budową nowych stacji, czy odbiorami technicznymi.
Kolejna sprawa to pewnie szybko starzejąca się technologia w autach elektrycznych?
Rzeczywiście, to jeden z ważniejszych czynników, wpływających na obniżenie wartości rezydualnej samochodów elektrycznych. Ten kij ma jednak dwa końce. Oczywiste jest, że w motoryzacji, a zwłaszcza elektrycznej, pojawiają się nowinki
i można odnieść wrażenie, że taki samochód starzeje się szybciej niż te pozbawione zaawansowanej technologii. Jednak dzięki aktualizacji oprogramowania te „nowinki” trafiają często do już eksploatowanych samochodów. A to znacznie zwiększa ich użyteczność. Jako przykład można wskazać Volkswageny z rodziny ID, których maksymalna prędkość ładowania na szybkich stacjach po aktualizacji wzrosła z 120kW na 170kW. To duża i bardzo przydatna zmiana.
W trakcie tej samej aktualizacji zmieniono program zarządzający napędem i dzięki temu zużycie energii zmalało o około 10 %. Innym przykładem jest Tesla, która wraz z nową wersją software „włączyła” funkcjonalność świateł matrycowych. W standardowych samochodach za takie rzeczy trzeba dopłacić.
W elektrykach pojawiają się bezpłatnie i często może się okazać, że właśnie dzięki nim auto staje się lepsze, niż kiedy wyjeżdżało z salonu.
Jak to przekłada się na wartość rezydualną aut elektrycznych?
Jeszcze się nie przekłada. Dopiero musimy się tego nauczyć. Kolejnym istotnym aspektem są mity dotyczące powszechnych i trudnych do ugaszenia pożarów aut elektrycznych. Tu wielkie nadzieje pokładam w rzetelnych branżowych mediach, które bardzo wspierają rynek elektromobilności, publikując dane dotyczące zarówno faktycznej częstotliwości takich przypadków, jak i rzeczywistego czasu gaszenia. Innym wyzwaniem są naprawy blacharsko-lakiernicze aut elektrycznych i krążące powszechnie opowieści o dużej skłonności ubezpieczycieli do przyznawania szkód całkowitych, nawet po niewielkich kolizjach.
Praktyka pokazuje zupełnie co innego. Samochody elektryczne naprawia się analogicznie jak spalinowe odpowiedniki – również biorąc pod uwagę czas i koszt usunięcia szkody. Co więcej, elektryki to pojazdy dużo prostsze w konstrukcji niż auto spalinowe. Jest tu dużo mniej elementów koniecznych do wymiany wraz z rosnącym przebiegiem. W tym miejscu znów warto podkreślić, jak ważna jest właściwa i świadoma eksploatacja samochodu.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że największy wpływ na wartość rezydualną elektryków ma tworzony wokół nich PR i edukacja dotycząca e-mobilności.
Tak jest. Powtarzanie negatywnych opinii na temat samochodów elektrycznych powoduje obniżenie ich wartości – zwłaszcza na rynku wtórnym.
Z drugiej strony jest to równoważone przywilejami i benefitami. Możliwość bezpłatnego parkowania w strefach płatnych czy jazda buspasem buduje pozytywny business case użytkowania aut EV. Rządowy program „Mój elektryk”, obniżający próg wejścia do świata elektromobilności, także pozytywnie wpływa na skalę rozwoju rynku e-mobility. To znowu podnosi RV. Zapowiadane dotacje do używanych aut elektrycznych również wprowadzają pewną gwarancję popytu, co znów powinno się pozytywnie odbić na wzroście ich wartości rezydualnej.
Spodziewam się, że wartości rezydualne samochodów elektrycznych w ciągu kilku następnych lat będą odwzorowaniem wartości charakterystycznych dla aut spalinowych, a być może nawet je przewyższą. Będzie to wynikać nie tylko ze skali, ale również obostrzeń ekologicznych dotyczących tradycyjnych napędów. W tym miejscu trzeba wspomnieć, że na rynku pojawiają się nieznani wcześniej gracze, którzy oprócz nowej marki samochodów przynoszą także nowe pomysły na ich dystrybucję. Tak naprawdę nie wiemy, jak poukłada się branża e-mobility, ale z tym większą fascynacją możemy ją obserwować. A na samym końcu – również my kierowcy – w końcu nauczymy się korzystać z dobrodziejstw elektrycznej motoryzacji. Nie taki diabeł straszny.