Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
MAN

Jak prezydent kopertę namalował

Macie czasami takie przekonanie, że racja jest po waszej stronie? Że po prostu wiecie, że jest tak, jak jest, bo tak właśnie jest, a ktoś stara się wam wmówić, że jest całkowicie odwrotnie? Staracie się go przekonać, argumentujecie, ale w głębi serca wiecie, że nie ma to sensu. Pozostaje tylko wykrzyczeć w niebiosa swoją frustrację.

Też tak czasami mam. Rozglądam się wtedy, szukam sojusznika, mową ciała wrzeszczę dookoła: czy ktoś może mnie wesprzeć? Czy tylko ja słyszę te brednie?

Ostatnio też przydarzyła mi się taka sytuacja. W naszym mieście, czyli we Wrocławiu, ruszył system wypożyczalni na minuty – Traficar. Wiem, działa od dawna w Warszawie, od mniej dawna w Krakowie, od niedawna w Poznaniu, a za moment będzie działał w Trójmieście.

Fajnie, bardzo mnie to cieszy. Nie jest to program, skierowany do mnie, ponieważ uwielbiam samochody, ale swoje. Które wybrałem, pielęgnuję i kocham nimi jeździć. Kiedy potrzebuję się gdzieś dostać, a nie wybieram się samochodem, z reguły oznacza to, że nie będę mógł samochodem wrócić. Wtedy wybieram pojazd autonomiczny, czyli taksówkę. Trzeci argument jest taki, że mieszkam poza strefą, którą Traficar obsługuje. To jednak nie dyskwalifikuje tej usługi, wręcz przeciwnie, sądząc po liczbie mijanych w mieście oklejonych modeli Clio. Wiem, że zapewne duża część – szczególnie w początkowej fazie projektu ‒ jest prowadzona przez pracowników obsługi, aby rozreklamować usługę, ale coraz częściej widzę młodych ludzi w tych samochodach. Nie zastąpi to posiadania auta, bo już wyjazd za miasto, na urlop czy wakacje staje się niemożliwy. Oczywiście badania, że jeden samochód udostępniony w usłudze wynajmu zastępuje 8 prywatnych… cóż.

Kilka dni po uruchomieniu usługi Traficar we Wrocławiu ruszył program Vozilla. Tym razem jednym z podstawowych celów tego jest promocja Wrocławia i prezydenta Dutkiewicza, który stara się o to, aby Wrocław był zieloną stolicą Europy. Stąd pomysł, aby rolę samochodów wypożyczanych na minuty pełniły elektryczne Nissany Leaf. Źle? Niekoniecznie. Tym razem przedstawiono wyliczenia, gdzie jeden taki samochód zastępuje do 20 samochodów prywatnych. Jak sprawdzą się te samochody w mieście, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że prezydent Dutkiewicz kazał namalować miejsca postojowe dla Nissanów. Równie dobrze ja wziąłbym sobie pojemnik z farbą i namalował w miejscach, gdzie często staję, moje inicjały albo cokolwiek innego. Efekt byłby taki sam jak w przypadku zielonych kopert na Nissany Vozilli, czyli mizerny. Wojewoda powiedział, że miejsca postojowe nie mogą być respektowane, ponieważ taki wzór nie występuje w kodeksie drogowym, a nawet gdyby występował, to prawo do namalowania znaków poziomych ma tylko będący w gestii wojewody Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta. Dlatego Straż Miejska ogłosiła, że nie będzie nakładała mandatów na właścicieli pojazdów, którzy zaparkują na miejscach Vozilli.

Miało być tak pięknie, a wyszło trochę jak zwykle, czyli kulawo.

Tymczasem Lasy Państwowe postanowiły, że utworzą sieć punktów szybkiego ładowania na terenie całego kraju (więcej o tym w numerze listopadowym). W ramach elektryfikacji kraju Lasy Państwowe – niestety to ci od łosi i wycinania drzew w puszczy, którzy ostatnio nie mają najlepszej prasy – nie tylko postawią 40 stacji ładowania. Nie tylko przez trzy lata nie będą pobierali opłat za ładowanie tam samochodów, ale także chcą kupić dwadzieścia samochodów elektrycznych. Źle? Pewnie, że nie. Doskonale. Co prawda samochody będą w pełni osobowe, a więc nie zjadą z asfaltu, a na asfalcie przemieszczają się głównie między miastami. W przypadku samochodów elektrycznych transport międzymiastowy na razie jest, mówiąc delikatnie, utrudniony.

Czemu piszę o tych, w teorii niepowiązanych ze sobą, rzeczach? Jestem zwolennikiem smogu i zanieczyszczenia i topnienia lodowców? Nic z tych rzeczy. Tylko trafia mnie szlag, kiedy słyszę, że poszczególni prezydenci miast planują, aby, wzorem miast z zachodniej Europy, ograniczyć wjazd do centrów starych samochodów. Mam zatem dwa pytania. Pierwsze, czemu? Czy dlatego, żeby oddać centrum pieszym? Jeżeli tak to proszę bardzo. Niestety nie. Dlatego, żeby oczyścić powietrze. Naprawdę? Drugie pytanie brzmi, co znaczy stary samochód? To samo co w Niemczech, gdzie państwo dotuje zakup nowych? To samo co w Norwegii, gdzie szybkich ładowarek jest więcej niż u nas stacji benzynowych? Stary samochód w kraju, gdzie średni wiek auta wynosi 12 lat, to jaki? 18-, a może 24-letni?

Nie możemy bezmyślnie powielać rozwiązań z Zachodu. Nie wystarczy powiedzieć, że będziemy mieli milion aut elektrycznych, kazać kupić Lasom Państwowym samochody elektryczne czy namalować koperty dla Nissana Leafa, które są niczym więcej jak naziemnym graffiti. Póki nie wprowadzimy kompleksowych rozwiązań promujących zakup nowszych samochodów, póty będziemy mieli do czynienia ze szlachetnymi, ale nieco kulawymi inicjatywami.

 Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne