O ile mediów społecznościowych nie nadużywam, to jednak nie mogę powiedzieć, że nie korzystam. Głównie zawodowo, ale nie tylko. Na pewno nie traktuję ich jako jedynego, a nawet głównego źródła informacji. Wyjątkiem są tylko grupy, które formują się z klucza geograficznego. Nie mówię tutaj o grupach typu: Kaszubi RP czy Bydgoszczanie, ale o mniejszych, bardziej samorządowych grupach osiedlowych. Im mniejsza terytorialnie grupa, tym bardziej ociekająca jadem i ziejąca nienawiścią. Na poziomie komórkowym, czyli najmniejsze grupy tworzą często partnerzy. Jedno składa drugiemu życzenia, to drugie za te życzenia dziękuje. Inny oznacza poszczególne składniki sałatki z blanszowanym topinamburem i pisze, jak to z tym pierwszym właśnie ją przeżuwa, a pierwszy, żując, lubi to! Ta forma internetowego ekshibicjonizmu ma duży potencjał śmieszności i tyle.
Natomiast dużo zabawniej jest na grupach osiedlowych. Należę do czterech takich. Dwie związane z dzielnicą, w której się urodziłem i mieszkałem, jedna powiązana z miejscem, gdzie mieszkam obecnie, a ostatnia ze mną niczym niepowiązana, ale tak zabawna, że nie umiem się z niej wypisać. Schemat działania takich grup jest dosyć podobny. Tematycznie można je podzielić na cztery obszary i poruszenie każdego z nich najdalej w trzecim komentarzu kończy się karczemną awanturą.
Obszar pierwszy dotyczy zwierząt. Tutaj także możemy wyszczególnić podwątki, do których należą: psie odchody, puszczone wolno koty mordujące ptaki, znowu psie odchody, koty mordercy, psy bez smyczy, zgubiłem psa, zgubiłem kota. Schemat awantury jest tutaj wyjątkowo prosty: Jeżeli ktoś widział takiego psa, nazywa się Plugin (wątek motoryzacyjny), proszę o kontakt, zgubił się w parku; Sam powinieneś się zgubić, jak jesteś nieodpowiedzialny; szkoda że nie zgubiłeś łba.
Drugi obszar dotyczy parkowania i kierowców jako takich. Jest to tematyka do awanturowania się niezwykle wdzięczna. Na ogół wygląda to tak: Dzień dobry, pozdrawiam Pana w żółtym Volvo, który pod przedszkolem wjechał na trawnik; A gdzie mają parkować ludzie, którzy odwożą dzieci; ja jeżdżę rowerem i nie mam z tym problemu. Czasami dochodzi do publicznej, ale bardzo osobistej dyskusji: Cymbale, który dzisiaj o 7.35 skręciłeś na zakazie, wiedz, że już jesteś zgłoszony do Straży Miejskiej; zamiast pisać trzeba było dokonać obywatelskiego zatrzymania; a jak mają wyjeżdżać z osiedla ludzie, jak postawili tam zakaz, co Ci to przeszkadza, kapusiu.
Te dwa obszary obejmują około 90% tematyki grupy.
Trzeci obszar to materia handlowa. Ta bywa pożyteczna, bo można czasami kupić jakieś robione po sąsiedzku wiktuały. Sam korzystam z mojej prywatnej pani cukierniczki, która regularnie robi mi faworki. Robi je oczywiście wszystkim chętnym. Wydawać by się mogło, że nie da się posprzeczać o faworki, ależ da: dzień dobry, dla wszystkich chętnych faworki, cena 90 zł za kilogram; 90 złotych to kradzież w biały dzień, za 35 widziałem(łam) w Biedronce. Czasami także zdarza się handel wymienny: oddam dziecięce książeczki za tabliczkę czekolady, oddam chętnym w zamian za bombonierkę puste słoiki z zakrętkami, odbiór osobisty.
Obszar czwarty to wszelkiej maści tematy związane z poleceniem kogoś komuś. Tę materię uważam za nader pożyteczną, chociaż czasami mocno zastanawiające jest szukanie osób z pewnymi kompetencjami w grupie osiedlowej. Post w stylu: jestem tu nowy/nowa i szukam żłobka dla dziecka, lub czy orientuje się ktoś, czy w okolicy kupię hortensje, uważam za celowe. Jednak najfajniejsze są takie: Sąsiedzi, jedzie ktoś może dzisiaj do IKEA, potrzebowałabym, żeby ktoś mi kupił, po czym następuje lista zakupowa.
Jest też zupełnie osobna rodzina postów, która jest trudna do zaszufladkowania, ale bardzo ją lubię i nie mówię tu o poście: sprzedam Opla. Chodzi o przeniesienie zachowań społecznych całkowicie do przestrzeni wirtualnej. Najczęściej są to posty zdjęciowe, na których przedstawiony jest ktoś np. zrywający bazie, niesprzątający po psie, wsiadający do źle zaparkowanego samochodu. Za pomocą grup następuje publiczne zwrócenie uwagi, potem jest faza potępienia, a następnie internetowego linczu za pomocą naburmuszonych ikonek. Zdarza się, że ktoś stawia tezę z pytaniem: czy nie prościej było podejść do takiej osoby i zwrócić uwagę. Wtedy na ogół następuje milczenie, bo przecież to oznaczałoby całkowite wyzbycie się anonimowości, a jej brak znacząco osłabia pokłady odwagi cywilnej.
Tomasz Siwiński