Miały być życzenia – Wesołych Świąt i…. Wystarczy, teraz sedno. Trudno być obiektywnym dziennikarzem. Piszesz dla „Wiadomości Wędkarskich” o kołowrotkach i co, jesteś całkowicie obiektywny? Przecież masz wędkę, a na niej jakiś kołowrotek. Czemu ten? Bo po prostu najbardziej ci pasuje, najbardziej go lubisz i spełnia twoje oczekiwania. A jeżeli nie jest to twój ukochany model, to na pewno gdzieś na świecie jest kołowrót, o którym zawsze marzyłeś, prakołowrót. Kołowrót, na który jeszcze cię nie stać, ale którego plakat masz powieszone nad łóżkiem i czasowo jego widok może pozbawić cię problemów z erekcją. Rolls Royce wśród kołowrotków. Ergo – robiąc przegląd tych urządzeń ‒ zawsze jesteś bardziej przychylny tej marce i temu modelowi.
Tak samo jest, kiedy pismo traktuje o karmach dla zwierząt, polityce, sprzęcie audio, no i oczywiście o samochodach.
Dlatego ostatnią stronę w wydaniu grudniowym pozwoliłem sobie zostawić na skompletowanie zestawu samochodów, które chciałbym mieć w garażu.
Jak bardzo boli mnie i kłuje w sercu, kiedy z lubością przeglądam garaże najbogatszych gwiazd zawodowego sportu. Bentley, Bugatti, Ferrari, Bentley, Bugatti, Ferrari… Jak bardzo trzeba być pozbawionym wyobraźni, żeby zagracać sobie garaż takimi samochodami. Wiem, że w momencie kariery, kiedy zarabiasz więcej pieniędzy na godzinę (netto), niż możesz spalić w piecu w ciągu dnia (brutto), nie patrzysz na cenę. Wiem też, że kiedy jesteś pod prysznicem z kolegami i w kategorii przyrodzenie wypada remis (zawodowi sportowcy zawsze rywalizują), to dogrywkę trzeba przeprowadzić na parkingu. To wszystko nie przeszkadza jednak w tym, żeby mieć też odrobinę zdrowego rozsądku i wyobraźni.
Zawodowym sportowcem nie będę. Ta smutna prawda trafiła do mnie już jakiś czas temu. Dokładnie 32 lata temu, kiedy okrzyczał mnie trener, a ja spontanicznie się rozpłakałem i chyba popuściłem. Od tego czasu płaczę (tylko płaczę) nawet wtedy, kiedy oglądam sport. Z nerwów, że ktoś znowu na mnie nakrzyczy, że źle oglądam. Mam jednak wyobraźnię i oto jak wyobrażam sobie pięć samochodów, które chciałbym mieć. Oczywiście, żeby była jasność, samochody wyobrażam sobie bezterminowo ubezpieczone, serwisowane w zamian za dobre słowo i do każdego przypisana byłaby karta paliwowa.
Dobra, też opony. Nie chcę, żebyście pomyśleli, że jestem pazerny, ale chciałbym spać spokojnie i wolałbym nie troszczyć się o to, że: Panie Tomaszu (mając te samochody, byłbym panem Tomaszem), niestety, mamy problem z jedną oponą. Najwcześniej będzie u nas we wrześniu.
Wy, flotowcy, zapewne zauważyliście tę niepisaną prawdę: obojętnie kiedy macie problem z oponą, ona najwcześniej będzie we wrześniu. Jest jeden wyjątek od tej reguły. Tak, macie rację, kiedy jest sierpień. Czyli miałbym też do każdego z moich pięciu samochodów po kilka kompletów opon. Letnich i zimowych oczywiście. Tylko pytanie teraz, które sobie zadam głośno. Co z lawetą? Nie wszystkimi przecież z moich pięciu samochodów chciałbym jeździć na kołach. Jednocześnie nie chciałbym, aby jedno z pięciu marzeń zmarnować na lawetę, chociaż znam takich, którzy woleliby dostać pięć lawet zamiast pięciu samochodów marzeń.
Wobec tego chciałbym jeszcze lawetę. Jedną, nie będę pazerny. Przydałoby się też prawo jazdy B+E. Takie w zupełności by wystarczyło, bo nie zamierzam ciągać nie wiadomo jak ciężkich samochodów. Tylko, cholera, problem się rodzi. No bo opłaty za przejazdy autostradami nie należą do niskich. Chcąc nie chcąc, muszę wymarzyć sobie – jakkolwiek to debilnie brzmi – viaTOLL. Oczywiście opłacony po wsze czasy we wszystkich kierunkach. Nie wiem przecież, gdzie będę chciał jeden z moich pięciu wymarzonych samochodów przetransportować.
Czy mam już wszystko? Chyba tak, pozostaje kwestia garaży ‒ to swoją drogą liczba mnoga, która bardzo wiele mówi o statusie społecznym. Kiedy w rozmowie ze mną ktoś użyje liczby mnogiej rzeczownika garaż, jasne dla mnie staje się, że ta osoba to jest naprawdę ktoś. Nawet zwrot wielopoziomowy garaż nie jest tak fajny jak określenie garaże. Oczywiście w odpowiednim kontekście. Ostatnio, stojąc przed ulubioną knajpą otoczoną garażami, usłyszałem rozmowę dwóch panów sceptycznie podchodzących do abstynencji: Chodź wypić za garaże. Dobra.
Ale wracając do kołowrotków; nie, zaraz… do samochodów? A już wiem, życzenia: …Szczęśliwego Nowego Roku!
Tomasz Siwiński