Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
MAN

Obszar kontrowersyjnie zabudowany

Kiedy Państwo czytają ten felieton, to w kraju są co najmniej dwie zadowolone osoby. Pierwszą z nich jestem ja, bo czytają Państwo ten felieton; drugą – obecny prezydent elekt. Serdecznie gratulujemy panu..? No, właśnie. Państwo to wiedzą, ja jeszcze nie. W każdym razie założyłem w ciemno, że elekt się cieszy. Nie będę jednak politykował. Zaznaczę tylko, że cieszy mnie prywatnie, że społeczeństwo jakkolwiek postanowiło zabrać głos w dyskusji. Z większym bądź mniejszym pożytkiem, głosząc mądrzejsze bądź mniej mądre poglądy, ale jednak. Lepsze to niż kompletny tumiwisizm.

Pozostając w tematyce politycznej, słówko na temat nowych przepisów kodeksu drogowego. Całkowita zgoda dla bardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących jazdy pod wpływem alkoholu, bo dla idiotów tolerancji być nie może. A co z przekroczeniem prędkości w obszarze zabudowanym o więcej niż 50 km/h? W teorii świetna sprawa. Każdy wyobraża sobie pędzącego tuż przed ósmą rano 100 km/h w okolicach szkoły pirata drogowego, który stwarza realne zagrożenie dla niewinnych berbeci. Podobnie jak w przypadku wyborów, także nie brakuje radykałów. Zabrać dożywotnio prawo jazdy, zabrać samochód, ubić na miejscu (to także, niestety, cytat z sondy ulicznej). Odrzucając skrajne poglądy, każdy normalny obywatel jest w stanie się zgodzić – zabrać takiemu prawo jazdy. Może po trzech miesiącach w komunikacji zbiorowej, otoczony – nie tylko, ale także – ludźmi o wątpliwym stosunku do kwestii higieny osobistej przemyśli swoje zachowanie. Może kiedy raz lub dwa usłyszy: bileciki do kontroli, kiedy na własnym portfelu przekona się, że problem kieszonkowców dotyka, i to dosłownie, także jego, może się zreflektuje. Osobiście uważam, że nie, a jeżeli już, to w marginalnej skali. Jednak tolerować tego nie można, ale jest tylko jedno ale.

Ale co zrobić z naprawdę idiotycznie ustawionymi znakami? Kto jest bez winy, szanowni czytelnicy, niech pierwszy rzuci kamieniem i szczerze przyzna – nie przekroczyłem prędkości w obszarze zabudowanym o 50 km. Wiem, że są tacy i brawa im za to, ale wiem także, że są i tacy, w tym piszący, że sporadycznie zdarzyło się to zrobić. Nie przed szkołą, nie w miejscach, które znacie, ale musicie przyznać, że są miejsca, gdzie absurdalność ustawienia znaków drogowych każe przypuszczać, że jest to nic innego jak tylko bramka do poboru opłat. Obszar zabudowany, tylko ja się pytam: czym zabudowany? Krecimi kopcami, ulami czy zabudowany debilnymi znakami właśnie. Żeby była jasność, popieram nowo przyjęte przepisy, ale nie bezkrytycznie. Najpierw zoptymalizujmy oznaczenia naszych dróg, a później egzekwujmy rozsądną po nich jazdę. Policja mówi, to nie my odpowiadamy za ustawienia znaków. Jest ograniczenie do 40 km/h, to stoimy i łapiemy. Tak nam kazali i tak robimy. Koniec i kropka. A że nie zawsze albo rzadko, albo prawie wcale nie tam, gdzie faktycznie są miejsca niebezpieczne, no, cóż, panie kierowco.

Ostatnio wraz z grupką przyjaciół jechaliśmy w pewną sobotę bladym świtem na tor w Bednarach. Samochody prędkie, a nie powiem. Dodatkowo jak dodamy do tego wszystkiego syndrom podróżowania w grupie (cztery samochody), to sami państwo wiedzą, jaki może być efekt. Ja wyprzedzę kolegę, kolega wyprzedzi mnie, podgonimy kogoś na drodze, jakiegoś lamera wyprzedzimy naszymi szybkimi furami na ciągłej, bo przecież, po pierwsze, mam szybkie auto, a – po drugie – umiem.

Nasze popisy skończyły się mandatem! Brawo. Sam krzyczałbym najgłośniej, domagając się linczu, wiedząc, że grupka czterech młodych ludzi – pewnie bogaci i myślą, że im wszystko wolno – gna swoimi supersamochodami, nie zważając na nic i nikogo. Tylko…

Tylko wyglądało to odrobinę inaczej. Jechaliśmy, mówiąc potocznie, na cztery auta. Fakt, były to samochody nieco mocniejsze od średniej krajowej, jednak mocne nie zawsze oznacza szybkie. Jednak z kilku powodów, a nie wszystkie są szlachetne, jechaliśmy jak skończone pierdoły. Nie do końca znaliśmy drogę – to raz; niespecjalnie się spieszyliśmy, ponieważ wyjechaliśmy z dużym zapasem czasowym – to dwa; jechaliśmy wyjeździć się po wsze czasy sportowo na torze – to trzy. Po czwarte, wszystkie auta miały blokadę akustyczną i finansową. Po przekroczeniu 70 km/h poziom hałasu był proporcjonalny ze wzrostem spalania. Spalania 100-oktanowej benzyny, której cena zaczyna się od cyfry 6.

Nie przeszkodziło to pani policjant na pustej drodze o godzinie 6.20 wyskoczyć z laserowym radarem zza kiosku z wędlinami (tak było) i z wyrazem zawziętej satysfakcji zatrzymać jednego z nas. Tadam – jest pochwycony pirat w sportowym samochodzie, który wyjechał na drogę tylko w celu płoszenia drobiu i gonienia rowerzystów.

63 km/h na ograniczeniu do 50, na obszarze zabudowanym tylko w teorii. Mniej więcej 500 metrów za szkołą. Czemu? – Bo tutaj zawsze przyspieszają – powiedziała pani policjantka. 100 zł i 4 pkt karne dedykujemy poprawie bezpieczeństwa na naszych drogach, a nie łataniu dziury budżetowej.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne