Rozpoczynamy długodystansowy test elektrycznej Skody Enyaq 85X L&K. Od pierwszych kilometrów towarzyszy nam wyzwanie: przy normalnej jeździe osiągnąć zużycie energii zbliżone do podawanego przez producenta. Czy w trzy miesiące uda się nam zejść do 16,8 kWh i dlaczego akurat ten element testu jest tym razem tak ważny?
Bo Skoda Enyaq, która ma już cztery lata, przeszła niedawno facelifting. Może nie zmieniła się jakoś szczególnie wizualnie, ale pod względem technologii otrzymała zupełnie nowy i bardziej wydajny silnik elektryczny. I właśnie to jest najistotniejsza nowość. Dzięki niezauważalnej gołym okiem zmanie, auto potrafi, przynajmniej w teorii, przejechać o 24 km więcej spalając przy tym znacznie mniej energii.
Nowy silnik APP550 zastąpił dotychczas stosowany APP310. Ten sam wykorzystano po raz pierwszy w VW ID.7. Poprawiono także efektywność inwertera AC-DC-AC, a także zredukowano opory wewnętrzne przekładni. Moc ładowania DC wrosła teraz do 175 kW, co skróciło czas pod ładowarką.
Do tego zoptymalizowano oprogramowanie samego akumulatora i system zarządzania energią. Poprawiono charakterystykę oddawania mocy przy niższym poziomie naładowania akumulatora.
Nowa Skoda Enyaq potrafi także nie tylko podgrzać lub schłodzić akumulator, przygotowując go do ładowania, gdy na ustawionej w nawigacji trasie był uwzględniony punkt ładowania, ale także daje też możliwość ręcznego podgrzania na życzenie użytkownika. Ważna zmiana to także pojawiająca się na wyświetlaczu informacją, z jaką mocą w danym momencie ładowana jest bateria.
Technicznie w wersji 85X akumulator trakcyjny jest taki sam, jak był. To bateria o pojemności 82 kWh brutto, czyli 77 kWh netto. Nowy silnik elektryczny oznacza jednak nieco większa moc. Dokładnie o 25 KM. A co oznacza X w nazwie modelu? Napęd na cztery koła. Po faceliftingu 85 i 85X zastąpiły wersje 80 i 80X.
Wszystko opakowano w atrakcyjnie wyglądające nadwozie, które w dość kontrastowym niebieskim kolorze nieźle się prezentuje, wzbudzając zainteresowanie na drodze. Będziemy musieli, zatem przywyknąć do wnikliwych spojrzeń przechodniów i innych kierowców oraz pytań z serii: „a to Skoda?” lub „Co to za samochód?”. I to, mimo że Skoda Enyaq na rynku jest już od dłuższego czasu.
Model pojawił się w 2020 roku, więc to sporo czasu, by przyzwyczaić ludzi do siebie. Niestety ze względu na wysoką cenę, Skody Enyaq masowo nie wyjechały na drogi. Nasz testowy egzemplarz to najbogatsza wersji Laurin&Klement w najmocniejszej specyfikacji 85K z napędem 4x4. Nawet usportowiona odmiana RS jest tańsza.
Czyli ile? 316 tys. zł — tyle trzeba zapłacić, by, na co dzień cieszyć się wygodą i komfortem, jaki daje Skoda Enyaq. Może być taniej, i to znacznie, bo wersja 60 (179 KM i napęd na tylne koła) pozwala zaoszczędzić 100 tys. zł. Cena podstawowego Enyaqa to jednak nadal 219 tys. zł. Skoda, więc wyraźnie idzie w stronę premium. Czy za ceną podąża jakość? Sprawdzimy.
Atrakcyjne nadwozie, napęd na cztery koła, duża moc, przestronne wnętrze i pojemny bagażnik – tak w skrócie wygląda najnowsze wcielenie Skody Enyaq. A do tego hak, który mamy zamiar wykorzystać, sprawdzając zużycie energii, jadąc w trasie z przyczepą. Bo Enyaq to jedno z niewielu aut elektrycznych, które potrafi pociągnąć przyczepę o masie do 1000 kg.
Całość dopełnia jazda tapicerka, która w samochodzie zawsze wygląda dobrze. Rozświetla wnętrze a czy sprawdzi się podczas codziennego użytkowania? By się o tym przekonać, mamy trochę czasu.