Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Shell

Prezent od Mariana

Szanowny Mikołaju, Dziadku Mrozie, Docencie Gwiazdorze (na potrzeby felietonu nazwijmy te postacie Marianem), pod choinkę (świerk srebny kujący – pisownia oryginalna z jednego punktu sprzedającego drzewka) chcę, co następuje…
Święta to okres rozliczeń, głównie samych nas z samymi nami. Niezdrowo podnieceni zapewniamy wszystkich wokół ‒ może przecież być wśród nich rzeczony wyżej Marian ‒ że byliśmy grzeczni i chcemy, chcemy, chcemy. Niektórzy co prawda deklarują, że nie, oni nie chcą. Ale wiedzcie, że łżą w żywe dziadowskie oczy Mariana. Każdy, bez względu na wiek, lubi być obdarowywany, a większość z nas lubi także obdarowywać. Niestety, z prezentami jest podobnie jak z podzbiorami na Matplanecie, gdzie otłuszczone robaki Sigma i Pi mieszały dzieciom w głowach. Ten prezent łapie się w zbiorze prezentów osobistych, ale nie jest już w zbiorze prezentów odpowiednio przemyślanych, jest za to w podzbiorze prezentów dostatecznie drogich. Inny jest w zbiorze prezentów praktycznych, ale zdecydowanie wypada ze zbioru prezentów osobistych. Pamiętacie zapewne, jak te dwa robale darły z kineskopowych rubinów swoje małe ryjki: – Proszę graf! I teraz wyobraźcie sobie, że Wy to Marian. Że Marian, gotów do zakupów świątecznych podarków, otrzymuje taki wykluczający się wzajemnie graf.
Jasna cholera. Wprowadza zmienne, uruchamiając pokłady pamięci, z których istnienia nie zdawał sobie sprawy: Bielizna nie, bo to egoistyczny prezent, a ‒ nie daj Boże ‒ kupię coś za dużego. Żelazko nie, bo chociaż – myśli Marian – i prezent jest, i odpada wydatek po świętach, będzie to samo, co przy okazji ostatnich świąt, kiedy nie spodobały się noże. Marian pamięta także, że było coś mówione, że nie kłopocz się, nie chcę prezentu. Tutaj następuje klasyczny moment zawieszenia, ponieważ Marian wie, że to sarkazm, ale pragmatyczna część Mariana, celowo nie piszę połowa, bo zazwyczaj ta właśnie część Mariana to 95%, naciska, aby jednak wziąć to pod uwagę i spełnić prośbę, i nie kupować niczego. Jednak nie, 5% Mariana romantyka wygrywa i brnie dalej w labiryntach matplanetowej matni. Może coś zrobię, pyta retorycznie, chociaż wie, że czasu nie pozostało mu zbyt wiele, bo jest 11.00 przed południem 24 grudnia. Nawet dla niego za mało. Nagle jest. Strzał. Niczym erupcja wulkanu Marian otrzymuje wystrzał doskonałego pomysłu. Marian powie, że niepostrzeżenie dla wszystkich przeszedł na prawosławie, a tam święta Bożego Narodzenia wypadają 7 stycznia. Ale doskonały pomysł! Właśnie Marian dał sobie ponad dwa tygodnie czasu. Lawa geniuszu zalewa umysł Mariana, ale jednak nie. Wyobraża sobie czekającą go po południu hekatombę, kiedy deklaruje swoje przejście na prawosławie. Jednak nie, trzeba szukać dalej. Może zatem kosmetyki? Tak, tylko które? Dla cery wrażliwej – bo co, jestem wypryszczona? Dla 35 plus – bo jestem stara? Coś do mycia – bo co, jestem brudna? Perfumy – bo co, śmierdzę? To ślepa uliczka. Naprzeciw coraz bardziej zgarbionego pod brzemieniem wyboru Mariana wychodzą sprzedawcy. Polecamy panu voucher, na co sobie szanowna osoba życzy. Może być na to lub na tamto, a może być całkowicie otwarty. Pomysł z dotychczasowych nie najgorszy, ale uszami wyobraźni Marian słyszy coś o chodzeniu na skróty, przelatujące nad rybą w galarecie oskarżenia: wcale mnie nie znasz, to chyba żart i najgorsze z najgorszych – dziękuję! Suche, pozbawione intonacji gardłowe dziękuję jest najgorszym z możliwych zwrotów, które może usłyszeć każdy Marian.
Oddala się od grafów. Postanawia raz jeszcze spojrzeć na wszystkie podzbiory z perspektywy. Jednak w planowanie wkrada się niepewność i pośpiech, a to dla każdego Mariana zły doradca. Tykanie zegarka staje się nieznośnie głośne, a telefony z pytaniem; gdzie Ty… jesteś, onegdaj tak ochoczo bagatelizowane, teraz irytują podwójnie. Gdyby mózg Mariana był silnikiem, to pracowałby na odcięciu. Nawet najbardziej wytrzymała jednostka nie może pracować tyle czasu na czerwonym polu obrotomierza.
Ostatnia, podjęta nadludzkim wysiłkiem, próba woli. Wszystkie, i te umysłowe, i te fizyczne, siły rzuca do ostatecznej walki. Napina mięśnie karku. Synapsy w mózgu prężą się gotowe do przewodzenia rzeki połączeń nerwowych w nadziei, że jeden impuls taszczy na swoich wąskich, metaforycznych barkach coś, co może uratować Mariana – pomysł...
Czy Marian wpadł na coś genialnego? Czy uratował święta i ze zrozumieniem przeczytał list do siebie z życzeniami? To już, drodzy Marianowie, jest temat na inny felieton.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne