Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Land Rover Defender

Często wymyślny tytuł może przyciągnąć uwagę czytelnika. Chwilę myślałem nad tytułem, który mnie by zachęcił do przeczytania testu Defendera. Który oddawałby cechy tego samochodu i delikatnie flirtował z inteligencją czytelników. No i mam.

Kiedy firma zapowiedziała koniec produkcji Defendera, na motoryzacyjny świat padł blady strach. Nawet ci, którzy nie mieli specjalnej styczności z modelami terenowymi, jakoś tak na słowo Defender bardziej się ożywiali. Koniec końców pomysł okazał się dobry, bo zamiast wciąż produkować poprzedni model, firma zdecydowała się wprowadzić na rynek nowego Defendera. Nadwoziowo wyróżniamy trzy rodzaje Defów: krótki (tak zwana 90.), średni (110) oraz największy 130.

To nie ten Def, co kiedyś

Niektórzy mówią, że poprzedni był bardziej… no właśnie, jaki? Bardziej surowy, to fakt? Bardziej niezniszczalny, tego nie wiemy? Ładniejszy – kwestia gustu. W mojej opinii nowy Defender jest nieporównywalnie wygodniejszy (nie jest już budowany na ramie), wygląda… nie gorzej, ma zapewne równie obłędne możliwości terenowe, a dzięki wielu udoskonaleniom w tym zakresie, jak chociażby tryby jazdy, kamery 360 czy funkcja asystenta zjazdu, jest przyjaźniejszy dla ludzi, którzy lubią zjechać z utwardzonej drogi, ale nie są wytrawnymi offroadowcami.


Słyszałem od znajomego, który ma offroadowe doświadczenie, że nowy Defender, to już nie jest to, co poprzedni. Całkowicie się z nim zgadzam – nie jest i bardzo dobrze. Podobnie jak sprzęt alpinistyczny produkowany obecnie i ten stosowany trzy dekady temu różni się od siebie, tak samo samochody. Mogę się zgodzić, że legendy nie należało obrażać takimi dodatkami jak wstawki na masce udające ryflowaną blachę. Niepotrzebne, ale jeżeli chodzi o całokształt, jest to samochód od poprzedniego modelu lepszy.

Dlaczego nie?

Mam ten przywilej jako dziennikarz motoryzacyjny że mogę ocenić informacje z wielu źródeł i wyciągnąć wnioski. Większość czytelników nie dociera do materiałów źródłowych i od razu ma informację przetworzoną przez dziennikarza. Podobnie będzie w tym przypadku, przedstawię swój punkt widzenia i zaproszę do tego, aby się ze mną nie zgadzać. Silniki Diesla są wspaniałe. Nie do wszystkich samochodów, nie zawsze i nie dla każdego, ale są. Oczywiście problemem jest emisja szkodliwych substancji, głównie cząstek stałych i tlenków azotu. Udało ją się częściowo wyeliminować dzięki wprowadzeniu AdBlue (redukcji katalitycznej), ale wciąż pozostaje to pewien problem. Uważam jednak, że w samochodach dostawczych, ciężarowych i właśnie takich, jak nasz Defender, takie silniki to idealne połączenie. Wysoki moment obrotowy, niewielkie, jak na pojemność silnika i moc – odpowiednio 3,0 litry i 250 KM – spalanie i fantastyczna praca. Współczesne diesle pracują niemal bezwibracyjnie, a sprzęgnięte z ośmiobiegową skrzynią to czysta przyjemność z jazdy.
Pomijam także aspekt terenowy silnika wysokoprężnego i jego za czy przeciw, bo na Defendera patrzę przez pryzmat managera, który ma taki samochód i przez 80% czasu jeździ nim po klasycznych drogach, a tylko czasami chwyta za pokrętło służące do wybierania trybów jazdy.

Wracając do silnika, nie rozumiem tak masowego odwrotu od jednostek wysokoprężnych. Owszem, małe silniki mogą i powinny być benzynowe, elektryczne czy hybrydowe, ale w przypadku Defendera, na tym etapie rozwoju technologii elektrycznej, polecam silnik wysokoprężny. Ma więcej sensu niż jednostka benzynowa, nawet w wersji PHEV.

Gdy manager śpi na dachu

Wyróżnikiem tej wersji była zabudowa firmy Autohome pozwalająca spać na dachu, bo na tym dachu znajdował się namiot. Rozkładało się go banalnie, a składało niewiele trudniej. Długi na ponad dwa metry, z estetyczną drabinką, moskitierami pozwala dwóm osobom wygodnie się przespać. To wiem z opowieści kolegów redakcyjnych, którzy wjechali, zgodnie z prawem, pod masyw Śnieżnika i spędzili noc w namiocie w konfiguracji jedno dziecko jeden dorosły, następnie jeden dorosły dwoje dzieci. Przemek także spędził noc nad Zalewem Zegrzyńskim, co ciekawe – pracując w namiocie. Nie zdradzę, który tekst z poprzedniego wydania naszego miesięczniku powstał na dachu Defendera.

Ja, owszem, do namiotu wszedłem, ale w nim nie spałem. Rozwiązanie fantastyczne, pod jednym wszakże warunkiem – trzeba z niego korzystać. Jeżeli zamierzamy kupić to wyposażenie i skorzystać z niego trzy razy, z czego dwa pokazując znajomym przed domem, to nie warto. Nie chodzi nawet o cenę, bo przy cenie samochodu wynoszącej ponad 430 tysięcy złotych dopłata w wysokości 12–15 tysięcy złotych (w zależności od kursu euro) jest całkowicie pomijalna. Natomiast szumy wynikające z boksu dachowego i drabinki obniżają komfort jazdy.

 

Kto nie powinien kupować Defendera

Kolega powiedział, że Defender jest jak idealna kurtka, w której możesz iść do opery, ale też na grilla do znajomych. Pamiętam, jak podobnie pisało się o pikapach, kiedy z uwagi na odliczenia VAT-u stały się tak chętnie kupowane. Z Defenderem problem jest taki, że jest bardzo wiele powodów, żeby go nie kupować. Jeżeli jeździsz codziennie w korkach do biura i z powrotem, a po pracy lubisz zajechać do galerii handlowej, zobaczyć, czy jest już nowa kolekcja krawatów, nie kupuj Defendera, szkoda go dla ciebie. Jeżeli pokonujesz w miesiącu 10 tysięcy km, bijąc osobiste rekordy na A2 Poznań–Warszawa, także szkoda tego samochodu. Jeżeli lubisz, kiedy samochody wyglądają na droższe niż są w rzeczywistości, także wybierz SUV-a Coupe, a przy salonie Land Rovera nawet nie zwalniaj. Jeżeli każdą wolną chwilę spędzasz na szukaniu błota w najbliższej okolicy, żeby w nie wjechać i dzwonić po kolegów w samochodach na 35-calowych MT-kach, a na szybkim wybieraniu masz numer do każdego właściciela traktora w okolicy, także nie jest to samochód dla ciebie.
Teraz nastąpi przełomowe, natomiast. Jeżeli idziesz na stacji zapłacić za paliwo i oglądasz się, żeby zobaczyć twój samochód; jeżeli do pracy nie jedziesz zawsze najkrótszą drogą; jeżeli w weekend lubisz wziąć mapę i pojechać w teren, żeby spędzić czas; jeżeli planując wakacje wolisz jechać samochodem, a na dźwięk all inclusive masz ciarki; jeżeli cieszysz się, kiedy spadnie śnieg – to Defender jest dla ciebie. To samochód, który niczego nie udaje, a jeżeli chcesz mieć samochód terenowy z prawdziwego zdarzenia, wystarczy drugi komplet kół z terenowymi oponami. To samochód, który tyle samo frajdy daje w czasie dojazdu asfaltowymi drogami do miejsca docelowego, co po zjechaniu w teren. Jest przyjazny dla osób, które uczą się jazdy w terenie i kompletny dla kogoś, kto ma w tym zakresie olbrzymie doświadczenie. To wręcz idealny samochód, żeby objechać nim świat, bez względu, czy pojedziemy do Azji, Rumunii, czy w Bieszczady. Kiedy był w redakcji, każdy szukał powodu, żeby gdzieś podjechać.

Tryby jazdy

Ortodoksyjni offroadowcy; nie byłem nigdy taki, ale miałem wielokrotnie do czynienia, nie poważają nowych samochodów. Kamery, komputery pokładowe, tryby jazdy. Tak samo, jak kiedyś nie poważali dołączania napędu inaczej, niż przekręcając blokadę w piaście, czy gardzili silnikami turbodoładowanymi. Tymczasem z Defenderem jest trochę jak z Porsche. Każdy model niemieckiej marki jest budowany tak, żeby nadawał się na tor. Każdy, nawet Cayenne czy Panamera. To, że większość tych samochodów nigdy nie pojawi się na torze, inżynierów nie interesuje. Jeżeli klient zapragnie, może. Tak samo jest z Defenderem. Każdy, a testowany egzemplarz w szczególności, nadaje się do tego, żeby zjechać z asfaltu, wjechać w teren i co najważniejsze z niego wyjechać. Czy to zrobisz, zależy od ciebie, ale możesz. Tryb kontroli zjazdu ze wzniesień, wspomniany system kamer 360, pneumatyczne zawieszenie pozwalające w razie potrzeby podnieść samochód czy wybór jednego z trybów jazdy (błoto, piasek, śnieg). Do tego imponująca głębokość brodzenia wynosząca 90 cm. Tylko tak naprawdę przez niemal wszystkie przeszkody przejedziemy Defenderem w trybie automatycznym, bo to samochód do tego zaprojektowany.

Komfort w terenie i na asfalcie znajduje swoje odzwierciedlenie w kabinie. To połączenie nowoczesności, ale także surowych rozwiązań. Łatwe do utrzymania w czystości materiały, duże uchwyty i pokrętła, pozwalające na używanie ich w rękawiczkach, a do tego nowoczesny system multimedialny. To samochód, który kosztuje niemało, ale wart jest każdej złotówki. Bardziej asfaltowy niż terenowy na drodze i bardziej terenowy niż asfaltowy w terenie. Jeżeli macie odwagę, żeby go kupić, to nie zawiedźcie inżynierów Land Rovera i zjedzcie nim w teren. Warto.

Kto testował: Tomasz Siwiński

Co: Land Rover Deffender 110 3.0 diesel

Gdzie: Tam, gdzie inni nie dali rady

Kiedy: 26–31. 05.2022

Ile: 1200 km

Doskonałe prowadzenie, elastyczny silnik i doskonała praca skrzyni biegów.

Krótkie siedziska foteli.

Przeczytaj również
Popularne