Nie jest łatwo żyć w Polsce. Klimat, przynajmniej geograficznie, mamy umiarkowany, ale pogoda zdaje się tego nie brać pod uwagę. Fala upałów w lipcu i sierpniu zaskoczyła wszystkich po równo. Wczasowiczów, którzy wypoczywali nad Bałtykiem, ale także tych, którzy przez pogodę zostali oszukani i wybrali wypoczynek za granicą, bo przecież mogli smażyć się w promieniach naszego, lokalnego i patriotycznego słońca. Pogoda zaskoczyła także rolników i sadowników, bo dla jednych susza okazała się na tyle dokuczliwa, że stała się klęską żywiołową, dla drugich, bo klimat okazał się na tyle sprzyjający, że przyczyniła się do klęski urodzaju.
Jakby tego było mało, bezrobocie według danych Eurostatu spadło w Polsce w lipcu do poziomu 3,8%. Wydawać by się mogło, że to doskonałe wieści, ale gdzie tam. To całkowita klęska, bo nie ma kto pracować. Sytuacji nie ratuje nawet zaciąg pracowników zza wschodniej granicy. W efekcie część zbiorów pozostała na polach lub jest zrywana w barterze, czyli można sobie zabrać to, co się zerwało. Podobno najwięcej, co akurat czytelników naszego magazynu specjalnie dziwić nie powinno, zarabiają pośrednicy. Tanio skupują, drogo odsprzedają. Na poprawę humoru pomyślmy, co przeżywają biedni Czesi, gdzie stopa bezrobocia w lipcu wyniosła 2,3%. Aż ciarki przeszły mi po plecach.
Klęskę, ale na pewno nie urodzaju, zaprezentowały nasze piłkarskie kluby, które opadają jak niezebrany agrest z coraz to niższych klas rozgrywkowych. Legia odpadła z eliminacji Ligi Mistrzów z zespołem ze Słowacji, którego nazwy (przepraszam Słowaków), bez sięgania do Internetu nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Następnie w eliminacjach do Ligi Europejskiej trafiła na zespół z Luksemburga. Reakcyjny element antykibicowski rozsiewa podłe plotki, że jakoby zespół (także proszę o wybaczenie, bo nazwy nie zapamiętałem) to byli amatorzy, którzy musieli wziąć zwolnienia z pracy albo, co gorsza, bezpłatne urlopy na czas meczu. Co to to nie, a przynajmniej nie wszyscy. Może zatem zaproponować, żeby zawodnicy zespołu z Luksemburga przyszli grać do Legii, a zawodnicy Legii będą w barterze zrywać porzeczki, agrest, jabłka. Może nie najlepszy, ale zawsze jest to jakiś pomysł.
Żeby nie było, że pastwię się nad Legią, a jestem z Wrocławia (Legia przynajmniej miała okazję z czegoś odpaść), to słówko o solidarności, którą wykazały się pozostałe kluby, zdaje się, że Jagiellonia i Lech. Tym razem lepsze okazały się drużyny z Belgii, a więc to już naprawdę piłkarska potęga.
Dosyć jednak o piłce, ale pozostańmy przy sporcie. Tym razem sam urodzaj bez klęski. Mowa o polskich lekkoatletach, którzy bez respektu dla rywali rzucają, pchają i miotają wszystkim, co im wpadnie w ręce.
Teraz wreszcie słów kilka o samochodach. Mimo cen paliw – odsyłam do artykułów w magazynie i do wstępniaka – te sprzedają się dobrze jak nigdy. I co? Oczywiście, jest dobrze, ale nie fatalnie, jak zdają się mówić producenci. Owszem, nowe samochody się sprzedają i to, o dziwo, nie tylko do firm, ale kupują je i prywatni użytkownicy, ale to nastręcza całą masę problemów. Długi jest okres oczekiwania, a dla wielu zbyt długi. Na wybrane modele poszczególnych marek trzeba czekać nawet ponad 12 miesięcy. To faktycznie może zniechęcić młodszych klientów, którzy wszystko chcą mieć gotowe, tu, teraz i najlepiej przywiezione pod dom. Starsi są nieco cierpliwsi, bowiem kiedyś samochody kupowało się na talon i tak naprawdę brało się, co los przypisał, to w ogóle możliwość wyboru jest dla nich luksusem. To nie jedyny problem importerów. Samochodów także nie ma kto wozić, jest tak olbrzymi deficyt na rynku kierowców. Nie ma ich kto serwisować, a nawet nie zawsze ma kto je nam sprzedać.
Tutaj także chciałem błysnąć jakimś pomysłem, ale nic nie przyszło mi do głowy. Oczywiście, sprzedaż nowych samochodów, ta raportowana przez CEPiK, nijak się ma do tego, co spotkamy na polskich drogach. Tylko jeden salon, jednej określonej marki, w określonym współrzędnymi geograficznymi mieście, podczas jednego kwartału „nie” sprzedaje jednemu określonemu podmiotowi w Niemczach niemal 100 samochodów. Jakie to szczęście, że importer zakazuje takiego procederu.
Przypomniałem sobie ‒ F91 Dudelange, tak nazywał się zespół z Luksemburga. Brawo, chłopaki.
Tomasz Siwiński