Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
MAN

Elektryczne rarytasy

Subiektywny przegląd systemów odzyskiwania energii w autach, które bez wątpienia budzą emocje

Kto jeszcze pamięta te czasy, gdy wybierając nowego elektryka, zmuszeni byliśmy na jedną z dwóch, maksymalnie trzech „nudnych” opcji? Kompaktowy „japończyk” o kształcie zbliżonym do pudełka? Niemiecki produkt powściągliwego designu? Te czasy – na szczęście – odeszły już chyba bezpowrotnie.

Samochody elektryczne są dziś pełne emocji. Są synonimem luksusu, wygody, a także najnowszej myśli technologicznej. Jednocześnie każdy z nich to zupełnie inna paleta doznań. Co mam na myśli? Dowiecie się, gdy przeczytacie ten artykuł pełen subiektywnych wrażeń pasjonatki e-motoryzacji. W pierwszej części przetestowałam na własnej skórze 6 najciekawszych aut elektrycznych dostępnych w ofercie Carefleet. Spojrzałam do wnętrza, ale przede wszystkim zbadałam, jak wygląda odzyskiwanie energii w tych „komputerach na kołach”. Zobaczcie, czy ten werdykt pomoże Wam w wyborze przyszłego elektryka.

Tesla, czyli mobilne centrum rozrywki

Teslę zna każdy, łącznie z dziećmi w wieku przedszkolnym. Nie była pierwsza na rynku, ale z pewnością była pierwsza w świadomości (choć zwolennicy Toyoty Prius będą zażarcie dyskutować). Kiedyś Tesla była jedna (model S), dziś trudno z pamięci wymienić pełen zakres modelowy firmy z Doliny Krzemowej.

Tesla jest jak mobilne centrum rozrywki. Wewnątrz, na panelu centralnym króluje ekran wielkości małego telewizora i pustka przed oczami kierowcy. Każdą drobnostkę, każdy element podróży zmienia się za pomocą tabletu – dla tych, którzy mają dużo czasu, polecam testowanie dźwięków (a może już „dzwonków”?) kierunkowskazu. Po zamknięciu drzwi i uruchomieniu silnika zaczyna się taniec szyb, drzwi, świateł i bagażnika. W Ameryce dobrze wiedzą, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. W praktyce – warto z tego spektaklu zrezygnować w imię oszczędności zużycia energii. No chyba, że odegramy go raz jeszcze przed sąsiadem lub członkiem dalszej rodziny…

Tesla to też inne pojęcie – rekuperacja, czyli odzyskiwanie energii dla tańszej jazdy i wydłużonego zasięgu. Model S ma 3 tryby rekuperacji, ale uwaga – można je włączyć tylko na postoju, nigdy w czasie jazdy. To trochę wbrew logice, bo przecież zmiana trybu odzyskiwania energii na ten najmocniejszy najbardziej przydałaby się np. podczas zjazdu górskimi serpentynami, a na pewno – w ruchu. Liderowi rynku – jak widać – wciąż uchodzi to na sucho, bo Tesle – pomimo rozkwitu konkurencji – wciąż sprzedają się „na pniu”.

Mercedes EQA, czyli mały spryciarz

Do najmniejszego aktualnie elektryka ze Stuttgartu na pierwszy rzut oka trudno się przyczepić. Jest ładny, jest zgrabny, a wewnątrz świetnie wykonany. Ma bardzo ciekawy system odzyskiwania energii złożony z „biegów” (a właściwie trybów jazdy): D, D- i D-- . Można go używać w trakcie jazdy i do tego w intuicyjny sposób – operując łopatkami na kierownicy. Maksymalny tryb D-- przyda się tylko, gdy jest naprawdę stromo, ale to nadal postęp w stosunku do Tesli. Nie trzeba wtedy korzystać z hamulca mechanicznego, choć można się też zdziwić. EQA na tym biegu zachowuje się, jakby na masce usiadł mu słoń. Dla płynnej jazdy trzeba wtedy umiejętnie operować „gazem”. Podsumujmy: zmienny teren, tryb D-- i kierowca, którzy dopiero uczy się elektrycznego „baby Mercedesa” – dla pasażera to gwarantowany zawrót głowy i choroba lokomocyjna!

Mercedes EQB, czyli większy brat

Pierwszy sukces widać już na parkingu – Mercedes z literą B w nazwie może się podobać! Obsługa pojazdu nie sprawi problemów nikomu, kto przesiada się do niego z aktualnych modeli spalinowych lub wspomnianego EQA. Różnice zaczynają się w obrębie rekuperacji. Biegi wciąż są trzy, ale inaczej nazwane: D, D-, D+. Wciąż zmieniamy je przy kierownicy, ale cały system jest trochę bardziej intuicyjny. W bazowym trybie D od razu odzyskuje niewielką ilość energii (auto odczytuje z map Google’a ukształtowanie terenu i pod te dane dostosowuje swoją pracę). W efekcie dojedziemy nieco dalej, nieco taniej i nieco mniej obciążając hamulce.

Dla obu Mercedesów brawa także za niezawodne oświetlenie zewnętrzne i przykuwające uwagę, ale dyskretne iluminacje wewnątrz kokpitu i paneli bocznych drzwi. Tak powinien prezentować się luksus.

 

Renault Megane e-Tech, czyli koktajl emocji

Francuska propozycja potrafi zaskoczyć. W środku dzieje się tak dużo, że nie byłabym m w stanie opisać tego w jednym artykule – to trzeba przeżyć samemu. Rekuperacja ma 4 tryby, jest więc jeszcze bardziej precyzyjna. Mapy Google’a odczytują tu nie tylko teren, ale i znaki, co po włączeniu aktywnego tempomatu czyni z Megane e-Tech prawdziwie autonomiczną maszynę. Zmiana trybów odzyskiwania energii jak w Mercedesach – łopatkami przy kierownicy. W trybach 3 i 4 hamowanie zdaniem producenta jest tak intensywne, że ze względów bezpieczeństwa drogowego postanowił on ostrzegać innych kierowców. Dlatego podczas silnej rekuperacji w samochodzie zapalają się światła STOP. Jazda jest przyjemna i lekka – francuski rodowód zobowiązuje.

Ford Mustang Mach-e, czyli dziki kowboj

Love him or leave him – jak mówią Jankesi. Kochaj albo rzuć – jak mówimy nad Wisłą. Mustang brzmi wspaniale, ale poza tym, wprawia w zakłopotanie. Z pewnością będą tacy, którzy wybaczą mu wiele – mało intuicyjny interfejs i menu zagadkowe nawet dla osoby znającej mowę Szekspira. W ramach odzyskiwania energii oferuje trzy pięknie brzmiące tryby jazdy – Szept (Whisper), Zaangażowanie (Engage) i Nieokiełznanie (Unbridled). Problem w tym, że w każdym z nich wydaje się być nieokiełznany w apetycie na energię. Przy wyłączonej klimatyzacji, w trybie Engage zużywa średnio 15kWh. No ale czy jakikolwiek Mustang w historii był przeznaczony dla tych rozważnych, a nie romantycznych?

Volvo XC40 Recharge, czyli skandynawska perła

Czym zaskoczyła mnie propozycja ze Skandynawii – na co dzień symbol bezpiecznej jazdy? Otóż zwyczajnością. Po ujrzeniu kryształowej gałki zmiany biegów oczekiwałam więcej nietuzinkowych rozwiązań skandynawskiego designu i bijącego w oczy luksusu. Przyznaję, nie są to tanie sklejki ani plastiki, lecz głównie ekologiczne materiały pozyskane z recyklingu. Mimo wszystko, Volvo to w mojej percepcji klasa premium, a nie auto dla Kowalskiego. No nic, przynajmniej nauka pojazdu nie trwa wiecznie. Do opanowania system „one pedal drive”, czyli sterowanie tylko przyspieszeniem (także do zatrzymania!) bez użycia hamulca, ten który co niektórzy z Was znają zapewne z Nissana Leafa. Warto podkreślić, że takie rozwiązanie to ulga dla hamulców, które w ogóle nie pracują w służbie rekuperacji. Niestety, nie pracują też w codziennych sytuacjach, w których by się przydały, np. przy wjeździe do garażu. W takim wypadku używanie „one pedal drive” to utrudnienie. Volvo, nadal Was uwielbiam, ale może dałoby się dorzucić na środku jeden guzik, którym dałoby się włączyć i wyłączyć „one pedal drive”?

To nie wszystkie pojazdy elektryczne dostępne w Carefleet,  które budzą emocje. Możecie być pewni, że wrócimy do tematu w kolejnym odcinku tego przeglądu. Tymczasem, szerokiej drogi i dużo energii!


Anna Pawłowicz,
autorka artykułu pełni funkcję Managera ds. Zakupów w Carefleet S.A.

Przeczytaj również
Popularne