Kiedyś w samochodowych reflektorach zamiast żarników stosowano świeczki. Obecnie światła halogenowe zostały wyparte przez ksenony, te przez diody, te przez lasery, a te zapewne także już przez coś. Jedyna realna zmiana dla polskiego rynku jest taka, że zamiast pisać w ogłoszeniach: ksenon, navi, trzeba będzie pisać; laser, navi. Trudno się było ludziom przestawić i zaakceptować, że do zapalenia świateł nie potrzebują już zapałek. Równie trudno było zaakceptować fakt, że mogą jeździć cały czas na światłach drogowych. Ludzie jednak potrafią się przyzwyczaić do wszystkiego, nawet do SUV-ów. Ludzie tak, a ja?
Od zawsze krzyczałem ‒ mimo że w większości niemo – że takie samochody nie nadają się do niczego, bo są za mało. Za mało osobowe, za mało terenowe, za mało oszczędne, za mało zgrabne, za mało pojemne. Nie chcę teraz rozstrzygać, ale mogę podać w wątpliwość, które auto stało się pierwszym SUV-em (swoją drogą nazwa samochód sportowo-użytkowy nie jest zbyt trafiona).
Może Jeep Wagoneer? Tylko jeżeli do konserwacji karoserii używasz środków do pielęgnacji drewna, to nie wiem, czy możemy nazwać to coś samochodem. Może zatem Toyota Rav4, a może pierwszy Forester? Akurat do Forestera jak do żadnego innego auta określenie sportowo-użytkowy pasuje idealnie. Zawsze stały napęd wszystkich kół, a z silnikiem turbo o mocy 250 KM i sportu mu odmówić nie można.
Nie to jest jednak najważniejsze, kto co zrobił i jak nazwał. Dla przykładu marka BMW produkuje SAV-y, czyli Sport Activity Vehicle. Czy BMW X4 jest bardziej Activity, czy może Range Rover Evoque? A może Mercedes Klasy G czy jednak Opel Mokka albo Dacia Duster? Spór nierozstrzygalny nawet w naszej niewielkiej redakcji, bo mimo że dziennikarzy trzech, to opinii pięć (koledzy mają dwojakie osobowości). W Europie SUV-y pojawiły się mniej więcej 20 lat temu i od tego momentu ten segment uległ motoryzacyjnej mitozie, tworząc przeróżne samochody i modele. Na początku endemiczne europejskie gatunki stawiały opór, ale nowe gatunki były ekspansywne. Ciągle chciały więcej i więcej. Pożarły vany, pożarły klasyczne terenówki, pożarły sedany, a teraz biorą się za limuzyny i hatchbacki. Podgryzały nawet kabriolety, ale szczęśliwie Evoque Convertible okazał się ślepą drogą ewolucji.
Okazało się, że ludzie, rynek tak naprawdę potrzebują samochodu, który może spełnić, jeżeli nie wszystkie, to na pewno większość, potrzeby. Powstały luksusowe SUV-y, oferujące komfort limuzyn, ale bardziej ostentacyjnie pokazujące liczbę zer na koncie właściciela. Powstały małe crossoverki, aby ich właścicielki mogły z mniejszymi konsekwencjami podjeżdżać pod wyższe krawężniki. Powstały wreszcie lekko uterenowione kombi jak Passat Alltrack, Audi A6 Allroad czy Subaru Outback, bo… te akurat powstały, bo są superfajne!
Kiedy już rynek zaakceptował te samochody (wybacz Evoque C), inżynierowie, stratedzy i styliści zaczęli eksperymentować. Okazało się, że może napęd na wszystkie koła nie jest koniecznością. Wtedy samochody są tańsze i palą mniej. Może nie muszą być także bardzo praktyczne i powstało BMW X6, Mercedes GLE Coupe i Audi Q8. Inni zasnęli za deską kreślarską, rozmazali projekt. Mam przypuszczenia, że tak powstał Nissan Juke. Samochód, który szokował, ale który zrobił dla Nissana i całego segmentu wiele dobrego.
Mam pewien sentyment do pewnych motoryzacyjnych rozwiązań, chociaż one także zostaną wyparte przez te bardziej przystosowane ewolucyjnie. Znikną klasyczne zegary, bo matka natura moto preferuje te tańsze, ciekłokrystaliczne. Znikną także klasyczne skrzynie biegów, bo automaty są bardziej wydajne. Z czasem znikną także silniki spalinowe. Nie pozostanie nic innego, jak się przyzwyczaić. SUV-y są fajne, praktyczne i może prawda jest taka, że wcale nie mają niczego mniej, a właśnie wszystkiego mają więcej?
Ps. Z ostatniej chwili! Kiedy wszyscy myśleli, że czas prawdziwych samochodów terenowych przeminął, Suzuki pokazało Jimny. Szach i mat!
Tomasz Siwiński