28 czerwca 2011
Teoretycznie w czasach nadprodukcji aut i ogromnej konkurencji nie powinno być problemów z wymianą floty samochodowej. W praktyce różnie to bywa. Zwłaszcza, gdy przyjdzie się zmierzyć z konsekwencjami katastrofy na miarę marcowego tsunami w Japonii. Wskutek trzęsienia ziemi i fali tsunami, które nawiedziły północno-wschodnie wybrzeże Japonii wstrzymano produkcję w wielu fabrykach. Przestoje ogłosiły praktycznie wszystkie czołowe firmy związane z branżą motoryzacyjną: Toyota, Honda, Nissan, Suzuki czy Bridgestone. Globalizacja gospodarki spowodowała, że nie tylko japońskie koncerny stały się ofiarami kataklizmu. Także wielu innych producentów, korzystających z azjatyckich podzespołów, musiało zatrzymać linie montażowe. Tak się stało w przypadku Opla i Renault. Przerwy w dostawach elektronicznych części z Japonii spowodowały zmniejszenie produkcji zakładów w Saragossie i Eisenach (Opel), a także w koreańskim Busan (Renault). Mniejsze lub większe problemy zgłaszali też inni producenci na całym świecie. Całej sytuacji bacznym okiem zaczęli przyglądać się przede wszystkim uczestnicy rynku flotowego. Przestoje mogły stać się realnym zagrożeniem dla sprawnej wymiany taboru.
Kumulacja kłopotów w czasie kryzysu
Fleet managerowie, którzy na początku tego roku mieli w planie wymianę floty napotkali całą masę przeszkód. Część z nich dało się przewidzieć, ponieważ związane były z zapowiadanymi od dawna zmianami formalnoprawnymi. – Koniec roku ubiegłego i kilka miesięcy bieżącego roku mogły zaskoczyć fleet managerów sytuacją wydawać by się mogło niemożliwą do wystąpienia, mianowicie utratą płynności w procesie wymiany floty. Na tę sytuację złożyło się wiele czynników, m.in. zmiany dotyczące podatku VAT, które nakręciły popyt na samochody w końcówce roku 2010. Znane mi są przypadki, gdy firmy wciąż czekają na realizację zamówień złożonych w końcówce roku 2010. Zwiększony popyt oznacza problemy z podażą i wydłużony okres oczekiwania na samochody – tłumaczy Wacław Szpakowski, kierownik transportu w firmie Handlopex. O ile można było przedsięwziąć pewne kroki niwelujące efekt zmian dotyczących podatku VAT, o tyle marcowe tsunami nie dało, bo w oczywisty sposób nie mogło dać, żadnych szans na prewencyjne działania. – Rok 2011 przyniósł kataklizm, który nawiedził Japonię. Oprócz tragedii ludzkiej miał on niebagatelny wpływ na gospodarkę światową, a w tym również rynek samochodowy – przecież kilku znaczących producentów samochodów to koncerny z Kraju Kwitnącej Wiśni. Zjawiska te przyczyniły się do wydłużenia przez producentów okresów realizacji zamówień i często powodowały, że fleet managerowi mocniej zabiło serce – dodaje Wacław Szpakowski.
Obecna sytuacja na rynku flotowym
Pesymiści przepowiadają, że wkrótce czekają nas podwyżki cen samochodów, głównie japońskich koncernów, i poważne opóźnienia dostaw nowych pojazdów. Kwestię podwyżek podnoszono już w marcu, tuż po katastrofie. Większość obaw rozwiały jednak opinie autorytetów, m. in. Wojciecha Drzewieckiego. Prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar stwierdził wyraźnie, że nie sądzi, aby doszło do wzrostu cen samochodów, ponieważ nie zależą one tylko od samych producentów, ale także od rynku. Zbyt wysokie lub znacząco różne od proponowanych przez konkurentów ceny spowodowałyby, że klienci decydowaliby się na tańsze modele. Drzewiecki dodał, że dopuszcza pewne podwyżki, ale raczej niewielkie i że na razie nie spodziewa się, aby tragedia na rynku japońskim znalazła przełożenie na podwyżkę cen japońskich aut w Europie. Większość fleet managerów nie dostrzega nasilenia się drugiego z omawianych zjawisk, czyli opóźnień w dostawach nowych pojazdów. – Na dzień dzisiejszy nie spotkałem się z tego typu problemami. Drobne opóźnienia w dostawach rekompensował dostawca samochodów lub rozwiązanie proponowane przez niektóre firmy leasingowe, czyli przedłużenie umowy do czasu nowego pojazdu na tych samych warunkach. Ewentualnie otrzymujemy samochód przedleasingowy, czyli auto w tej samej cenie, co auto kontraktowe – mówi Andrzej Chocyk, specjalista do spraw administracji i floty samochodowej Schneider Electric Polska. Kluczowe pytanie to: ile potrwają przestoje w japońskich fabrykach? Dalsze zwlekanie z uruchomieniem zakładów powoduje szybkie wyczerpywanie się zapasów samochodów i części. W tym momencie ważne jest, jak zachowa się największy japoński koncern, czyli Toyota. Wprawdzie w drugiej połowie kwietnia doszło do wznowienia działalności wszystkich 18 fabryk Toyoty na terenie Japonii, ale z powodu niedoborów części do montażu aut nie mogą one wykorzystać pełnych mocy produkcyjnych.
Kwestia przedłużenia funkcjonowania floty
Nawet w obliczu światowych katastrof nie ma możliwości, żeby flota przestała funkcjonować. – Z racji charakteru pracy samochodów służbowych nie możemy sobie pozwolić na sprzedaż pojazdu i oczekiwanie na następny. Data odbioru musi być znana i potwierdzona w 100%, co praktycznie przekłada się na to, że nowe auto stoi już u dealera – zaznacza Grzegorz Noskowicz, koordynator ds. floty samochodowej w UPC Polska. W krytycznej sytuacji od fleet managerów wymaga się skutecznych działań. To od jego decyzji zależy sposób łatania dziury w taborze. – Flota w naszej firmie jest finansowana z dwóch źródeł. Pierwsze z nich to zakup ze środków własnych, drugi to leasing operacyjny. Posiadanie częściowo własnej floty, pozwala na utrzymanie stosunkowo niedużym kosztem 2-3 samochodów pulowych, którymi można zastąpić braki nowych aut na wymianę w leasingu. Jeżeli taka sytuacja dotyczy większej ilości samochodów, należy dobrze skalkulować, czy bardziej opłaca nam się przedłużenie leasingu czy też wynajem krótkoterminowy. Z moich doświadczeń wynika, że nie zawsze przedłużenie leasingu jest opłacalne, uzależnione to jest od ilości przeglądów, która będzie musiała zostać dodatkowo przeprowadzona w związku ze zwiększonym okresem eksploatacji, przedłużeniem ubezpieczenia, ilości kilometrów etc., czyli de facto z kalkulacji, jaką przedstawi nam leasingodawca i może być ona różna dla każdego z pojazdów – tłumaczy Michał Krawczyk Procurement Supervisor w firmie Johnson&Johnson.
Wynajem krótkoterminowy - na krótko
Jednym z możliwych rozwiązań w wypadku opóźnień w wymianie floty może być sięgnięcie po wynajem krótkoterminowy. – W przypadku usług wynajmu krótkoterminowego musimy pamiętać, że będzie to operacja pracochłonna. Konieczne będzie zorganizowanie procesu zdania samochodów będących dotychczas w użytkowaniu do firmy leasingującej/wynajmującej i przejęcia samochodów od dostawcy usług wynajmu krótkoterminowego. Niestety, w momencie zrealizowania zamówienia na nową flotę proces ten będzie trzeba powtórzyć. Poza samą koordynacją procesu wymiany samochodów, która w przypadku floty poruszającej się po całym kraju (zagranicy), będzie skomplikowana sama w sobie, to pojawią się także inne zagadnienia z tym związane, jak np. tankowanie paliwa. Oczywiście firmy oferujące wynajem krótkoterminowy będę starały się nam ułatwić wszystkie procesy związane z usługą jaką oferują, ale niestety pewnych czynności nie będziemy mogli uniknąć. Nie możemy również wykluczyć że pojawią się zapytania zarówno ze strony zarządu firmy, jak i osób korzystających z floty: czy takiej sytuacji można było uniknąć? Może to niekorzystnie wpłynąć na ocenę pracy fleet managera – wyjaśnia Wacław Szpakowski. Wielu fleet managerów docenia zalety wynajmu krótkoterminowego w kryzysowych sytuacjach. – Charakteryzuje się on pełną elastycznością: oddajemy auto w momencie, kiedy pojawia się nasze zamówione z fabryki i płacimy stawkę wynajmu co do dnia. Kwota takiego wynajmu dla np. samochodu klasy Ford Mondeo oscyluje w granicach 100 pln za dobę i martwimy się tylko o paliwo – mówi Michał Krawczyk. Nie znamy jeszcze wszystkich konsekwencji marcowego tsunami. Obecnie sygnalizujemy jedynie problem, z którym być może będą musieli się zmierzyć fleet managerowie. Na razie, jak ze wszystkim, trzeba cierpliwości i uważnego obserwowania rynku. – Jeżeli skala problemu będzie się powiększała, będziemy musieli szukać nowych rozwiązań, które nie będą nas zbytnio obciążały finansowo. Przede wszystkim musimy poczekać na rozwój wypadków i obserwować reakcję leasingodawców – podsumowuje Andrzej Chocyk.
Eryk Chilmon