Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Shell

(Auto)motywacja

subaru-thJednych lepiej zmotywuje kompaktowa Toyota Corolla, innych sportowe BMW Z4. Jeszcze inni docenią większą premię. Wszystko zależy od stanowiska pracownika, branży i możliwości finansowych samej firmy. Z przeprowadzonego niedawno na zlecenie „Dziennika Gazety Prawnej” i firmy doradczej MDDP przez PBS DGA badania wynika, że ponad 80 proc. firm w Polsce przyznaje pracownikom świadczenia pozapłacowe. Na trzecim miejscu, zaraz za dofinansowaniem do nauki i telefonem komórkowym, znalazł się samochód służbowy przeznaczony do celów zawodowych. Wszystko po to, aby odpowiednio motywować pracowników do pracy, zatrzymać w firmach najlepszych i skłonić ich do osiągania jeszcze lepszych wyników. Jak w praktyce wygląda motywowanie pracowników służbowymi samochodami i jaką rolę mają do spełnienia, mówią kierownicy flot. Jeden ma Seicento, drugi Corollę – Sytuacja, w której przychodzi do mnie pracownik i mówi, że chce lepsze auto, bo jego wyniki są lepsze od kolegów i koleżanek, w moim przypadku jeszcze się nie wydarzyła – przyznaje Bartosz Wiśniewski zarządzający flotą w British American Tobacco (obecnie Provident – przyp. red.). – Wszelkie kwestie związane z samochodami firmowymi reguluje precyzyjnie polityka flotowa. Dlatego pracownik nie może sobie na coś takiego pozwolić – dodaje. Trudno jest jednak spodziewać się, że pracownicy jednej firmy nie będą porównywali aut, którymi jeżdżą, z tymi których używa konkurencyjna firma. – Samochód może być po prostu wskaźnikiem prestiżu danej osoby w hierarchii firmy – zaznacza Krzysztof Bujak z firmy doradczej Advisory Group TEST Human Resources. Jeśli mamy do czynienia z taką sytuacją, istnieje możliwość, że niektórzy zechcą zmienić pracę na taką, która zaoferuje im podobne wynagrodzenie finansowe, ale za to lepsze auta. – Tak się akurat składa, że w branży tytoniowej i w przypadku mojej firmy takie porównanie wypada im plus dla mnie, gdyż przedstawiciel ma samochód klasy kompaktowej. Równie dobrze wygląda sytuacja przedstawicieli handlowych niszowych firm farmaceutycznych – zauważa Wiśniewski. – Natomiast branża FMCG oraz inne plasują się niestety dla pracowników niżej. Dlatego w przypadku przejść pracowników z branży do branży, bardzo często ludzie oczekują, że przesiądą się właśnie z Fiata Seicento na Toyotę Corollę – dodaje. Wyższa półka, wyższe koszty Jedną z firm, w której pracownicy za swoje osiągnięcia zawodowe mogą liczyć na ponadprzeciętny motywator jest firma Biomet. Robert Biedrzycki, będący tam dyrektorem finansowym, wpadł na nietypowy pomysł – najlepsi na miesiąc dostają do użytkowania sportowe BMW Z4. – Trudno ukryć, że samochody bardzo skutecznie motywują handlowców. Szczególnie, że niektórzy z nich pokonują w autach nawet 100 tys. km rocznie. Jednak wydaje mi się, że nawet ci użytkownicy, którzy zdają się nie przywiązywać wielkiej wagi do samochodu, patrzą na tak nietypowy model jakim jest BMW Z4 z dużym zainteresowaniem. Takie auto sprawia, że ci którzy je doceniają, zrobią wiele, żeby na nie zapracować – tłumaczy Biedrzycki. Jak wygląda zatem finansowa strona motywowania personelu służbowymi samochodami? – Dla firmy nie jest to duży koszt, gdyż znam przedsiębiorstwa, które wydają o wiele więcej na motywowanie pracowników, a mam na myśli głównie premie pieniężne. W przypadku mojej firmy koszt był akceptowalny i opłacalny – wyjaśnia dyrektor finansowy Biometu. Inną sytuację opisuje Wiśniewski. – W przypadku zarządu i wyższych stanowisk, mamy do czynienia z tzw. opcją cost car, czyli limitem ustalonym na samochód. Takie auto musi, dla przykładu, kosztować siedem tysięcy złotych. Użytkownik wybiera auto tylko w takim pułapie cenowym. Następnie decyzję musi zaakceptować prezes, ponieważ manager mógłby wynająć tak dziwny samochód, że w przypadku rezygnacji tej osoby, firma miałaby problem z utylizacją pojazdu. Z tego powodu dominują we flotach kombi i sedany, różnych marek, ale jednak nie bardzo ekstrawaganckie – wyjaśnia Bartosz Wiśniewski. Czasami jednak trudno jest zmotywować pracownika, oferując jemu lub jej „zwykłe” Audi czy BMW. – Nasi handlowcy jeżdżą już i tak bardzo dobrą flotą. Każdy z nich ma co najmniej VW Passata. Dlatego trudno byłoby im inaczej zaimponować – mówi Biedrzycki. – Przy okazji w firmie Biomet luksusowy dodatek przypada na 18 pracowników, natomiast u konkurencji na 500 – dodaje. Łyżkę dziegciu w kontekście kosztów dorzuca Michał Soćko, fleet manager w firmie Carlsberg Polska. – W kontekście opodatkowania świadczenia jakim jest samochód, może się okazać, iż pracownik nagle ma kilkukrotnie większe obciążenie finansowe z racji używania samochodu o wartości początkowej równie większej od jego standardu – zauważa. Samochód: nagroda czy narzędzie?  Sceptycznie do pomysłu motywowania i wynagradzania pracowników nietypowymi samochodami odnosi się jeden z najbardziej doświadczonych polskich fleet managerów i członek Stowarzyszenia Kierowników Flot Samochodowych Michał Soćko z firmy Carlsberg. – Zapewne argumenty motywacyjne są istotne, ale moim zdaniem takie wyróżnienia robią więcej złego niż dobrego – zaznacza.  – Moim zdaniem samochód służbowy to narzędzie pracy i tak w firmach powinno się na niego patrzeć – tłumaczy Soćko. Podobnego zdania jest Krzysztof Bujak. – Samochód jako taki, dla niektórych stanowisk, jak choćby handlowych, nie jest już właściwie benefitem, ale narzędziem pracy. Tak samo jak są nimi telefon komórkowy czy komputer przenośny – mówi. Michał Soćko zwraca uwagę na jeszcze jeden bardzo istotny element motywowania pracowników za pomocą samochodów. Szczególnie tych nietypowych. –             Przyznanie samochodu o wyższym standardzie lub istotnie odbiegającym od powszechnego (samochód sportowy czy terenowy) uruchamia w nas najniższe instynkty. Myślę tutaj o niepochlebnej potrzebie zaimponowania otoczeniu widoczną oznaką, jaką jest niewątpliwie odlotowy samochód – wyjaśnia. Dlatego ważne jest, aby z każdym lepszym niż standardowy służbowym samochodem szło w parze odpowiednie szkolenie dla pracownika, który będzie z niego korzystał. – Na tym nie koniec, gdyż należy zakładać, że rodzina czy znajomi obdarowanego też poszaleją tym „wątpliwym” prezentem. Tu powstaje pytanie o odpowiedzialność pracodawcy za szkody powstałe w ludziach i sprzęcie – przekonuje zarządzający flotą Carlsberga. Należy pamiętać, że zwykle proces przydzielania auta poszczególnym pracownikom odbywa się w porozumieniu dyrektora finansowego, odpowiadającego za budżet flotowy, a dyrektorem sprzedaży. – Rolą administratora floty w takim przypadku jest wspierać taki proces merytorycznie – dodaje na koniec Bartosz Wiśniewski. Filip Michalak   W mojej firmie mieliśmy przypadek, że zwolnił się jeden samochód, który użytkował członek zarządu. Było to Audi A4 Quattro z silnikiem Diesla, czyli auto, o którym każdy przecięty handlowiec może jedynie pomarzyć. Z uwagi na to, że stanowisko nie mogło być obsadzone przez następne sześć miesięcy zdecydowaliśmy, że auto będzie przeznaczone właśnie dla najlepszego handlowca na miesiąc. Auto mogło być użytkowane na takich samych zasadach, jak swój „normalny” samochód, tzn. pracownik mógł jeździć nim na wakacje, za granicę itd. Auto było objęte wynajmem długoterminowym, dlatego jego użytkowanie odbywało się na tych samych zasadach, co wszystkich pozostałych pojazdów. Nie był to żaden specjalny projekt obwarowany klauzulami ubezpieczeniowymi. Bartosz Wiśniewski, Provident

Przeczytaj również
Popularne