Całe życie na limicie, jak to mówią ludzie lubiący o sobie myśleć, że gdyby tylko chcieli, to mogą latać na paralotni, nurkować z rekinami, czy brać udział w zawodach Iron Man.
Ci wszyscy ludzie nie robią tego tylko dlatego, bo akurat nie chcą, ale gdyby tylko zechcieli chcieć, to proszę bardzo – nic prostszego.
Ja tego nie robię, bo ‒ za przeproszeniem ‒ zfajdałbym się w gacie na paralotni (zakładając, że łapię się w limicie wagowym), a jeżeli chodzi o rekiny, to wolę jeść ryby, niż być im serwowany w postaci przekąski. Od urodzenia unikam zwierząt, które mogą zjeść i/lub zranić człowieka. Wiele razy okazało się, że nawet te, które w teorii nie powinny mi zrobić krzywdy, mogą… Na przykład łabędź.
Jeżeli chodzi o triatlony i wszelkie połączenia biegania, pływania i jazdy rowerowej; nie mylić z kolarstwem, to te aktywności u mnie następują. Tylko na krótszych dystansach i większe są między każdą z nich interwały, czasami sięgające kilku miesięcy.
Czemu jednak o tym piszę? Z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że do numeru marcowego napisałem już felieton i potem go przeczytałem. Kiedy go przeczytałem, to zabrałem się za pisanie tego, co teraz możecie przeczytać. Powód drugi jest zdecydowanie bardziej motoryzacyjny, a mianowicie sprawa tyczy się plastikowych nadkoli.
Jako czujni obserwatorzy motoryzacyjnych trendów i mód zauważyliście zapewne, jaki jest niezbędny element, który musi mieć współczesny samochód. Wcale nie kierownica; za przeproszeniem, pedały czy nawet silnik. Współczesny samochód, którego musisz pożądać, powinien mieć plastikowe nadkola. To one odróżniają chłopców od mężczyzn i dziewczynki od kobiet. Kiedy masz plastikowe nadkola, masz wszystko i możesz wszystko. Nic nie jest, a przynajmniej nie powinno ci być, straszne. Nie ogranicza cię już nic, chyba że zapisy polityki samochodowej, i całemu światu komunikujesz, że jeżeli tylko zechcesz, to drżyjcie żarłacze białe, tygrysie, piaskowe, rekiny polarne i białopłetwe.
Nie wiedzieć czemu, niemal wszystkie koncerny motoryzacyjne w swoich przekazach reklamowych, a co za tym idzie także w produktach, chcą nas zmusić do aktywnego trybu życia, oferując nam auta z plastikowymi nadkolami. Większość z nich nie ma napędu na cztery koła, ale ma atrapy osłon podwozia i plastikowe nadkola. Czy to rozumiecie? Atrapy osłon podwozia i brak napędu na wszystkie koła. Jaką rolę spełniają w samochodzie elementy, które udają swoją funkcję? Równie dobrze możecie sobie założyć atrapę wielofunkcyjnej kierownicy, która nie będzie działała, albo atrapę pasów bezpieczeństwa. Co prawda nie zagwarantują nam bezpieczeństwa, ale za to jak elegancko się prezentują. Ja się pytam, po co? Zostawiam ten promil osób, które faktycznie korzystają z zalet samochodów rekreacyjnych i terenowych. Co z tymi jednak, dla których najbardziej ekstremalnym przeżyciem było skorzystanie z publicznej toalety albo zajęcie nie swojego miejsca w pustym kinie? Nie neguję prawa takich osób do posiadania auta, szczególnie, że publiczne toalety mogą być naprawdę niebezpieczne, tylko to naprawdę nie musi być samochód z plastikowymi nadkolami. To może być zwykły hatchback z napędem na przednią oś, to może być luksusowa limuzyna ociekająca chromem i wypełniona toną bydlęcych skór, to może być wreszcie normalne kombi w dieslu, które ma Isofix. Tak, wiem, czasami wpięcie fotelików to naprawdę sport ekstremalny.
Nie neguję idei podwyższonych samochodów z napędem na wszystkie koła, ale immanentnym warunkiem braku mojej negacji musi być napęd na wszystkie koła. Czy widzieliście reklamy Peugeota 3008, kiedy część rodziny spływa rwącą, górską rzeką, a mama bez pardonu solidnymi bokami ściga się z nimi, jadąc samochodem? Reklama Volvo V90 CC, kiedy znudzeni nad ranem wrzucacie do swojego samochodu deskę surfingową i gnacie z grupą – prawdopodobnie niepracujących ‒ przyjaciół na plażę? Niestety, to się nie wydarzy w waszym życiu. Nikt nie pozwoli wam jeździć po górach z taką prędkością ani wjechać samochodem na plażę. Jeżeli macie odrobinę pofałdowany mózg, to także nie wsadzicie swoich dzieci do rwącego potoku ani pijanych surferów do swojego luksusowego kombi. Widzicie, jak nanoszą piach do środka? Nie róbcie tego.
Przyznajcie sami przed sobą, że nie potrzebujecie samochodu udającego własność kogoś, kim nie jesteście, a nie jesteście, bo macie mózg. Poza tym, polakierowane błotniki są dużo bardziej eleganckie.
Tomasz Siwiński