Rozumiecie, wymyślenie takiej lampy naftowej to było coś. To było coś i byłoby to coś. Ten drugi przypadek mógłby nastąpić, gdybym ja ją wymyślił. Bez szans. A żarówki? Niewyobrażalne, przynajmniej dla mnie.
Zawsze lubiłem i wciąż lubię zastanawiać się, gdyby dane mi było cofnąć się w czasie o lat 200 czy 300 z moją obecną wiedzą, co mógłbym ówczesnej ludzkości zaproponować, żeby byli pod wrażeniem i żeby przyspieszyć tejże ludzkości rozwój. Niestety, nie mam dla siebie dobrych wiadomości. Cofnięty ja byłbym chyba dosyć mocno bezużyteczny. Nawet gdybym coś pokracznie narysował i powiedział, jak to będziemy jeździć samochodami, jak to będziemy latać w naszych żelaznych ptakach i ktoś zapytałby mnie o szczegóły, to bym się całkowicie wyłożył. Beznadzieja. Dlatego tym bardziej imponują mi wszelkiej maści wynalazcy. Łukasiewicz, Edison. Co ja wynalazłem, jedynie sprytną paralelę do motoryzacji. Bo w motoryzacji nie ma już – może i nie będzie – wynalazców. Jest tylko wszechobecny postęp. Czemu samochody elektryczne nie budzą takiej ekscytacji? Bo nikt ich nie wymyślił. One zawsze, jak wirus opryszczki (pejoratywne skojarzenie nie jest celowe) były, a jak nie były, to bywały. Teraz zostały uaktywnione ustawami i dyrektywami europejskimi i to tyle.Staramy się trochę sztucznie rozpalać dyskusję, czy są lepsze od spalinowych, czy gorsze, a dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia. W tej dyskusji, w której nie mam zdania, a w zasadzie mam: Chciałbym, żeby samochód elektryczny ładował się tyle, ile trwa tankowanie, nie emitował szkodliwych substancji, miał duży zasięg i fajny dźwięk z wydechu (nie sztuczny z głośników). Dlatego, jak widzicie, nie mam zdania na ten temat.
Ostatnio ktoś przy okazji naszego webinaru odnośnie szacowania wartości rezydualnych i tego, jak elektryczne, jak spalinowe i ogólnie jak będą się kształtowały rynki aut używanych, napisał, dla mnie raz na zawsze kończąc dyskusję na ten temat: Lampy naftowe w końcu zastąpiono żarówkami i nikt nie rozpatrywał zmiany cen lamp naftowych.
Nie macie w sobie takiego dojmującego smutku, patrząc na obecnie pojawiające się modele, że w tej naszej ukochanej motoryzacji to wszystko już wymyślono. Jak w dowcipie, który przypomniał mi się podczas ostatniej rozmowy z Mariuszem Stuszewskim, człowiekiem nie tylko w motoryzacji zakochanym, ale także żyjącym z nią w nieformalnym związku i to dłużej niż z małżonką. Dwóch żuli siedzi na warszawskiej Pradze na skwerku, wszystko wypite, a jedyną opcją jest melina u Ślepej Zośki. Nazwa pochodziła nie od tego, że Zośka była niewidoma, a od tego, że takimi stawali się jej klienci. Więc panowie siedzą, zdając sobie sprawę z ryzyka, a jednocześnie będąc coraz bardziej spragnionymi. Po pewnym czasie jeden, obraca się ku drugiemu i mówi: Słuchaj Heniu, bo w sumie to my w tym życiu chyba już żeśmy wszystko widzieli.
Pointa tyleż zabawna w dowcipie, co smutna w motoryzacyjnej rzeczywistości. Żyjemy w czasach, gdzie motoryzacyjnie nie wydarzy się już nic ciekawego i odkrywczego. Tak, silniki na paliwa będą mogły być jeszcze bardziej oszczędne, baterie elektryków ładowane szybciej, a zasięgi znacznie wydłużone, pojazdy wodorowe będą jeździły i upowszechnią się na drogach. Tylko co z tego, skoro to wszystko już jest wymyślone, a obecnie jest tylko rozwijane. Dalibóg, żeby było to rozwijane przez entuzjastów, wizjonerów, szaleńców, ale nie. Za tym rozwojem stoją działy, smutni księgowi, terabajty danych, miliony kilometrów brukselskich krawatów zwisa nad kartkami papieru, żeby wymyślić nowe normy, które zabiją co? Segment A, B? Nie, bo to już się stało. Silniki Diesla? Te jeszcze żyją w osobówkach, a w ciężarowych będą bardzo długo z nami.
Dlatego tak mnie ucieszył jeden z uczestników naszego webinaru, który dotyczył śladu węglowego. Swoje zgłoszenie na webinar, którego był bardzo aktywnym uczestnikiem, zatytułował: Jerzy W. Bednarczyk – „Tłokowy silnik wodorowy spełniający wymogi prawa Newtona i Pascala! Elektryki zniewala!”.
Zerknijcie na YT i poszukajcie filmów pana Bednarczyka, bo ja niczego nie wymyślę, ale może pan Jerzy?
Tomasz Siwiński