Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
TruckCare - 1

Od siebie wymagam najwięcej

Tomasz Siwiński: Miałem zacząć od gratulacji i pytania o to, jak czuje się ktoś, kto jest Osobowością Flotową, ale ‒ jadąc do Pana ‒ usłyszałem w radiu informację, że Ford planuje w ciągu pięciu lat wypuścić samochód całkowicie autonomiczny, pozbawiony nawet pedałów i kierownicy.

Wojciech Biela: To prawda, firma nad tym pracuje już od wielu lat, można powiedzieć że bardzo często gdzieś na zapleczu tych hal garażowych, gdzie powstawała motoryzacja, rodzą się również nowe pomysły na udoskonalenie aktualnych samochodów albo na zmianę ich faktycznego sposobu funkcjonowania. Jedną z takich zmian są napędy alternatywne, wygląda na to, że w przyszłości tym napędem numer jeden będzie napęd elektryczny. Z drugiej strony, kierunek, w którym podąża motoryzacja i firma Ford, to samochody autonomiczne. Oczywiście bardzo często my się dowiadujemy o tym dopiero w momencie, kiedy jakiś produkt jest opracowany i gotowy trafia na rynek. W naszych ośrodkach badawczych w Stanach Zjednoczonych ten projekt jest realizowany już od kilku lat. Cieszy, że Ford taki produkt rozwija i prędzej czy później będzie miał w ofercie, natomiast elementy, które są testowane w ramach tych samochodów autonomicznych, na co dzień już są oferowane w naszej gamie modelowej. Obserwujemy, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat do samochodów, które sprzedajemy, postęp wkracza bardzo szybko i wiele z autonomicznych rozwiązań jest już oferowanych.

Poruszył Pan temat, jak będą wyglądały samochody w niezbyt odległej przyszłości. Napęd elektryczny, hybrydy, ogniwa. Ford tymczasem poza samochodami elektrycznymi skupia się też na downsizingu. Pana zdaniem, kiedy nastąpi taki przełom w motoryzacji i w którą stronę pójdzie motoryzacja?

Myślę, że jest to horyzont najbliższych 10‒15 lat. Pytanie jest oczywiście o rozwój technologii i o jej koszty, bo bardzo często jest tak, że pojawia się na rynku nowoczesna technologia, po którą każdy chciałby sięgnąć, ale okazuje się, że zasobność portfela nie pozwala na to. W związku z tym pojawia się kwestia masowej produkcji, obniżenia kosztów, zwrotu inwestycji. My jako Ford poszliśmy w stronę downsizingu. Kiedy cztery lata temu wprowadziliśmy silnik 1.0, nasi sympatycy mówili, że to dobry ruch, natomiast wielokrotnie konkurencja i nasi klienci byli bardzo sceptyczni. Szczególnie klienci flotowi pytali, co będzie, jak ta jednostka będzie miała 150 tysięcy przebiegu. Co się okazało? Mamy cztery lata sukcesu w sprzedaży, cztery lata z rzędu wyróżnienie Engine of the Year za litrowy silnik i rzesze zadowolonych klientów. Ta technologia sprawdza się doskonale, a dodatkowo wpisuje się też w ramy tego trendu ekologicznego. Niska emisja CO2, ograniczone zużycie paliwa. To się liczy, ponieważ, zwłaszcza w biznesie flotowym, klienci wielokrotnie kupują samochody z pozycji twardych danych; z pozycji Excela, tabelki, do których my musimy się dostosować.

Nasza firma dysponuje również technologią samochodów hybrydowych czy samochodów elektrycznych. Mamy elektrycznego Focusa, C-Maxa czy hybrydowe Mondeo. Tutaj kwestia wprowadzenia takich aut szerzej na rynek jest otwarta. Zależy kiedy nasi klienci będą gotowi do tego, żeby zapłacić za te samochody. Np. Mondeo jest w swojej klasie bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o gabaryty samochodu, jak również o cenę.Zresztą nasza firma, co odróżnia nas bardzo mocno od naszych konkurentów, idzie obecnie strategią rozwoju i proponowania bardzo szerokiej gamy modelowej. Ja osobiście, a związany z marką jestem od czternastu lat, nie pamiętam, kiedy sprzedawaliśmy taką liczbę samochodów, jeżeli chodzi o zasięg naszej oferty.

Maja Państwo chyba najszerszą gamę modeli na rynku?

Teraz możemy w ramach pojazdów dostawczych zabezpieczyć potrzeby naszych klientów czterema modelami, a każdy z nich ma z bardzo dużą liczbę kombinacji, zarówno do przewozu ładunków, jak i do przewozu osób. W segmentach osobowych, poczynając od małego Forda KA, poprzez linię Vignale, kończąc na takich samochodach jak Edge czy Mustang. Dzięki temu jesteśmy w stanie dotrzeć do różnych klientów.

Powiedział Pan o różnych klientach i szerokiej gamie samochodów im dedykowanych. Nagle w polskiej ofercie pojawia się samochód ikona – Mustang. Komu jest dedykowany, bo chyba nie klientom instytucjonalnym?

Tak jak Pan powiedział, to jest przede wszystkim ikona światowej motoryzacji. Samochód, który przede wszystkim wzbudza pozytywne emocje, adrenalinę, ciśnie się uśmiech na usta. Dla nas jako dla osób działających w biznesie flotowym jest on przede wszystkim wyznacznikiem rozpoznawalności znaku Forda i wyznacznikiem jakości. Są ludzie, którzy nie znają marki Ford i naszych modeli, nazwijmy je, flotowych. Pokazujemy im Mustanga i mówimy, to też jest Ford. Dzięki temu możemy dotrzeć do nich z ofertą na inne modele.

Może to pana zaskoczyć, ale ten samochód, mimo różnego rodzaju ograniczeń, często pojawia się w zakupach flotowych. Z reguły jako drugi samochód managementu bądź jako auto kupowane prywatnie. Ponadto trafił w gusta ludzi wykonujących wolne zawody. Jeżeli chodzi o liczbę sprzedawanych egzemplarzy, to jesteśmy bardzo zadowoleni. Gdybyśmy mieli większą dostępność tego typu produktów, bo ten samochód produkowany jest w Stanach, to pewnie sprzedalibyśmy ich więcej. Popyt jest większy niż podaż, co nie jest sytuacją komfortową, ale lepszą niż sytuacja odwrotna.

Kolejną składową sukcesu Mustanga jest to, że jest to samochód przystępny cenowo. Wprowadzając to auto na rynek, chcieliśmy dopasować go cenowo do możliwości i zasobności portfeli naszych nabywców. Udało się to osiągnąć. Bazowa wersja samochodu to koszt 160 tysięcy zł, natomiast auto w pełnym wyposażeniu można zamknąć w budżecie poniżej 200 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę 421 koni, silnik V8, pełną specyfikację, kabriolet, jest to bardzo atrakcyjną ceną. Zresztą Mustang jest hitem sprzedażowym globalnie, a także wyznacznikiem jakości samochodów marki Ford.

Wspomniał Pan o linii modelowej Vignale. Czy jej wprowadzenie było spowodowane zapotrzebowaniem ze strony klientów? Czy jest to swoiste badanie potrzeb rynku?

Przede wszystkim podstawą linii modelowej Vignale były potrzeby ze strony klientów, a więc popyt na tego typu samochody. Wielokrotnie podczas rozmów z klientami spotykaliśmy się z pytaniem: a czy ja do tego modelu Forda mogę mieć coś więcej? To pytanie dotyczyło wielokrotnie dodatkowego wyposażenia, dodatkowego indywidualnego podejścia do wykończenia samochodu; mam na myśli tapicerkę, kolor pojazdu itp. Klienci chcieli mieć poczucie pewnego wyróżnienia z odrobiną luksusu. Jednocześnie duża grupa klientów, z różnych powodów, nie chce jeździć markami premium, chcemy być dyskretni, ale jednak chcemy mieć bardzo dobre samochody. Z myślą o takich osobach powstała linia Vignale. W ramach linii modelowej Vignale w bieżącym roku będziemy oferować cztery samochody: Mondeo, Kuga, S-Max i Edge.

Jak patrzymy na ten rynek z perspektywy paru miesięcy sprzedaży linii Vignale, to nie jest samochód, wobec którego mamy jakieś duże plany wolumenowe. To jest samochód, który stanowi pewnego rodzaju kropkę nad i w naszej ofercie. Bardzo dobrym przykładem był S-Max, gdzie wielokrotnie klienci zamawiali samochód, dysponowali bardzo dużym budżetem i oczekiwali, że to auto będzie miało coś więcej. Właśnie Vignale, to jest coś więcej. Cały projekt jest doskonale przemyślany, biorąc pod uwagę też sposób dystrybucji samochodów Vignale, która teraz opiera się na wybranych salonach Ford Store, które poza sprzedażą wybranych modeli oferują także odmienne podejście do klienta, gdzie sprzedawca pełni rolę konsjerża. Obudowane jest to także całym pakietem usług dodatkowych, takich jak chociażby dożywotnie darmowe mycie auta w salonach Forda.

Za sukcesem Mustanga kryje się, między innymi, doskonałe spozycjonowanie cenowe tego modelu. Czy z perspektywy Pana niemal piętnastoletniej pracy na rynku motoryzacyjnym może Pan powiedzieć, że polski rynek to wciąż rynek ceny?

Myślę, że tak. Nadal głównym determinantem pozostaje cena, niemniej jednak pojawiają się dodatkowe czynniki. Parę lat temu klienci mówili ‒ cena, dzisiaj klienci patrzą na pojęcie ceny w szerszy sposób, mają na myśli całkowity koszt użytkowania samochodu. To jest bardziej dojrzałe podejście. Wydaję na samochód cenę x, za kilka lat sprzedaję go za cenę y i spłacam tylko różnicę.

Biorąc pod uwagę te kryteria, nasze samochody bardzo dobrze się bronią. Program serwisowy czy program sprzedaży aut używanych skutecznie zabezpieczają wartość rezydualną samochodów marki Ford. Druga kwestia jest taka, że oczekiwania klientów w stosunku co do samochodu rosną. 15 lat temu samochód firmowy miał jeździć i musiał mieć klimatyzację. Dzisiaj takie elementy jak radio, klimatyzacja czy elektryczne szyby stały się standardem. Obecnie dochodzą kwestie systemów bezpieczeństwa, metalizowany lakier, aluminiowe obręcze czy przyciemniane szyby. Klienci wiedzą bowiem, że te elementy budują także wartość rezydualną samochodu. Dlatego my w ten sam sposób patrzymy na rozwój rynku, proponując do naszych samochodów różnego rodzaju pakiety wyposażenia dodatkowego, które za niedużą sumę pozwalają na zbudowanie wartości rezydualnej. Gdybym miał określić twarde wagi: 80% to wciąż jest cena, ale rozumiana jako TCO, natomiast pozostałe 20% to są elementy subiektywne.

Ford ma bardzo wysokie wartości rezydualne, ale co nawet ważniejsze – stabilne. Wymaga to na pewno wiele pracy i dbania o tę wartość, która, jak Pan wspomniał, jest bardzo ważnym elementem. Niektóre marki, dając wysokie upusty, zniszczyły swoją wartość rezydualną. Jak Ford dba o RV swoich modeli?

W każdej dziedzinie życia, a w biznesie przede wszystkim, ważne są umiar i równowaga. Szczególnie w motoryzacji, która jest wrażliwa na wszelkie zmiany, zachowanie swoistego balansu jest kluczowe. Bardzo istotne jest to, żeby zachować pewną wyważoną proporcję pomiędzy ceną bazową samochodu, wyposażeniem dodatkowym auta, ceną wyposażenia dodatkowego i polityką rabatową. W nawiązaniu do tego, o czym Pan powiedział, rynek bardzo szybko wychwycił fakt, że producent udziela bardzo dużych rabatów, co na koniec nie będzie korzystne dla klientów. Kupią oni samochód po niższej cenie, ale z racji nierozsądnej polityki producenta może się okazać, że za kilka lat te samochody nie osiągną satysfakcjonującej wartości rezydualnej. W efekcie TCO będzie znacznie wyższy.

RV to bardzo istotny czynnik, ale ten balans zapewniają także różnego rodzaju udogodnienia, mające na celu obniżenie kosztów eksploatacji. Mam tu na myśli chociażby programy serwisowe czy niezwykle istotny program Ford Używane. Ma on na celu zapewnić sprawne i kompleksowe przejęcie samochodu używanego z rąk klienta poprzez naszych dealerów i ponowne wprowadzenie tego samochodu na rynek. Klient, szukający sprawdzonego samochodu używanego, kupi go u nas, będzie korzystał z naszej sieci serwisowej, po jakimś czasie, z reguły mniej niż dwa lata, wymieni na inny samochód używany, a w efekcie może kupi także nowy samochód.

Motorem gospodarki jest sektor MŚP, widać to chociażby po gościach odwiedzających nasze Targi Fleet Market. Są to jednak klienci rozproszeni, do których niełatwo jest dotrzeć. Jak Państwo starają się trafić do małych firm z ofertą, czy przez dealerów?

Ważna jest współpraca z dealerami. Naszym zadaniem jako marki Ford jest zapewnienie odpowiednich narzędzi do pracy dealerom i wsparcie ich w każdym aspekcie. Klienci kupujący od jednego do kilkunastu aut to rosnąca grupa, która z punktu widzenia biznesowego i ekonomicznego najszybciej się rozwija na naszym rynku. Ponadto cechuje ich bardzo duża lojalność do danej marki.

Oczywiście, mamy także stabilny portfel klientów flotowych czy też firm typu rent a car, bo to jest kolejny obszar, który bardzo mocno rośnie w Polsce. Jednak motorem wzrostu i rozwoju w sprzedaży flotowej jest sektor MŚP, a kluczem dotarcia do tych firm są dealerzy.

Na przestrzeni ostatnich 20 lat Ford zbudował najlepszą sieć sprzedażową w Polsce, jeśli chodzi o dealerów, którzy sprzedają aktywnie, czyli nie czekają na klientów, tylko ich poszukują. Prężny dealer to jedno, a dobry produkt to drugie. Mam tu na myśli nie tylko samochody, ale także wszelkie produkty finansowe czy serwisowe.

Małe działalności nie dysponują dużym kapitałem i to dla takich firm stworzyliśmy kilka produktów finansowych, które mają na celu obniżenie kosztu użytkowania samochodu.

Takim numerem jeden w naszej gamie rozwiązań finansowych jest produkt, który wprowadziliśmy do sprzedaży w ubiegłym roku – Ford Leasing Opcje. Jest to leasing operacyjny do wartości rezydualnej samochodu.

Przy tym jego idea jest taka, że klient, wpłacając niewiele, jeździ samochodem trzy lata, następnie zostawia samochód u dealera i bierze kolejny. Taki leasing dominuje w krajach Europy Zachodniej, czyli leasing do wartości rezydualnej. W Polsce bardziej popularny jest leasing polegający na spłacie całej kwoty.

W porównaniu z leasingiem „polskim” klient płaci zdecydowanie mniej za użytkowanie samochodu, gdyż, po pierwsze, nie spłaca całego kapitału i nie wykupuje samochodu, co wpływa bezpośrednio na fakt obniżenia kosztu użytkowania. Poza tym zauważamy zmianę myślenia. Nasi klienci to coraz częściej ludzie młodzi, nie tak przywiązani do własności.

Coraz częściej spotykamy się z myśleniem: będę płacić za użytkowanie, to jest mój samochód, ja nim jeżdżę, ja decyduję, ja wybieram, płacę za użytkowanie i nie muszę się martwić sprzedażą tego samochodu.

To wszystko zapewnia Ford Leasing Opcje, który jest optymalny kosztowo dla tego typu klientów. Obserwujemy znaczną dynamikę podpisywania nowych umów, a to oznacza, że mamy taki produkt, jakiego oczekują klienci obecnie i myślę, że będzie to wiodący kanał sprzedaży, jeśli chodzi o produkt finansowy dla MŚP na przestrzeni najbliższych dziesięciu lat.

Ford jest marką, która sprzedaje około 70% swoich modeli do klientów instytucjonalnych. Czy Pana, jako szefa sprzedaży flotowej, to cieszy, czy raczej lepsza byłaby bardziej zbilansowana sprzedaż?

Biorąc pod uwagę specyfikę polskiego rynku, pytanie brzmi: gdzie jest potencjalny klient? Ten, który jest w stanie z punktu widzenia naszej firmy przynieść nam określone pieniądze i określony udział rynkowy. Patrząc na cały rynek motoryzacyjny w Polsce, widzimy, że jest on przechylony na prawą nogę – nogę flotową. Jest to proporcja mniej więcej 63 do 37%. My jako marka jesteśmy troszkę bardziej przechyleni na stronę flotową, co oczywiście nas cieszy, dlatego że jest to sukces, na który pracuje cała nasza firma. Z drugiej strony, jest bardzo dużo do zrobienia w sprzedaży detalicznej, bo o tym kliencie nie możemy zapominać. Jest on również dla nas bardzo ważny. Jednak przy takim portfolio produktowym i przy takiej sieci dealerskiej zdecydowanie łatwiej jest nam sprzedawać tam, gdzie są klienci, czyli do różnego rodzaju biznesu, do MŚP, do dużych flot samochodowych.

Wspomniał Pan o rosnącym znaczeniu firm wynajmu krótkoterminowego. Czy to wdzięczny klient?

Rozwój firm rent a car ściśle powiązany jest z rozwojem gospodarczym w Polsce. Tego typu firmy powstają dlatego, że jest popyt na tego typu usługi, w związku z tym biznes się otwiera. Jest to klient, który wymaga określonego zrozumienia, określonej specyfiki pracy.

Jeśli ktoś chce odnieść sukces w sprzedaży w tym kanale, musi oferować kompleksowe rozwiązania, tj. musi znać specyfikę tego typu klientów. Ta kompleksowość to jest pewnego rodzaju korelacja pomiędzy ceną samochodu i odkupem tego samochodu po okresie użytkowania, który najczęściej oscyluje w granicach 12‒18 miesięcy. No i tutaj znowu sprawdza się sprawność operacyjna: czy dana marka jest w stanie zapewnić konkurencyjną cenę na wejściu, ale też konkurencyjną cenę przy odkupie samochodu. Czy jest w stanie zapewnić określoną rzetelność w podejściu do współpracy, mam na myśli wywiązanie się z umowy zakupu i zrealizowanie określonego wolumenu. To, o czym mówiłem wcześniej, ważny jest balans między sprzedażą nowych aut i późniejszym wprowadzeniem ich na rynek jako używanych.

Myślę, że my jako marka zbudowaliśmy poprzez naszych dealerów bardzo dobre relacje z firmami rent a car, chociaż jest to niezwykle konkurencyjny kawałek rynku.

Sprzedaż Państwa samochodów dostawczych rośnie nawet szybciej niż rynek, a rynek rośnie bardzo dynamicznie. Z czego wynika tak mocna pozycja Forda w segmencie aut dostawczych, a także jak rozwiązali Państwo kwestię współpracy z firmami oferującymi zabudowy?

Odpowiadając na pierwszą część pytania, pozwolę sobie podeprzeć się danymi z ubiegłego roku, gdzie Ford był numerem jeden w sprzedaży lekkich samochodów dostawczych w Europie. Oznacza to, że nowa rodzina samochodów Transit zdecydowanie dobrze została przyjęta przez naszych klientów, a to bezpośrednio przełożyło się na sprzedaż. Ponadto oferujemy cztery produkty, których nie mieliśmy, jest to Courier, Connect, Custom i klasyczny Transit. Samochody te występują w różnych konfiguracjach, rozstawach osi, wysokościach. Mówiąc trywialnie, naprawdę wpisujemy się w indywidualne potrzeby naszych klientów, a klienci szukający samochodów dostawczych niemal zawsze wymagają indywidualnych rozwiązań. Takimi są przede wszystkim zabudowy. Jeżeli chodzi o współpracę z firmami zabudowującymi, ta przebiega dwutorowo. Duże firmy, które prowadzą biznes na szeroką skalę i szukają samochodów dostawczych, wielokrotnie współpracują ze swoimi dostawcami zabudów, z którymi wspólnie opracowali dedykowany projekt zabudowy czy określony standard. My oczywiście taką współpracę respektujemy i oferujemy wsparcie czy to w postaci przekazania homologacji czy wsparcia finansowego przy jej uzyskaniu. Drugi, znacznie bardziej popularny w mniejszych firmach trend, polega na korzystaniu z rozwiązań, jakie my proponujemy w zakresie zabudów. Wynika to z wygody. Klienci przychodzą do nas po gotowe rozwiązania, które „leżą na półce”. My te rozwiązania możemy zaoferować przez naszych dealerów dzięki współpracy z wybraną, ograniczoną grupą firm, które są producentami zabudów.

Ważnym aspektem biznesowym jest też współpraca na linii dealer – firma zabudowująca. Ekonomicznie bardziej opłaca się współpraca z jedną czy dwoma takimi firmami. Nie zamykamy się jednak na pozostałe firmy zabudowujące, które z różnych przyczyn nie są w naszej ofercie tych rekomendowanych dostawców.

Było wiele o samochodach, teraz chciałbym, aby nasi czytelnicy dowiedzieli się czegoś o Panu ‒ o Osobowości Flotowej. Taki tytuł przyznali Panu głosujący w Plebiscycie Fleet Derby. Spora część głosów to głosy od bezpośredniej konkurencji. To chyba miłe?

Myślę, że jest to przede wszystkim bardzo miłe wyróżnienie i jestem niezwykle zaskoczony. To, że ktoś z firmy konkurencyjnej oddał na mnie głos, pokazuje, że ten rynek motoryzacyjny nie jest anonimowy. Z moją konkurencją, używając tego słowa w cudzysłowie, znamy się, staramy się współpracować i w etyczny sposób konkurować. Jednak myślę, że w tym wszystkim ważne są też bardzo dobre i pozytywne relacje, które ze sobą budujemy. To jest chyba ten przyczynek, który spowodował oddanie głosu właśnie na mnie. Jest to niezwykle miłe i chciałbym, za państwa pośrednictwem, podziękować wszystkim, którzy oddali na mnie swój głos. To niezwykle budujące.

To wyróżnienie jest dla mnie pewnym motywatorem do dalszych działań, paliwem, które będzie mnie napędzać w dalszej pracy zawodowej. Miłe jest to, że współpracownicy, klienci, otoczenie rynkowe w taki sposób docenili moją osobę i oddali na mnie głos.

Panie Wojciechu, czternaście lat pracy w Fordzie. Nie znudziło się Panu jeszcze?

Pracę trzeba lubić. Bardzo dużo czasu spędzamy w pracy, w związku z tym nie można wykonywać czegoś, w czym nie czujemy się dobrze i się nie realizujemy. Nie jestem tutaj przez przypadek, a praca dostarcza mi nowych wyzwań i takie podejście daje mi siłę i chęci do pracy, mimo że często jest wymagająca, szczególnie jeżeli pracuje się na 100%. Nie jestem jedynym przykładem osoby, która swoją karierę związała z Fordem.

Jest wiele różnych elementów, które mają na to wpływ. Z jednej strony na pewno sama firma i otoczenie, mam tu na myśli nasze struktury europejskie. Odpowiednia jest polityka kadrowa, podejście socjalne. Z drugiej strony, bardzo ważny jest też zespół ludzi, z którymi się pracuje i to zarówno bezpośrednio, jak i u naszych dealerów. To oni są naszymi rękami do pracy i to oni mają bezpośredni kontakt z klientami. Miła i przyjacielska atmosfera to w dużej mierze także zasługa naszego prezesa, Adama Kołodziejczyka. Jest wymagający, ale bardzo rozsądny i myślę, że to jest osoba, która wyznacza określony kierunek tej pracy, określoną strategię rozwoju firmy na polskim rynku. Wymaga od nas oczywiście dużo, ale z drugiej strony daje też to satysfakcję do codziennych działań i myślę, że bez tej osoby oraz pozostałych managerów w firmie, pewnie nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy, zarówno jeśli chodzi o wyniki rynkowe, jak i skład personalny. Na koniec nie możemy zapominać o doskonałym produkcie. Gdybyśmy mieli oferować klientom rozwiązania, co do których sami nie bylibyśmy przekonani, to pewnie by nas tutaj nie było.

Czy Wojciech Biela jest pasjonatem motoryzacji, któremu życie zawodowe tak się potoczyło, że sprzedaje samochody, czy jest urodzonym sprzedawcą, któremu akurat przyszło sprzedawać samochody?

To jest bardzo kompleksowe pytanie. Z jednej strony uważam, że mimo iż sprzedajemy samochody flotowe i rozmawiamy o analizie twardych danych: TCO, o parametrach, o CO2, to nadal sprzedajemy emocje, które kryją się za produktem, jakim jest samochód.

Jednak przy sprzedaży flotowej i sprzedaży biznesowej, ważne są też te wyzwania, te twarde, ekonomiczne parametry. W pewnym momencie kończy się pasja do motoryzacji: OK, samochody mamy super, fajne, ale teraz trzeba pracować na danych finansowych, na danych ekonomicznych i patrzeć, jak kształtują się wolumeny. To jest poniekąd to, czego się nauczyłem. Najpierw była pasja do motoryzacji, chęć sprzedaży emocji. Później odezwał się ten drugi głos, bardziej handlowy, ekonomiczny, po linii wykształcenia. Mam wykształcenie ekonomiczne, które jak najbardziej wpisuje się w to, co w chwili obecnej robię, i miłość do samochodów.

Jakim szefem jest Wojciech Biela?

Przede wszystkim myślę, że starającym się zrozumieć ludzi i współpracowników, co jest bardzo ważne. Wzajemne zrozumienie celu jest najważniejsze, bo czasami te cele mogą być rozbieżne u mnie i u moich pracowników. Myślę że drugim takim elementem jest odpowiednie podejście do tzw. równowagi w życiu prywatnym i zawodowym. Ten balans należy zachować u siebie, ale także trzeba umieć uszanować w codziennej pracy u innych.

Bardzo często deleguje się różnego rodzaju obowiązki, czy wymaga się określonych działań, które mogą dotykać również czasu i życia prywatnego, bo jednak jest ogromny pęd. Żyjemy coraz szybciej, komunikujemy się i pracujemy coraz więcej, ale zawsze musimy zrozumieć drugiego człowieka, rozumieć jego potrzeby i uszanować relację między pracą a czasem prywatnym.

Natomiast myślę, że jestem też szefem, który bardzo wielu rzeczy wymaga, które nie zawsze wydają się potrzebne, jednak w późniejszej pracy okazują się przydatne. Jestem zdania, że tą samą miarą trzeba mierzyć swoje działania i staram się być sprawiedliwy i wobec siebie wymagać tego samego. Jeśli widzę, że sam bym tego nie zrobił lub podszedłbym do tego w inny sposób, to również oczekuję tego od moich współpracowników. W nawiązaniu do tego, co pan powiedział, biorąc pod uwagę naszą markę i stały zespół, pracuję z grupą bardzo fajnych osób, które cenię, i myślę, że pracujemy jak szwajcarski zegarek, który jest synonimem precyzji i jakości.

Przeczytaj również
Popularne