Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
MAN

L jak loser i lewactwo

Po raz kolejny zemściło się na mnie to, że felieton, który poniekąd traktuję jak przywilej, zostawiam sobie na koniec. Tak więc ten piszę po weekendzie. Smutnym i strasznym weekendzie. Nie będę pisał, że jestem paryżaninem, bo nim nie jestem. Nie będę wrzucał flagi francuskiej ani nie ustawię jako dzwonka Marsylianki. Po prostu powiem, że szczerze jest mi przykro. Przykro mi też, gdyż terroryści osiągają swój cel, jakim nie jest zabicie niewinnych osób. Chociaż brzmi to strasznie, jest to tylko środek do celu, jakim jest wywołanie rozłamu w społeczeństwach, dumnie nazywających się cywilizacją Zachodu. To udaje się doskonale, co widać chociażby na przykładzie naszego kraju.

Kiedyś w Polsce podział był jasny: Masz konto na Facebooku albo nie masz. Koniec i kropka. Teraz, ktoś, kto chce przyjęcia uchodźców, jest lewakiem, a ten, który nie chce – prawakiem (niestety, słyszałem to określenie) chociaż lepiej powiedzieć nacjonalistą. Przestańmy tak myśleć i jak przy ocenie skoków narciarskich odrzuca się skrajne noty, my odrzućmy skrajne poglądy.

Postaram się więc napisać na temat, na który miałem napisać, a więc będzie o samochodach i kierowcach.

Każdy ma, a jeżeli nie ma, to powinien mieć, swój własny sposób na pozbycie się stresu, napięcia i negatywnych emocji. Jedni wylewają żółć w Internecie, inni chodzą na siłownię, koncerty. Kogoś potrafią odstresować dzieci, jeszcze kogoś wędkarstwo czy zakupy. Dla mnie takim wentylem jest udział z przyjaciółmi w amatorskich rajdach. Samochody mamy różne, podobnie jak różne są nasze umiejętności. Jedni jeżdżą starymi BMW na nowych lawetach ciągniętych przez inne stare BMW. Ktoś inny jeździ równie starym BMW, ale ciągniętym na lawecie przez Touarega. Jeszcze inni nowym Subaru na kołach, a ja…?

Ja miałem dwa warianty, czyli jeździłem na kołach i na kołach wracałem. Zdarzało się też, że jeździłem na kołach, a wracałem na lawecie. Teraz czekam na to, aż znów będę mógł jechać na kołach i, znając życie, wrócić na lawecie. Bez względu na wszystko, jeździmy i przy tym bawimy się absolutnie doskonale. Osią naszej dobrej zabawy jest oczywiście szydzenie i kpina z tych z nas, którym coś nie poszło. Wystarczy, że nagle się okaże, że ktoś zapomniał kompresora, że wlał płyn hamulcowy do chłodnicy, że wykręcił bączka i stracił czas, że zapomniał kasku albo ‒ wręcz przeciwnie – ma kask i wygląda w nim jak kompletny głupek. Co przejazd to ten z najlepszym czasem biega za pozostałymi z symbolem L, wykonanym z palców i przyłożonym do czoła (od angielskiego słowa loser, czyli przegrany). Efektem takiego zachowania, powtarzającego się cyklicznie nie tylko co przejazd, ale co rundę, jest to, że inni zawodnicy ‒ po pierwsze ‒ nie traktują nas poważnie ‒ a po drugie ‒ raczej nie rozbijają swoich stanowisk obok nas.

Taki weekend czy nawet jeden dzień pozwala nam naprawdę naładować się pozytywną energią na cały tydzień. Kpiny przenosimy do Internetu, a docinkom nie ma końca.

‒ Przykro mi, że w twoim zestawie: samochód do ciągnięcia lawety, laweta i wyścigówka, to właśnie laweta jest najdroższa.

‒ Ty za to powinieneś zgłosić do zawodów zamiast samochodu lawetę, przynajmniej się nie zepsuje na trasie.

‒ Fajnie, że masz zegarek z kalendarzem, przynajmniej będziesz mógł sobie zmierzyć czas swojego przejazdu.

‒  Jechałeś tak spektakularnie, że zamiast zakupu nowych opon lepiej zablokuj sobie na stałe przycisk awaryjny, przynajmniej nie będą się śmiali.

‒ Żeby z tobą wygrać, nie muszę zgłaszać samochodu, wystarczą sportowe buty.

‒  Opony kierunkowe założyli ci odwrotnie? Pewnie chcieli ci zaoszczędzić wstydu i zrobili tak, żebyś szybko i bezpiecznie mógł się wycofać.

‒ No, brawo. Widziałem czas kolegi. Szkolenia przynoszą pożądany efekt. Szkoda, że te z ekojazdy.

Tak można niemal bez końca, a wiele fragmentów nie nadaje się do cytowania, ponieważ dotyczą za ciasnej bielizny i niewykształconych pewnych elementów męskiej anatomii.

Na przeciwległym biegunie są zawodnicy, których samochody są równie profesjonalne, co ich podejście do zawodów. Są mechanicy, wozy serwisowe, hostessy, komplety części i niekończące się utyskiwania: to na pogodę, to na trasę, to na nadchodzący arktyczny niż czy wreszcie na perystaltykę własnych jelit. Protestują, bojkotują i tak w kółko. Nie mają tylko jednego – radości z tego, co robią. Dla tych wszystkich napiętych mam jeden przekaz – wielkie L jak loser.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne