Na 35 stronach Ustawy o Elektromobilności i Paliwach Alternatywnych słowo „gniazdko” nawet nie pada. Ani razu. A przecież miało być tak pięknie. Gniazdko w każdym domu, w każdym domu elektryk i tanie ładowanie. Co poszło nie tak?
Pokolenie wychowane na wierszyku Juliana Tuwima „Pstryk” coraz chętniej przesiada się na samochody elektryczne. I choć wiedza o nich jest coraz większa, to o samej elektryczności pojęcie mamy nadal mgliste. Chyba tak mgliste, jak autor tych wersów.
Sterczy w ścianie taki pstryczek, Mały pstryczek-elektryczek, … To nie ognik. To przewodnik. Taki drut, a w drucie PRĄD. Robisz pstryk i włączasz PRĄD!
Nauczyliśmy się nieco elektromobilności i zamiast ciągnąc przedłużacz z okna, by przez 8 godzin ładować naszego elektryka, coraz chętniej korzystamy z punktów ładowania. To szybsze rozwiązanie, ale droższe. Powoli orientujemy się w kilowatach i amperach, rozróżniamy pojemności baterii, wiemy, jakie zużycie energii ma samochód elektryczny i na co zwracać uwagę przy jego wyborze.
Ale nadal elektromobilność dla wielu to tylko i wyłącznie sam samochód. Lśniący lakier, piękne kształty i olbrzymia moc. A co z mocą ładowania i nieszczęsnym gniazdkiem? Pamiętacie początki, gdy producenci samochodów i elektroentuzjaści snuli przed kierowcami wizje wygodnego ładowania we własnym domu lub garażu właśnie z własnego gniazdka? Podjeżdżasz, wpinasz i już. Właśnie to miała być istota elektromobilności. Przekonywano, że ładowanie z gniazdka jest najlepsze, bo w domu auto długo stoi, bo to dobrze dla baterii jak ładuje się powoli, wreszcie, bo właśnie wtedy prąd jest najtańszy.
Tyle tylko, że podpiąć auto do zwykłego gniazdka istniejącego w ścianie to olbrzymie ryzyko. Bo takie gniazdko nie jest przystosowane do ładowania samochodów elektrycznych. Ba, ono nawet nie może być do tego wykorzystane, bo w międzyczasie zmieniły się przepisy, wytyczne p.poż. i świadomość.
Czas zatem zrewidować plany ładowania auta z domowego gniazdka w istniejącej już instalacji. A czy można założyć takie gniazdko we własnym garażu bądź hali garażowej? Można, ale jest to praktycznie niemożliwe. Pół biedy, jak mieszkasz w domu, ale w bloku, w hali garażowej nikt się na to nie zgodzi. Z jednej strony są formalności i procedury, z drugiej, wymagania techniczne, z trzeciej, świadomość i ryzyko. Ryzyko, które trudno podjąć. Co zatem trzeba zrobić, by ładować auto z własnego gniazdka?
Formalnie rzecz ujmując, gniazdko 230 V albo gniazdko siłowe nie jest punktem ładowania. Nie ma stosownych zabezpieczeń i ładowanie samochodu z istniejącego w instalacji gniazdka jest nielegalne. Owszem, technicznie to zadziała. Gniazdko 230 V naładuje w końcu auto, a do tzw. siły podepniemy wallboksa. Jeśli jednak dojdzie do pożaru lub innej awarii, to do odpowiedzialności zostaniemy pociągnięci my. A to spore koszty i nie ma co tutaj straszyć od razu pożarem.
Zatem może założyć sobie nowy punkt ładowania? Dobry pomysł. Aby gniazdko zmieniło się w punkt ładowania, z formalnego punktu widzenia trzeba spełnić kilka wymogów. Jak tłumaczy nam Jakub Jedliński, ekspert elektromobilności związany z tworzeniem instalacji do ładowania samochodów elektrycznych w domach, mieszkając w bloku, musimy przede wszystkim zwrócić się do zarządu wspólnoty o zgodę na taki punkt ładowania. Ta może zostać wydana jedynie na podstawie audytu, który zlecić może jedynie zarząd. Tak zapisano w ustawie. Wnioskodawca musi jednak zgodzić się we wniosku na pokrycie jego kosztów. A ten może być różny i waha się od 1 do nawet 3 tysięcy złotych.
Tu zaczyna się błędne koło, choć nadal sprawa wydaje się prosta. Jednak wnioskodawca nie ma żadnych mechanizmów zmuszających zarząd do zlecenia audytu. Poza tym, jak mówi nasz rozmówca, na rynku pojawiają się oferty negatywnych audytów, co z gruntu zamyka nam drogę do stworzenia sobie własnego punktu ładowania.
Na końcu pozostaje niechęć lub obawa wspólnot przed pożarami. Właśnie dlatego zgody na tworzenie prywatnych punktów ładowania wydawane są bardzo rzadko. Ale jeśli wnioskodawca spełnił wszystkie wymogi formalne określone w ustawie o elektromobilności, zarząd wspólnoty nie ma w zasadzie podstawy prawnej do odmowy montażu stacji. Jedyną wtedy drogą jest sąd.
Wpinając dzisiaj samochodową ładowarkę do zwykłego gniazdka w istniejącej instalacji elektrycznej bloku lub domu, lepiej się zastanowić. Bo choć to możliwe, wiąże się ze sporym ryzykiem. I wcale nie chodzi o straszenie. Chodzi o świadomość. Eksperci wymieniają tutaj kilka głównych zagrożeń.
Jeśli się uprzemy, wywalczymy zgody zarządu i zapłacimy za audyt, będziemy mogli przystąpić do projektowania instalacji i jej montażu. Oczywiście, zlecić to trzeba specjalistom z uprawnieniami, bo wtedy gwarantują nam, że wszystko zostanie zaprojektowane zgodnie z wymogami. Co ciekawe, nasz dostawca energii musi jedynie podpiąć ją później pod licznik. Wszystko zatem załatwiamy sami.
Jeśli zdecydujemy się na punkt ładowania w formie gniazda 230 V, sprawa jest o tyle prosta, że wykorzystamy zwykły domowy licznik. Jeśli jednak zdecydujemy się na gniazdo trzyfazowe, będziemy musieli wystąpić do dostawcy energii dodatkowo o zmianę licznika. I tu uwaga, w wielu przypadkach taki licznik już mamy, bo w domu np. korzystamy z płyty elektrycznej lub indukcyjnej, która wymaga właśnie tzw. siły.
Kolejny krok to sprawdzenie, jaka odległość dzieli nasz licznik od miejsca postojowego, przy którym chcemy zainstalować punkt ładowania. To wpływa na cenę oraz moc prądu, jaka musi być w instalacji, bo warto wystąpić do dostawcy energii o większy przydział. Zależy to jednak od indywidualnych potrzeb.
Co do samej instalacji to musi ona spełniać warunki techniczne. Eksperci wskazują tutaj kilka ważnych elementów.
Oprócz tego trzeba zmienić regulamin garażu i zapisać zasady, jak ładować można w nim auto. Nawet jeśli to jest tylko nasze miejsce, nasz punkt ładowania oraz nasz samochód.
Projekt instalacji musi także spełniać wymagania p.poż. W maju tego roku stosowne wytyczne przedstawił zespół składający się z przedstawicieli Straży Pożarnej i naukowców. W zaleceniach znalazły się przede wszystkim montaż systemów automatycznie wykrywających ogień, dym lub podwyższoną temperaturę i informujących straż pożarną, lub osoby odpowiedzialne o wystąpieniu tych zjawisk. Zaleca się także zastosować systemy ograniczające rozprzestrzenianie się pożaru.
W zaleceniach jasno stwierdzono, że pożarów pojazdów elektrycznych notuje się proporcjonalnie mniej niż spalinowych, jednak ze względów na specyfikę palenia się samochodów elektrycznych, a dokładnie rzecz ujmując, ich baterii, konieczna jest szybka reakcja i szybkie wykrycie potencjalnego pożaru. Z formalnego punktu widzenia to jednak tylko zalecenia nie obowiązek.
Droga do ładowania własnego samochodu we własnym gniazdku, czyli punkcie ładowani, nie jest prosta. Szczególnie w bloku. Wymaga wytrwałości i sporych nakładów. Na szczęście i te lekcje odrabiamy, bo nowe przepisy budowlane, których zmianę wymuszają nowe unijne dyrektywy, zakładają już np. tworzenie infrastruktury kanałowej oraz instalacji do ładowania na etapie projektu. Może nie od razu w domach, ale przynajmniej w biurowcach. Sporo więc jeszcze nauki przed nami.
Juliusz Szalek