Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Lewoskręt

Nie będzie agitacji wyborczej. Okres kampanii wyborczej, bez względu jakiej, jest u mnie okresem wzmożonego czytelnictwa. Wynika to z prostego faktu, że jeżeli w okresie międzywyborczym lubię śledzić wiadomości, o tyle podczas kampanii niemal zawsze wybieram książkę.
Będzie, a właściwie już jest, o żużlu, z angielska speedwayu. Wysoko podjeżdżają teraz nawilżone kremami powieki wielkomiejskich czytelników. Puchną zadziwione oczęta key account i project managerów, nie wypadając z oczodołów tylko dlatego, że zatrzymują się na hipsterskich okularach zerówkach. Ale że żużel?
No pewnie. Ironizuję z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że lubię śmiać się z ludzi, którzy swoje mniej lub bardziej mizerne kompetencje skrywają za dumnie brzmiącymi wizytówkami, na których pięciowyrazowe stanowisko w języku Szekspira jest absolutnym minimum, aby być poważanym. Po drugie ironizuję, bo żużel, którego jestem nie tylko fanem, ale i wyznawcą, jest domeną mniejszych ośrodków miejskich. Tak, jest Wrocław i Gdańsk, ale poza tym to: Leszno, Zielona Góra, Toruń, Tarnów, Bydgoszcz, Gorzów, Gniezno, Piła, Częstochowa, Grudziądz, Lublin, Rybnik.
Przybyło kilka miast na mapie Polski, w których narobiłem sobie wrogów. Jednak jak sami widzicie, nie są to miasta największe. A wiadomo, że mieszkańcy wielkich europejskich miast nie bardzo interesują się prowincją. Tymczasem w tych miastach żużel nie jest dyscypliną. Jest religią i to nie dlatego, że nie ma tam nic innego do roboty, tylko dlatego, że to niesamowicie interesująca i trzymająca w napięciu dyscyplina, przy której piłka nożna jest równie emocjonująca co szydełkowanie na czas.
Dlatego postanowiłem krzewić żużlową kulturę wśród naszych czytelników (ciekawe, czy jest chociaż jeden kibic?), głównie tych z wielkich ośrodków miejskich. Poniżej przedstawiam skondensowaną porcję wiedzy o tej szlachetnej dyscyplinie, która pozwoli bez wstydu zabrać głos jako ekspert i udać się na zawody żużlowe bez efektu ostracyzmu.

Jak rozpoznać kibica?
Kibice żużlowi, bez względu na to, jakiemu klubowi i w jakiej klasie rozgrywkowej kibicują, wyglądają jak przybysze z odległych zakątków znanego nam wszechświata. Mogą bez charakteryzacji występować w „Gwiezdnych wojnach” albo u Wojtka Smażowskiego w filmie „Dom zły”. Ich odzież jest w stanie biologicznego rozkładu. Poznać ich można po wielonarządowych obrażeniach prowadzących do rozległych fizycznych i psychicznych deformacji. Wszystko to na skutek wieloletniego kibicowania. Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, na czubku głowy noszą czapkę z daszkiem, nie wiedząc, że jej rozmiar można regulować. Na ogół są niegroźni i przebywają permanentnie pod wpływem alkoholu. Jedyne pieniądze wydają na karnet na mecze, a potem piją z żalu, że ich drużyna przegrywa, albo ze szczęścia, że wygrywa.

Żużlowy savoir-vivre
Na mecz żużlowy, zwany meczem żużlowym, nigdy, pod rygorem utraty zdrowia psychicznego, nie możemy udać się trzeźwi. Koniecznie musimy wyposażyć się w jakiś szalik, nie musi być on konkretnego klubu, ponieważ od lat i tak żaden kibic żużla nie odróżnia kolorów. Na stadionie obowiązkowo kupujemy kiełbasę z rusztu i piwo, a także niezliczone ilości słonecznika (ziarno lub słoń), najlepiej podwójnie solonego. W dobrym tonie jest udostępnianie ziarna na żądanie innych kibiców. Żądanie to może być wyrażone za pomocą spojrzenia, ruchu skrzelami, macką, klepnięcia w kark, gulgotania, warczenia i wszelkich onomatopeicznych chrząknięć.

O co w tym chodzi?
Należy ustawić się twarzą w kierunku toru, w jednej ręce trzymając słonia, w drugiej piwo, i ruszać głową za przesuwającymi się motocyklami. Ważne, jeździmy tylko w lewo. Jeżeli ktoś jedzie w prawo, to albo nie są to zawody żużlowe, albo jest kretynem. Nasi zawodnicy jeżdżą w kaskach o kolorze czerwonym i niebieskim, wrogowie w białych i żółtych. Kiedy ruszy wyścig, należy krzyczeć i gestykulować. Treść nie ma znaczenia, bo i tak niczego nie słychać. Na koniec czwartego okrążenia warto głośno do współbiesiadników powiedzieć wyraz na k, ponieważ jego uniwersalność jest tak wielka, że bez względu na to, czy wygramy, czy przegramy, pasuje doskonale. Czynność tę powtarzamy przez piętnaście biegów. Po zakończonych zawodach kibice udają się na swoje planety. W razie potrzeby za pośrednictwem Internetu możemy się dowiedzieć, która drużyna wygrała, co nie ma najmniejszego znaczenia. mamy przed sobą cały tydzień na regenerację, aż do następnej niedzieli, kiedy odbędzie się następny mecz.
Na koniec dobra rada. Jeżeli nie musicie, nie chodźcie na mecze żużlowe. Ja, niestety, nie mam już wyjścia.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne