Do czego można porównać Konę Electric? Według mnie bardziej do typowego spalinowego crossovera niż do elektryków. Wiele razy podczas testów dotarło do mnie, że zapominałem, iż od kilku dni jeżdżę elektrykiem. Taka sytuacja nie zdarza się np. w BMW i3.
Marek Wojtas
Starszy Specjalista ds. Obsługi Floty Samochodowej, branża telekomunikacyjna
Zasięg, czas ładowania, infrastruktura – te trzy słowa ciągle przewijają się we wszelkich testach, opiniach czy komentarzach dotyczących elektromobilności i samych samochodów elektrycznych. W związku z tym, że nie jestem fanem liczb podawanych przez producenta, czy osiąganych przez innych kierowców, celowo pominę w teście te kwestie. Samochody używane są w zgoła odmiennych warunkach pogodowych, kierowcy mają inne przyzwyczajenia itd., co w przypadku elektryków jest szczególnie ważne, gdyż wyniki są wrażliwe na sposób użytkowania.
Jak wyobrażam sobie jazdę samochodem elektrycznym? Wsiadam, włączam auto i odjeżdżam. Wszystko w całkowitej ciszy. W Konie Electric jest prawie tak, jak w moich wyobrażeniach. Prawie. Owszem, auto nie wydaje z siebie żadnych dźwięków znanych ze spalinowych aut, lecz powoduje to, że wszystkie inne dźwięki są dużo bardziej zauważalne. Nie mówię tu już o samych czujnikach parkowania czy głośnej sygnalizacji niezapiętych pasów. Po odpaleniu auta jesteśmy witani melodyjką, system BLIS jest dość czuły i głośny, podczas cofania auto nadaje sygnały dźwiękowe, informując pieszych o manewrze, co jednoznacznie kojarzy mi się z ciężarówkami. Nie można także nie zauważyć dosyć twardych plastików, szczególnie na konsoli centralnej. Cokolwiek znajduje się w schowkach czy na półkach, nieprzyjemnie hałasuje. Szybka, która wyświetla wskazania head-up, podczas wysuwania również wydaje zauważalny dźwięk. Ogólnie samo auto jest dobrze wyciszone, jedynie z okolic nadkoli docierają dźwięki podczas jazdy po brudnej lub mokrej nawierzchni. Sądzę, że brak dźwięku spalinowego silnika uwypukla inne odgłosy, choć konkurencja poradziła sobie lepiej z tym problemem.
Ze względu na nisko umieszczony środek ciężkości przez baterie zamontowane pod podłogą, auto jest zaskakująco stabilne i pewne w prowadzeniu, szczególnie podczas jazdy z prędkością autostradową. Na szybszych odcinkach doskwierać może jedynie zauważalny świst powietrza, lecz potencjalni użytkownicy nie będą wybierać takiego auta na pokonywanie setek kilometrów autostradami. Wnętrze auta jest bardzo przyjemne i – oprócz wspomnianych wcześniej twardych plastików czy takiej sobie jakości kamery cofania – można je polubić. Jest ono intuicyjne i dobrze rozplanowane. Liczba schowków jest bardziej niż zadowalająca, podobnie jak ich wielkość. Fotele są naprawdę wygodne, a miejsca we wnętrzu znajdziemy nawet więcej niż wynikałoby to z wymiarów zewnętrznych. W bagażniku znajduje się oddzielne miejsce na ładowarkę czy kable. Wiem, że powinno być to standardem, aczkolwiek nawet w niektórych markach premium o tym nie pomyślano. I jeszcze jeden detal, który naprawdę mnie urzekł. Selektor zmiany biegów jest w przyciskach. Pierwszy model, gdzie widziałem takie rozwiązanie to… Aston Martin DB9.
Czy Hyundai Kona mógłby sprawdzić się we flocie samochodowej? Moim zdaniem tak, ale na razie nie jako jedyny model w owej flocie. Podczas wprowadzania auta do zarządzanej floty najpierw trzeba poznać profil użytkownika: wziąć pod uwagę, czy może używać prywatnie, jaki jest jego dzienny przebieg itd. Na pewno na początek według mnie auto świetnie sprawdziłoby się np. jako miejski pool-car, samochód działowy lub w innych przypadkach, kiedy auto w nocy parkuje w garażu firmowym. Hyundai Kona Electric ma baterie pozwalające przejechać porównywalne (bądź tylko nieco mniejsze) odległości jak małe auta miejskie na jednym baku, a przecież tego typu pojazdy nie są tankowane do pełna każdego dnia.
To, o czym trzeba pamiętać przy wprowadzaniu takiego rozwiązania do firmy, to to, że do TCO nie wchodzi już tylko samochód, serwis czy paliwo. W przypadku elektryków odchodzi nam co prawda koszt paliwa, ale dochodzi ładowanie pojazdu, do którego wymagana jest sieć, oraz koszt wallboksów, które dla wygody użycia ograniczą przestoje pojazdu. Serwis aut elektrycznych jest też tańszy, co może nieco zrekompensować wyższe ceny zakupu. Dziś wartość rezydualna pojazdów elektrycznych nie jest na tak wysokim poziomie, głównie z powodu dosyć młodego rynku. Chociaż trzeba dodać także niemierzalną wartość marketingową dla firmy – obecna moda nakazuje firmom mieć pogląd na szeroko pojętą ekologię, a w szczególności dobrze widziane jest, kiedy firma zaczyna korzystać z energii pochodzącej z zielonych źródeł.
Jeszcze kilka lat temu na końcu artykułu powinno znaleźć się pytanie: „Czy to jest przyszłość?”. Dziś już wiemy, że korzystanie z alternatywnych rozwiązań jest nieuniknione, choć jak pokazuje przykład Kony Electric, nie musi oznaczać dużych wyrzeczeń. Powracając do trzech słów z początku (zasięg, czas ładowania, infrastruktura), przypomnijmy sobie małe, plastikowe samochody elektryczne, które pojawiły się niecałą dekadę temu oraz na tamte czasy zerową infrastrukturę miejską. Widząc, jak świetną robotę i daleką drogę producenci przeszli do chwili obecnej, a także jak postępuje rozwój sieci ładowania, dostrzegam, że za kilka lat te problemy będą przeszłością.
Kto testował: Marek Wojtas
Co: Hyundai Kona Electric
stabilność pojazdu podczas jazdy, zasięg pozwalający na codzienne bezstresowe poruszanie się po mieście.
kość plastików we wnętrzu, wrażliwość działania asystentów drogowych.