Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Ubezpieczenie w cenie psychologa

Stawki ubezpieczeniowe wzrosły do tego stopnia, że kiedy chciałem ubezpieczyć samochód, to nie tylko musiałem zwiększyć limit przelewu, ale dwóch panów z banku jednocześnie przekręciło dwa czerwone kluczyki, uruchamiające przelewy VIP. Gdybym chciał ubezpieczycielowi zapłacić w gotówce, prawdopodobnie, nawet w banknotach 500-złotowych, nie wystarczyłoby mi prawo jazdy kategorii B, żeby przewieźć pieniądze. Nie bez uszczerbku na zdrowiu, ale udało mi się pogodzić z podwyżkami. Jak mawiają psychologowie, przepracowałem problem, mimo że łatwo nie było. Kiedy zapłaciłem za ubezpieczenie jednego samochodu i po kilku tygodniach wychodziłem z depresji, że poszły na to oszczędności mojego życia, przemiły (to nie sarkazm) przedstawiciel brokera pisał do mnie maila z informacją, że zbliża się ubezpieczenie kolejnego samochodu. Trauma wracała, a ja zamiast cieszyć się jazdą, siedziałem z telefonem komórkowym z ręku i wykręcałem numer do Bociana, bo wiadomo, do kogo trzeba dzwonić, jak zabraknie siana. Cykliczne dokonywanie opłat w wysokości rocznego budżetu Somalii aktywowało u mnie obszary odpowiedzialne za empatię. Oczywiście do managerów odpowiedzialnych za ubezpieczenie swoich flot. U brokerów powinny powstać specjalne oddziały psychologicznego wsparcia poubezpieczeniowego. Sam, w ramach akcji społecznej, zacząłem rozmawiać z niektórymi flotowcami, zaczynając klasycznym: no jak się masz? Dobrze? Patrzyli na mnie podejrzliwie, i odpowiadali z reguły: dobrze, ale widzę, że ty za to nie najlepiej. Przechodziłem płynnie do głównego tematu: bo wiesz, te ubezpieczenia to tak poszły w górę.

No poszły, co zrobić, trzeba zabudżetować i starać się jakoś obniżyć szkodowość – odpowiadali niemal jednogłośnie. Okazało się, że wprowadzają większe franszyzy, udział własny w szkodzie, rezygnują z ubezpieczeń nieobowiązkowych, wspólnie z firmami CFM albo na własną rękę wprowadzają programy prewencyjne. W efekcie wzrost składek jest, ale nie aż tak odczuwalny.

Dobrze, pomyślałem sobie, prewencji nigdy dość. Mądry obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, z czym jak z czym, ale z radzeniem sobie z podwyżkami, jest przystosowany genetycznie.

Budzę się dzisiaj (dzisiaj trzeba potraktować umownie) i pierwsze, co słyszę, to informacje z Polskiej Izby Ubezpieczeń, że ubezpieczyciele wypłacili niemal 4 miliardy złotych, co stanowi o 10% więcej niż przed rokiem…w efekcie nieunikniona jest kolejna i to znacząca podwyżka cen za ubezpieczenia OC.

No to naprawdę trafił mnie szlag. Już ubezpieczenia poszybowały w górę o niemal 70% i co z tego, że jeżdżę bezszkodowo. Czemu mam być ofiarą tego, że przez wiele lat towarzystwa ubezpieczeniowe prowadziły między sobą wojnę cenową. Dochodziło do takich absurdów, że broker albo agent ubezpieczeniowy w salonie był w stanie zaoferować lepszą ofertę niż bezpośrednio ubezpieczyciel, a gdzie miejsce na marżę, na prowizję.

Wiem i staram się zrozumieć, że stawki nie rosły przez wiele lat, ale chcąc ugotować żabę (apeluję, nie gotujmy żab), wkładamy ją do garnka z zimną wodą i stopniowo ją podgrzewamy, a nie wrzucamy od razu do wrzątku. Teraz my, klienci, jesteśmy jak ta żaba, którą ubezpieczyciele starają się wrzucić do wrzątku, przekonując nas, że to nie będzie zupa tylko jacuzzi. Bo wyższe koszty napraw, to wyższe wypłaty odszkodowań, a to wyższe składki.

Tylko czemu ubezpieczyciele nie są skorzy do zaradzenia tej sytuacji. Jeżeli ktoś przez wiele lat płacił kwotę x i jeździ bezszkodowo, to czemu ma nagle płacić kwotę x+70%? Czemu w jednym mieście stawki są inne, czemu można naprawiać gotówkowo albo bezkosztowo, co często powoduje, że jakość napraw jest bardzo mizerna, co przekłada się na późniejsze wypadki. Czemu przeglądy są wbijane (wciąż) po znajomości, a osoba dbająca o stan swojego samochodu ponosi konsekwencje kolesiostwa? Czemu wreszcie policja nie łapie kierowców stanowiących realne zagrożenie, uporczywie blokujących lewy pas, tylko stoi w wyznaczonych miejscach, żeby wykończyć bloczek z mandatami? Może ubezpieczenie OC warto przypisać do osoby, nie samochodu, przecież niewielkie jest prawdopodobieństwo, że będę jechał dwoma pojazdami jednocześnie?

Pomysłów jest wiele i mają je zdecydowanie bardziej tęgie głowy niż moja, tylko czy ktoś się nad nimi pochyli, skoro prościej jest zapowiedzieć kolejną podwyżkę ubezpieczeń.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne