Niemal każdy był przygotowany na kryzys i spowolnienie, jednak jak pokazuje obecna sytuacja, niektórzy byli, a niektórzy tylko o tym mówili. O rynku, nie tylko tym serwisowym, ale o przyszłości branży motoryzacyjnej w Polsce i na świecie rozmawiamy z Adamem Karpińskim prezesem zarządu Inter Cars Fleet Services
Tomasz Siwiński: Adamie, jak jest w sieci Inter Cars?
Adam Karpiński: Biorąc pod uwagę obecną sytuację, to naprawdę nie jest bardzo źle. Oczywiście niewielka część naszych warsztatów zawiesiła działalność, część wykorzystała tę sytuację do optymalizacji zatrudnienia. Wynika to oczywiście z naturalnego spadku przebiegów, podróży służbowych i pracy w trybie home office. Są jednak branże, które nie tylko nie ograniczyły przebiegów, ale jeżdżą nawet więcej. Dotyczy to flot dostawczych czy ciężarowych. W marcu zanotowaliśmy spadek obrotów rok do roku rzędu 12%. Prawdopodobnie kwiecień też będzie gorszy, ale widzimy w ostatnich dniach kwietnia pozytywny trend. Ruch w serwisach wraca powoli do normy.
Jak wygląda wasze zaopatrzenie w części? Przewidujecie jakieś problemy?
Nie mamy problemów, w odróżnieniu od niektórych importerów. Oczywiście stosujemy się do wszystkich zaleceń w dziedzinie higieny pracy rekomendowanych przez WHO i działamy normalnie, a nasi klienci nie odczują braku części. O tym mogę zapewnić.
Czy to oznacza, że byliście przygotowani na taką sytuację? Chyba nikt nie był.
Kilka lat temu nasza firma padła ofiarą bardzo dużego ataku hakerskiego, udało się nam wyjść z tego obronną ręką, a organizacja nauczyła się pracować w sytuacjach kryzysowych. Oczywiście nie byliśmy przygotowani na obecną pandemię, ale mieliśmy procedury na wypadek kryzysu. Nasza firma ma dużą sprawność i elastyczność w działaniu, co jest naszym największym atutem. Przede wszystkim mamy dużą dywersyfikację dostawców. Części pozyskujemy z wielu źródeł, co zapewnia nam ciągłość dostaw, nawet jeżeli na poszczególnych rynkach będą zamknięte fabryki.
Oczywiście niektóre procesy logistyczne są zaburzone i pojawiają się pewne zawirowania, ale pamiętajmy też o tym, że nasze magazyny są głębokie i dobrze zaopatrzone. W przypadku flot przeprowadziliśmy analizę zapasów, łańcucha dostaw i wyszło nam, że nawet bez dostaw zewnętrznych mamy zapasy pozwalające nam funkcjonować przez trzy miesiące. Słowem, nasi klienci nie odczują wpływu obecnej sytuacji na funkcjonowanie flot.
Jesteście olbrzymią firmą, czy obecna sytuacja oznacza, że duże firmy wyjdą z kryzysu jeszcze silniejsze, a mniejsze po prostu upadną?
To nawet nie jest kwestia wielkości firmy, ale tego, czy funkcjonuje na zdrowych zasadach. Czy sprawnie zarządza kosztami, czy ma procedury, czy jest mądrze zarządzana. Nie chciałbym być źle zrozumiany, ale jeżeli po trzech tygodniach firma nie ma środków na działanie i jest zmuszona się zamknąć, to była to organizacja niezdrowa. Na początku marca przewidywaliśmy, że obecny kryzys potrwa trzy, cztery miesiące i ten okres dla wielu firm może okazać się krytyczny. Wracając jeszcze do kwestii wielkości firmy, to oczywiście z racji skali zamówień jesteśmy przez naszych poddostawców często traktowani priorytetowo. To normalna zasada biznesowa.
To, co obserwujemy już teraz i co prawdopodobnie będzie miało daleko idące skutki, to po pierwsze wstrzymanie zakupów nowych samochodów oraz wydłużenie się okresu eksploatacji posiadanych samochodów. Już teraz widzimy, że firmy leasingowe oferują możliwość przedłużenia obecnie obowiązujących umów.
Przewidujesz, że liczba warsztatów spadnie?
Problem z warsztatami leży gdzie indziej. Wielu z dotychczasowych właścicieli odchodzi na emeryturę i nie mają komu przekazać biznesu. Młodzi niezbyt chętnie garną się do tego typu pracy. Poza tym bardzo dużo warsztatów jest pożeranych przez rynek deweloperski, a postawienie nowego warsztatu od podstaw to olbrzymi koszt. Z kolei postawienie małego warsztatu jest nieopłacalne. W skali europejskiej wciąż mamy za mało stanowisk warsztatowych, szczególnie tych z kompetencjami do obsługi nowych samochodów. Liczba warsztatów się nie zmieni, a bardziej zmieni się ich struktura. Nie zapominajmy, że na rynku pojawi się także większa liczba mechaników, z czym dotychczas był problem. Wystarczy zauważyć, ile osób już wróciło, czy planuje w najbliższym czasie wrócić z Anglii.
Warsztaty zrzeszone w waszej sieci mogą liczyć na wasze wsparcie?
Oczywiście, naszym warsztatom oferujemy wsparcie. Jest to zarówno wsparcie w zakresie realizacji zaleceń epidemiologicznych, jak i organizacji firmy w tej nowej sytuacji. Mamy webinaria dla warsztatów organizowane zarówno przez nas, jak i przez dostawców części, a pracownicy filii Inter Cars są na bieżąco w kontakcie z właścicielami serwisów, z którymi razem chcemy przejść ten trudny okres,
Jakie przewidujesz skutki obecnej sytuacji dla flot pracujących u nas? Czy możliwe są jakieś zmiany, które nie będą miały charakteru czasowego?
Nic nie dzieje się tu i teraz, w ciągu jednego dnia. Skutki pewnych decyzji będziemy mogli odczuć dopiero za jakiś czas. Oczywiście, tam, gdzie jest to możliwe, funkcjonuje praca zdalna, jednak biznes to relacje, kontakt z żywym człowiekiem. Kiedy tylko obecna sytuacja się unormuje, cały ruch wróci i będzie prawdopodobnie jeszcze większy. Wygrają ci, którzy jako pierwsi będą potrafili odbudować relacje. To, co obserwujemy już teraz i co prawdopodobnie będzie miało daleko idące skutki, to po pierwsze wstrzymanie zakupów nowych samochodów oraz wydłużenie się okresu eksploatacji posiadanych samochodów. Już teraz widzimy, że firmy leasingowe oferują możliwość przedłużenia obecnie obowiązujących umów. Nie będzie już umów na rok czy dwa lata, umowy trzyletnie będą luksusem, a standardem staną się umowy cztero- i pięcioletnie.
Dodatkowo zmieni się sam rynek pracy. Dotychczas mieliśmy do czynienia z rynkiem pracownika. To pracownik nierzadko decydował, jakim samochodem chciałby jeździć, a auto bardzo często było nie tylko narzędziem pracy, ale i benefitem. Teraz będziemy mieli do czynienia z rynkiem pracodawcy, a to oznacza, że zarządy mogą wykorzystać tę sytuację i wstrzymać kupno nowych samochodów oraz przeprowadzić proces optymalizacji kosztów.
Dla Was wydłużenie czasu eksploatacji samochodów to chyba dobre zjawisko. Wiadomo, że im starszy samochód z większym przebiegiem, tym częściej będzie odwiedzał serwis. Jak obecna sytuacja wpłynie na wartości rezydualne?
Obecnie o 40% spadł import używanych samochodów, niektóre kontrakty w firmach CFM będą się kończyły. Na rynku pojawi się zatem więcej droższych samochodów używanych, których jednak nie będzie miał kto kupić. To wszystko wpłynie na to, że wartości rezydualne zbliżą się do wartości realnych, bo dotychczas różnie z tym bywało. Oczywiście również kurs euro będzie miał wpływ na te parametry. Jednak najważniejszym czynnikiem będzie siła nabywcza społeczeństwa za kilka miesięcy.
My jesteśmy przygotowani do obsługi nowych flot, ale także, co pokazał kryzys w 2008 roku, kiedy także wydłużyły się okresy eksploatacji, do obsługi samochodów kilkuletnich.
Już zauważamy, że niektórzy klienci, z którymi prowadziliśmy rozmowy dotyczące obsługi serwisowej ich floty, a którzy zdecydowali się na obsługę w ASO, wracają do rozmów z nami. Każdy szuka oszczędności.
Który sektor związany z flotami twoim zdaniem najbardziej ucierpi na kryzysie?
Na pewno ucierpi sprzedaż samochodów, chociaż importerzy nie mają takich problemów, jak sieć dealerska. Wspomniałem już wcześniej, że w naszej branży serwisowej jest spowolnienie, które minie, kiedy tylko ludzie zaczną jeździć samochodami, czyli wrócą normalne przebiegi. Tego, że tak będzie, jestem niemal pewny. Tanie paliwo i spadek zaufania do środków komunikacji zbiorowej sprawią, że samochód stanie się bezpieczniejszym, oczywiście w kontekście zagrożenia epidemicznego, środkiem transportu.
Obecna sytuacja tylko przyspieszyła problemy, jakie miały niektóre sieci dealerskie już w 2019 roku, kiedy dealerzy rejestrowali samochody w związku ze zmieniającymi się normami. Spadek sprzedaży w marcu i kwietniu jest znaczący, a maj nie będzie pod tym względem lepszy. Zobaczmy, ile stoi na placach samochodów jeszcze z rocznika 2019. Jest to między innymi efektem wstrzymania zakupów flotowych. Poza tym wystarczy spojrzeć na nasze dealerstwa, które są często olbrzymimi, nowoczesnymi budynkami postawionymi na kredyt, który trzeba spłacać. Inaczej rzecz ma się np. w Szwajcarii, która ma małe salony i praktycznie nie prowadzi stocków. Do tego dochodzi sprzedaż samochodów używanych, których na placach także stoi bardzo wiele, a pamiętajmy, że pojawią się również baybacki. Na pewno przed dużymi wyzwaniami stoją firmy z branży CFM. Te firmy, które wcześniej zaczęły optymalizować koszty, w tym serwisowe, będą dziś bardziej stabilnym i przewidywalnym partnerem dla swoich klientów, natomiast pozostałe będą musiały w krótkim czasie przeprowadzić podobne działania.
Dotychczas samochody ekologiczne były drogie w zakupie, infrastruktura była i jest niewystarczająca, a tylko dzięki wsparciu poszczególnych rządów i dopłat do zakupów czy zwolnień podatkowych opłacało się kupić taki samochód. Obecnie priorytety poszczególnych państw się zmieniły. Rządy stojące przed dylematem czy dofinansować produkcję respiratorów, wesprzeć pracowników bądź pracodawców, czy dofinansować rozwój elektromobilności, wiadomo na co postawią.
Co z firmami rent a car i car sharingiem?
Tak naprawdę te firmy miały już duże problemy przed obecną sytuacją, szczególnie w firmach carsharingowych. Nie ma ruchu turystycznego, nie działają lotniska, w związku z niskimi przebiegami nie działają na dotychczasowym poziomie realizowane przez firmy wynajmu wypożyczenia samochodów z ubezpieczenia. My także mamy program rent a car, w którym mamy 1500 samochodów, ale są one w posiadaniu ponad 200 serwisów, te samochody cały czas jeżdżą, ponieważ są wykorzystywane do bieżących działań.
To może właśnie teraz jest dobry moment, żeby korzystnie kupić samochód?
Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Na razie nie widać obniżenia cen, jeżeli jednak ta sytuacja się utrzyma jeszcze przez jakiś czas i dealer będzie musiał obsłużyć finansowo stock posiadanych samochodów, może się okazać, że – mówiąc kolokwialnie – komuś puszczą nerwy i zacznie sprzedawać samochody zdecydowanie taniej, wychodząc z założenia, że lepszy jest mniejszy przychód niż żaden. Jeżeli tak by się stało, nie pozostanie to bez wpływu na rynek wartości rezydualnych.
Przed kryzysem branża motoryzacyjna żyła głównie elektromobilnością. Czy obecna sytuacja zweryfikuje ten trend?
Mówiąc nieco przekornie, ta sytuacja pokazuje, że temat elektromobilności rozwiązał się niejako sam. Dotychczas samochody ekologiczne były drogie w zakupie, infrastruktura była i jest niewystarczająca, a tylko dzięki wsparciu poszczególnych rządów i dopłat do zakupów czy zwolnień podatkowych opłacało się kupić taki samochód. Obecnie priorytety poszczególnych państw się zmieniły. Rządy stojące przed dylematem, czy dofinansować produkcję respiratorów, wesprzeć pracowników bądź pracodawców, czy dofinansować rozwój elektromobilności, wiadomo na co postawią. Także firmy stojące przed koniecznością zakupu samochodów raczej nie zdecydują się na droższe samochody ekologiczne.
Rozmawiamy oczywiście telefonicznie, ale tym razem rozmawiam z Tobą jako prezesem zarządu spółki Inter Cars Fleet Services. Co to za podmiot?
To prawda, spółka Inter Cars Fleet Services jest w 100% własnością Inter Cars S.A. Powołaliśmy ją, aby wydzielić i wyodrębnić ze struktur firmy działalność flotową. Żeby stała się ona jeszcze bardziej przejrzysta i transparentna. Taki ruch spowoduje duże ułatwienia w obszarze logistyki i to zarówno dla naszej sieci serwisowej, jak i klientów flotowych. Jesteśmy cały czas na etapie wprowadzania zmian. W efekcie ma być prościej, szybciej i łatwiej.
Pytanie do rynkowego eksperta, ile aut się sprzeda na 2020?
Obecna sytuacja spowoduje, że na pewno nie przekroczymy czterystu tysięcy sprzedanych samochodów. Do tego niemal zatrzymany jest reeksport, który zdaniem niektórych stanowił 1/3 wszystkich nowych samochodów sprzedanych na naszym rynku. Do tego dojdą problemy niektórych dealerstw. Zakładam sprzedaż na poziomie około 300 tysięcy samochodów.