Benzyna i olej napędowy są najdroższe w historii. Inflacja zmusza nas do oszczędzania w każdej dziedzinie życia. Dlaczego nie spróbować więc zmniejszyć także kwot, które wydajemy na paliwo? Przeciętny kierowca, stosując kilka łatwych technik, jest w stanie ograniczyć swoje wydatki na stacji benzynowej o 20–30%, nie pogarszając czasów przejazdu. Teraz pomnóżmy liczbę kierowców przez liczbę samochodów w firmie i pokonywanych kilometrów.
Wszystkie techniki, które omawiam w tym artykule, w równym stopniu dotyczą pojazdów z silnikami Diesla i benzynowymi, samochodów z napędem hybrydowym (HEV, mHEV, PHEV) oraz aut elektrycznych (EV, BEV). Między tymi rodzajami pojazdów występują jedynie drobne różnice w technice jazdy, które każdorazowo opisałem w tekście. W artykule skupiłem się tylko na tych technikach ekojazdy, które dają istotny zysk, a jednocześnie nie wymagają od kierowcy szczególnego zaangażowania. Natomiast pominąłem techniki, które:
dają stosunkowo niewiele, a jednocześnie wymagają od kierowcy znacznego wysiłku i koncentracji
mogłyby być uciążliwe dla innych uczestników ruchu, lub których stosowanie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu.
Zwykle definiuje się ecodriving (inne spotykane nazwy to ekojazda, eco-driving, ecodriving, jazda ekonomiczna, jazda ekologiczna, hypermiling – wszystkie oznaczają mniej więcej to samo) jako sposób jazdy, którego celem jest oszczędzanie paliwa. Jednak jazda której celem jest tylko obniżenie spalania za wszelką cenę jest męcząca dla kierowcy, bywa uciążliwa dla innych uczestników ruchu, a czasami okazuje się ryzykowna. Dlatego proponuję podejść do tematu inaczej: zamiast na siłę oszczędzać, spróbujmy postawić sobie za cel niemarnowanie paliwa. Innymi słowy, nie wykonujmy manewrów, które niewiele dają, a zwiększają spalanie. Jednocześnie nie wahajmy się wykonywać niezbędnych manewrów na drodze, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że na moment zrezygnujemy z oszczędzania paliwa. Taka jazda daje prawie takie same oszczędności, a jest bezpieczniejsza i przyjemniejsza dla kierowcy, jego pasażerów i dla innych uczestników ruchu.
Omówmy po kolei najważniejsze elementy tak rozumianego ecodrivingu.
Każdy intuicyjnie rozumie, że silnik zużywa mało paliwa (lub energii, w przypadku aut elektrycznych), kiedy wymagamy od niego wykonania niewielkiej pracy, a więcej, gdy zmuszamy go do intensywnego „wytężenia się”. Jednostka napędowa najintensywniej pracuje, gdy musimy ruszyć z miejsca lub się rozpędzić, a najlżejszą pracę wykonuje, gdy konieczne jest tylko utrzymanie prędkości pojazdu na niezmienionym poziomie. Można tu się posłużyć analogią do jazdy na rowerze – najtrudniej jest ruszyć z miejsca i rozpędzić się, za to później jazda w stałym tempie wymaga znacznie mniejszego wysiłku. Pierwszy wniosek jest więc taki: aby zużywać mało paliwa, należy jechać z jak najbardziej równomierną prędkością, jak najdłużej, a także możliwie jak najrzadziej ruszać z miejsca oraz się rozpędzać.
Idźmy dalej. Logika wskazuje, że częstotliwość ruszania i rozpędzania jest uzależniona od tego, jak często zatrzymujemy się w miejscu lub hamujemy. Jeśli więc chcemy jechać ekonomicznie, powinniśmy stworzyć sobie takie warunki, aby móc hamować jak najrzadziej i jak najrzadziej całkowicie się zatrzymywać. Ekojazda przynajmniej w połowie sprowadza się do zrozumienia i wprowadzenia w życie tej prostej zasady.
Kolejną kwestią jest to, że im szybciej chcemy się poruszać, tym więcej potrzebujemy do tego energii. Wynika to przede wszystkim z rosnących wraz z prędkością oporów powietrza. Ponieważ energię niezbędną do pokonania oporów pobieramy z paliwa (lub baterii, w pojazdach z silnikiem elektrycznym), wyższa prędkość, choćby bardzo równomiernie utrzymywana, w danym pojeździe prawie zawsze będzie oznaczać wyższe spalanie.
Opór aerodynamiczny rośnie wraz z prędkością w postępie geometrycznym. Z tego względu różnica w zużyciu paliwa pomiędzy jazdą np. 120 km/h i 100 km/h będzie dużo większa niż pomiędzy np. 50 km/h a 30 km/h. W przeciętnym samochodzie opór powietrza zaczyna zauważalnie wpływać na spalanie przy prędkościach pozamiejskich, a na autostradzie i drodze ekspresowej staje się kluczowym problemem.
W sytuacji, gdy samochód porusza się siłą rozpędu, na biegu, ale ze zwolnionym pedałem gazu, zużycie paliwa we wszystkich silnikach spalinowych spada dozera. Wynika to z faktu, że jednostka sterująca wtryskiem automatycznie odcina dopływ paliwa, gdy obracające się koła same podtrzymują pracę silnika. Niezbędne do tego jest jednak zachowanie mechanicznego połączenia pomiędzy kołami a silnikiem – stąd wymóg pozostawienia włączonego biegu i niewciskania pedału sprzęgła.
W pojazdach z napędem elektrycznym lub hybrydowym w analogicznej sytuacji silnik nie tylko nie zużywa paliwa, ale wręcz odzyskuje energię, doładowując z powrotem baterię.
W przybliżeniu można przyjąć, że jeśli tylko pedał gazu jest wciśnięty, to im wyższe są obroty silnika, tym wyższe będzie zużycie paliwa lub energii, niezależnie od typu silnika. Teraz przejdźmy od teorii do praktyki.
Najważniejszą techniką ecodrivingu jest, wbrew znanym z Internetu opisom, nie sposób wciskania pedału gazu, ale dalekosiężna obserwacja drogi i wyprzedzające reagowanie na to, co zaobserwowaliśmy. Jest to tak istotne, bo umożliwia osiągnięcie tego, czego wagę podkreśliliśmy przed chwilą – równomierności jazdy. Każde przyspieszenie wymaga dodatkowej porcji energii zawartej w paliwie, a każde spowolnienie ruchu wiąże się z koniecznością ponownego przyspieszenia do prędkości podróżnej, czyli również zużycia dodatkowej porcji paliwa. Dlatego należy tak planować naszą jazdę (w perspektywie najbliższych kilkunastu-kilkudziesięciu sekund), aby unikać niepotrzebnych przyspieszeń, zaraz po których musielibyśmy hamować.
Im dalej i uważniej patrzymy, na tym dłuższych odcinkach będziemy w stanie utrzymywać równomierną szybkość i tym niższe zużycie paliwa uda nam się osiągnąć. Im wcześniej zwolnimy widząc czerwone światło lub tworzący się korek, tym mniej będziemy musieli zredukować prędkość, a tym samym – tym mniej szybkości będziemy zmuszeni odbudować, kiedy ruch na drodze znów stanie się płynny.
Kolejnym celem patrzenia daleko przed siebie i planowania manewrów z wyprzedzeniem jest dążenie do utrzymania pojazdu w ruchu, na jak najdłuższych odcinkach. Wynika to ze wspomnianego faktu, że zatrzymanie się i ponowne ruszenie z miejsca jest jednym z najbardziej paliwożernych manewrów.
Dalekosiężna obserwacja i przewidywanie służą więc w ekojeździe temu, aby:
Daleka obserwacja drogi nie jest możliwa, jeśli nie utrzymujemy dużego dystansu od poprzedzającego pojazdu. Jeśli nasz odstęp jest za mały, ogranicza nam to widoczność i uniemożliwia skuteczne przewidywanie sytuacji drogowych. Dodatkową korzyścią z dużego odstępu jest to, że wolna przestrzeń tworzy bufor pochłaniający naprzemienne hamowania i przyspieszenia kierowców jadących przed nami.
Mając więc przed sobą odpowiednio dużą lukę, więcej widzimy, zachowujemy swobodę ruchu i możemy samodzielnie kształtować własne tempo jazdy. Jaki odstęp jest potrzebny? Dobrym punktem wyjścia jest zasada trzech sekund (utrzymujemy trzysekundowy odstęp od poprzedzającego pojazdu), ale często przydatna bywa większa odległość. Z mniejszym odstępem generalnie nie powinniśmy jeździć, z wyjątkiem kilku sytuacji (które najlepiej omówić podczas szkolenia praktycznego).
Kilka akapitów wyżej wspomnieliśmy, że silnik nie zużywa paliwa, lub nawet odzyskuje energię, gdy samochód porusza się siłą rozpędu, na włączonym biegu, lecz bez użycia gazu. Należy więc tak planować swoją jazdę, aby – gdy nie wiąże się to z wydłużeniem czasu przejazdu – jak najbardziej wydłużać odcinki przejechane właśnie w taki sposób. Najczęściej mamy po temu okazję gdy kilkaset metrów przed nami zapala się czerwone światło lub gdy mamy przed sobą spadek terenu na tyle stromy, że zdjęcie nogi z gazu na odpowiednim biegu nie spowoduje zwalniania pojazdu.
Jak wspomnieliśmy na wstępie, silnik pracujący na niskich obrotach generalnie zużywa mniej paliwa niż silnik kręcący się z dużą prędkością (jest to pewne uproszczenie, ale prawie zawsze wystarczające do ekonomicznej jazdy). Z tego punktu widzenia powinniśmy więc jak najczęściej jechać na najwyższym możliwym biegu i najniższych możliwych w danym typie silnika obrotach. W dieslach, hybrydach i turbodoładowanych silnikach benzynowych zwykle będą to obroty około 1200-1500 obr./min, a w wolnossących silnikach benzynowych wartości ok. 1400-2000 obr./min. Dokładne wartości zależą od silnika i modelu samochodu. Można przyjąć, że jeśli silnik pracuje gładko i bez wibracji, to dany poziom obrotów jest dla niego akceptowalny. Jeśli jednak czujemy wyraźne drgania, oznacza to że obroty są za niskie. Coraz więcej współczesnych samochodów wyposażonych jest w automatyczne, bezstopniowe lub dwusprzęgłowe skrzynie biegów. Wtedy komputer sam dba o dobór odpowiednich obrotów. Warto sprawdzić, czy producent przewidział zastosowanie trybu pracy Eco, wtedy przełożenia dobierane są pod kątem jak najmniejszego zużycia paliwa.
Jednocześnie jednak silnik pracujący na tak niskich obrotach zwykle dysponuje niewielką siłą napędową, a to z kolei uniemożliwia dynamiczne rozpędzenie się. Po zdjęciu nogi z gazu słaby jest też wtedy efekt hamowania silnikiem. Jeśli czujemy, że na drodze może się wydarzyć coś wymagającego naszej zdecydowanej reakcji, powinniśmy tak dobrać obroty silnika, aby zapewnić sobie wyraźną odpowiedź zarówno na dodanie gazu, jak i na jego odjęcie. Auto nie powinno w takich okolicznościach poruszać się bezwładnie. Dlatego w skomplikowanych sytuacjach drogowych jazda na ekstremalnie niskich obrotach może nie być dobrym pomysłem z punktu widzenia bezpieczeństwa. Jeszcze gorszym pomysłem jest wówczas jazda na luzie.
Drugą kwestią związaną z obrotami jest to, że głębokie wciskanie gazu przy bardzo niskich obrotach może prowadzić do przedwczesnego zużycia silnika i układu przeniesienia napędu. Jeśli po wciśnięciu prawego pedału auto prawie nie przyspiesza, za to czujemy wzrost wibracji, to prawdopodobnie przekraczamy możliwości jednostki napędowej i ryzykujemy nadmierne jej zużycie. Oznacza to, że przed przyspieszaniem powinniśmy zredukować bieg.
Podczas jazdy ze stałą prędkością najbardziej ekonomiczne jest poruszanie się na najwyższym biegu i tym samym najniższych obrotach, przy których silnik pracuje bez nadmiernych wibracji.
Oczywiście w samochodach z automatyczną skrzynią lub elektrycznych nie musimy się przejmować doborem przełożenia i poziomem obrotów.
Jak wciskać gaz podczas rozpędzania? Wbrew temu, co można wyczytać w Internecie, nie ma to wielkiego znaczenia, zwłaszcza w warunkach umiarkowanego ruchu i poza miastem, gdzie manewry rozpędzania zdarzają się stosunkowo rzadko. Teoretycznie, w warunkach laboratoryjnych, w przypadku silników Diesla i benzynowych najbardziej ekonomiczną techniką powinno być dość dynamiczne rozpędzanie się. Jednak w prawdziwym życiu, w większości pojazdów, rozpędzanie z delikatnie wciśniętym pedałem przyspieszenia poskutkuje niższym zużyciem paliwa.
Jest po temu kilka powodów:
Dużo istotniejsze od tego, jak głęboko wciskamy gaz, jest to kiedy zmieniamy biegi. Jeśli chcemy jechać ekonomicznie, przełożenia powinniśmy zmieniać na wyższe bardzo wcześnie. Można umownie przyjąć, że w dieslach, hybrydach i turbodoładowanych silnikach benzynowych podczas rozpędzania umownie powinniśmy używać przedziału 1500-2000 obr./min, a w wolnossących silnikach benzynowych 2000-2500 obr./min. Można też kierować się wskaźnikiem sugerującym zmianę biegu, w który jest wyposażona większość współczesnych samochodów (i który zasugeruje nam podobne przedziały obrotów). Po zakończeniu rozpędzania często warto przejść na jeszcze wyższe przełożenie, aby obroty spadły jeszcze niżej (patrz poprzedni fragment artykułu).
Oczywiście w sytuacjach, które tego wymagają, nie obawiajmy się zdecydowanego wciśnięcia gazu (po uprzedniej redukcji) i rozpędzajmy tak dynamicznie, jak tylko potrzebujemy. Śmiało używajmy też wysokich obrotów, jeśli to tylko czemuś służy. Przykładami takich sytuacji mogą być jazda pod górę, jazda autostradowa, hamowanie silnikiem na stromych zjazdach czy wyprzedzanie.
W warunkach miejskich ekojazda w znacznej mierze sprowadza się do takiego planowania, aby „wstrzelić się” w zielone światła na skrzyżowaniach, po drodze możliwie jak najmniej modyfikując prędkość i maksymalnie wydłużając odcinki przejechane z zerowym zużyciem paliwa.
Aby to było możliwe, w spokojnych momentach starajmy się sięgać wzrokiem daleko przed siebie. Jeśli na sygnalizatorze świeci się czerwony sygnał, nie rozpędzajmy się niepotrzebnie. Możliwie wcześnie zdejmijmy też nogę z gazu i pozwólmy autu toczyć się siłą rozpędu, z zerowym spalaniem, lub odzyskując energię. Jeśli dobrze to zaplanujemy, w wielu sytuacjach uda nam się dojechać do skrzyżowania, kiedy światła zmienią się już na zielone, i nie będziemy musieli ani się zatrzymywać, ani ponownie rozpędzać. Rzecz jasna taka jazda nie powoduje straty czasowej ani dla nas, ani dla nikogo innego, bo jadąc szybciej, i tak zatrzymalibyśmy się na „czerwonym”. W wielu miastach znajdują się liczniki pokazujące czas pozostały do zmiany świateł, to także pomaga w jeździe ekonomicznej.
Jak wspomniałem, w każdym typie pojazdu przy prędkościach pozamiejskich, a zwłaszcza autostradowych, dużego znaczenia nabiera opór aerodynamiczny. Na drodze krajowej obniżenie prędkości z 90 km/h do 80 km/h da nam korzyść rzędu kilku dziesiątych litra na 100 km. Natomiast na autostradzie zwolnienie ze 140 km/h do 120 km/h w wielu pojazdach poskutkuje już obniżeniem spalania nawet o dwa litry na 100 km!
W przypadku samochodów z napędem elektrycznym, dodatkowym argumentem, aby nie rozpędzać ich do wysokich prędkości jest specyfika działania silnika elektrycznego. Przy wysokich prędkościach działa on bowiem mniej wydajnie i pobiera z baterii nieproporcjonalnie więcej energii. Z tego powodu prędkość maksymalna w samochodach elektrycznych jest często ograniczona na wartościach rzędu 120 – 160 km/h.
Na autostradzie lub drodze ekspresowej obniżmy nasze prędkości maksymalne tak bardzo, jak tylko możemy sobie na to w danym momencie pozwolić. Oczywiście obniżenie prędkości zazwyczaj poskutkuje wydłużeniem czasu przejazdu i sami musimy ocenić, gdzie w naszym subiektywnym odczuciu leży złoty środek. Zachęcam jednak, aby sprawdzić to eksperymentalnie, na znanej sobie trasie. Nie tylko oszczędności będą większe, niż nam się początkowo wydawało, ale też straty na czasie przejazdu okażą się z różnych względów mniejsze, niż się obawialiśmy.
Drugą kwestią, którą należy uwzględnić, jadąc „eko” na drogach pozamiejskich, jest kultura jazdy i bezpieczeństwo. Generalnie, niższe prędkości maksymalne sprzyjają bezpieczeństwu, ale bardzo wolne poruszanie się może też utrudniać jazdę zarówno nam (bo co chwilę ktoś będzie nas wyprzedzał), jak i innym uczestnikom ruchu (bo będziemy się poruszać o wiele wolniej niż oni). Weźmy to pod uwagę i postarajmy się tak dobrać prędkość, aby było to kompromisem między ekonomią a kulturą jazdy.
Ostatnią kwestią, na którą ekokierowca powinien zwrócić uwagę, jest dbanie o sprawność techniczną pojazdu i przestrzeganie kilku zdroworozsądkowych zasad w jego użytkowaniu.
W szczególności, chodzi tutaj o:
Zazwyczaj mówi się, że ecodriving poprawia nie tylko ekonomię, ale też bezpieczeństwo jazdy i zwykle jest to prawdą. Ryzyko pojawia się, gdy zaczynamy oszczędzać na siłę, posługując się ekstremalnymi technikami lub działając kosztem innych uczestników ruchu. Czego więc robić nie powinniśmy?
Niektórzy kierowcy, próbując oszczędzać paliwo, za wszelką cenę unikają naciskania pedału hamulca. W rezultacie nie hamują nawet wtedy, kiedy jest to konieczne. Pamiętajmy, że w ekojeździe nieużywanie hamulców powinno być efektem ubocznym tego, że unikamy niepotrzebnego rozpędzania się, a nie celem samym w sobie. Kiedy trzeba hamować – nie wahajmy się i hamujmy!
Jeśli dużo wolniejszą jazdą blokowalibyśmy kogoś jadącego za nami i nadmiernie opóźniali np. możliwość wykonania przez niego skrętu, zrezygnujmy na chwilę z oszczędzania. Jeżdżąc „eko” warto pamiętać o kulturze jazdy i poszukać kompromisu pomiędzy własnymi potrzebami, a oczekiwaniami innych.
Innym ryzykownym zachowaniem mającym obniżać zużycie paliwa jest jazda w „korytarzu aerodynamicznym” tuż za innym pojazdem – manewr niestety często stosowany przez kierowców samochodów ciężarowych na autostradach i ekspresówkach. Przy takiej jeździe kierowca praktycznie nic nie widzi. Tak jeździć nie wolno. Nasz odstęp musi gwarantować nam pełną widoczność drogi!
Celem nadrzędnym jest posiadanie w każdym momencie kontroli nad pojazdem i sytuacją na drodze. Dlatego w sytuacjach, w których możemy potrzebować zareagować na coś, co dzieje się na drodze, odłóżmy ekojazdę na bok. Jeśli trzeba, nie obawiajmy się wcisnąć gaz „do dechy”, swobodnie używajmy też niskich biegów i wysokich obrotów. Nasze bezpieczeństwo jest warte więcej, niż kilka kropel paliwa.
Jak już wspomniałem, ekojazda w samochodach z napędem hybrydowym i elektrycznym praktycznie niczym nie różni się od ecodrivingu w aucie z silnikiem spalinowym. Nic zresztą dziwnego, bo każdy typ pojazdu, w tym również pojazdy EV, HEV i PHEV, podlega tym samym prawom fizyki. Natomiast zwłaszcza pojazdy elektryczne bywają wyposażone w różne funkcje służące oszczędzaniu energii, np. specjalne tryby działania klimatyzacji lub napędu. Jeśli takie funkcje są w danym pojeździe dostępne, oczywiście korzystajmy z nich.
Typowy kierowca, jeżdżący typowym samochodem, po zmianie stylu jazdy zwykle jest w stanie obniżyć zużycie paliwa o 20-30%, nie pogarszając zauważalnie czasów przejazdu. Kierowca, który dotąd charakteryzował się tzw. ciężką nogą może zaoszczędzić więcej – nawet 40-50%. Największe oszczędności są możliwe do osiągnięcia w umiarkowanie gęstym ruchu miejskim. Dlatego warto przeszkolić kierowców z zasad jazdy ekonomicznej.
Podsumowanie – ekojazda w 10 prostych punktach