Co wyróżnia wielkich mistrzów sportu? Oczywiście czynników jest wiele, ale mówiąc najogólniej – profesjonalizm. Odpowiednie przygotowanie fizyczne, mentalne, trening, dieta. To elementy ważne, stanowiące niemal 100% składowych sukcesu.
Jest jednak jeszcze jeden element. Nienazwany, nieuchwytny. Coś, na kształt mistrzowskiego genu. Miał taki Michael Jordan. Człowiek, który zdobył w koszykówce wszystko, co było do zdobycia, zarówno indywidualnie, jak i drużynowo, po czym postanowił się wycofać. Wycofał się, po czym postanowił wrócić do zawodowego uprawiania koszykówki i znowu wygrał wszystko, co było do wygrania. Czy trenował ciężej niż inni, czy miał lepsza dietę i twardszą psychikę niż inni? Pewnie nie, ale miał mistrzowski gen.
To samo można powiedzieć w odniesieniu do Taia Woffindena, trzykrotnego mistrza świata na żużlu. To połączenie wszystkich cech, plus olbrzymiej odwagi, której w sporcie żużlowym nie można pomylić z brawurą. To na pewno także trochę szczęścia, a to wiadomo komu sprzyja.
Jednak to nie te dwie osobowości świata sportu natchnęły mnie do poruszenia akurat takiej tematyki. Natchnęła mnie osoba, która jest moim zdaniem najlepszym kierowcą wszech czasów, a przynajmniej tych wszech czasów, w których żyjemy – Sebastien Loeb.
Dla tych, którzy nie wiedzą, to dziewięciokrotny mistrz świata w rajdach samochodowych. Dziewięciokrotny, ponieważ swojego dziesiątego tytułu, który w kolejności byłby pierwszym, nie zdobył tylko dlatego, że kiedy pierwsze mistrzostwo świata kierowców miał już niemal pewne, zespół Citroëna kazał mu zwolnić, aby bez zbędnego ryzyka zdobyć tytuł w kategorii producentów.
Otóż Sebastien Loeb, kiedy już zdobył dziewięć tytułów mistrza świata i zrobił to z rzędu, i zrobił to w jednym zespole – Citroën, postanowił wycofać się z rajdów samochodowych, motywując to… brakiem motywacji. Trudno mu się dziwić. Nie zdołały go skusić ani wielkie pieniądze, ani przygoda w innym niż Citroën samochodzie. Swoją drogą ciekawe, że Nico Rosberg po zdobyciu jednego tytułu w F1 stracił motywację.
Tenże Sebastien po kilkuletniej przerwie dał się namówić na gościnny udział w rajdzie. Był to rozgrywany pod koniec października rajd Katalonii. Warto także podkreślić, że Loeb nie tylko ścigał się w jednym zespole (co nie oznacza że jednym autem – były to odpowiednio Xsara WRC, C4 WRC, DS. 3 WRC oraz C3 WRC), ale także z jednym pilotem, Danielem Eleną. Daniela jest na tyle dużo, że musiano chyba uszyć mu specjalny kombinezon. Na pewno przybrał odrobine masy nie dlatego, że rzucił palenie, ponieważ nawet podczas rajdu nie odmawiał sobie papieroska. Takie są prawa mistrzów.
Znalazł się więc ten duet na starcie rajdu Katalonii i zasiedli do Citroëna C3 WRC, auta, które w sezonie 2018 nie wygrało, a więc można było śmiało zakładać, że był to najsłabszy samochód w całej stawce.
Rajd Katalonii jest wyjątkowy, ponieważ jeden dzień rywalizacji odbywa się na szutrze, a dwa na asfaltach. W tym roku, jakby na powrót mistrzów, pogoda także pokazała, co potrafi. Było słonecznie i deszczowo i tak niemal przez cały weekend. W rajdach ma to o tyle duże znaczenie, że bardzo istotny jest dobór opon.
Jechała cała czołówka bardzo blisko siebie. Jedni łapali kapcie, inni popełniali błędy. Po dwóch dniach rywalizacji czołówka była blisko siebie, a w tej czołówce była załoga z grubym pilotem i słabym samochodem. W niedzielę rano wszystkie załogi zdecydowały się wyjechać na miękkich oponach typu slick, mimo że było mokro. Jednak nie tak bardzo, aby zakładać opony deszczowe. I kiedy do wyjazdu z serwisu pozostało 30 sekund, Sebastian Loeb nakazał zmienić swoje opony na twardą mieszankę. Zrobił to jako jedyny i wygrał z duża przewagą dwa odcinki specjalne. Czemu to zrobił i czemu tylko on się na to zdecydował? Odpowiedzi na to pytanie nie znalazł ani on, ani jego rywale, którzy powiedzieli, że na taki ruch może zdecydować się tylko mistrz.
Sebastien Loeb i Daniel Elena za kierownicą Citroëna C3 WRC wygrali Rajd Katalonii z przewagą niespełna trzech sekund. Jak wielkim szacunkiem darzą ich rywale, niech świadczy fakt, że z tej wygranej cieszyli się niemal wszyscy, bez względu na to, jaki zespół reprezentowali. Sam Loeb zapytany o wygraną powiedział: Cóż, udało mi się pojechać najszybciej.
Tomasz Siwiński