Kto czasami poświęci kilka minut na przeczytanie mojego felietonu, ten wie, że do samochodów mam stosunek przerywany. Kocham je z przerwami na nienawiść. To podstawa udanego związku, ponieważ najgorsza jest obojętność. W moich burzliwych związkach z samochodami na nudę i obojętność nie ma miejsca. Kłócę się z nimi, wyzywam, by chwilę później przepraszać i zalewać paliwem premium. Tak już mają jednostki niestabilne emocjonalnie. Czasami jednak nadchodzi taka chwila, że z jakimś autem trzeba się pożegnać. Właśnie teraz w moim życiu motoryzacyjnym nastąpiła taka chwila, kiedy sprzedaję auto, czyli na żywym organizmie przekonałem się, czymże jest remarketing.
Samochód firmowy, leasingowany, czyli dosyć precyzyjnie dało się określić, kiedy trafi do sprzedaży. Od razu ławice dalszych i bliższych znajomych alarmowały, że one go wezmą na 100%, a najlepiej dzisiaj. To, że leasing jeszcze nie jest spłacony, nie miało najmniejszego znaczenia.
Zbliżał się okres sprzedaży samochodu, więc profesjonalnie przystąpiłem do wyceny. Pierwszym elementem było ubezpieczenie. – Proszę pana, wyceniamy samochód na x.
Zarejestrowałem, ubezpieczyłem, uzbrojony w jako takie pojęcie o cenie samochodu czekałem. Z racji rozlicznych koneksji i powiązań z różnymi postaciami z branży okołomotoryzacyjnej, w tym ze światkiem mafijnym, postanowiłem doprecyzować cenę. Dealer, przecież pracujący tam kierownik, sam mówił, że jak tylko będę sprzedawał auto, to jak w dym, on ma około 30 tysięcy chętnych. Postanowiłem jego zapytać o cenę, przecież mają dział zajmujący się wyceną używanych.
– Słuchaj, znaczy przypomnij mi, co to za auto?
– Sam przecież mi je sprzedałeś!
– Tak, tak, to wiesz co, sprawdź sobie może na Otomoto, i tak wiesz… wypośrodkuj.
Nie wypośrodkowałem, bo samochód był jedyny, jak to piszą w ogłoszeniach; jedyny taki. Zwróciłem się do instancji najwyższej, przyjaciół z firmy Eurotax. Wycena fachowa, jasna i prędka, jakże odległa – na plus – od tej ubezpieczeniowej. Miałem więc dwie ceny, które jakoś rozjaśniały mi obraz sytuacji. Co zrobiłem? Oczywiście wystawiłem za cenę jeszcze inną, najwyższą. Niech się już dzieje, pomyślałem. Samochód wystawiłem przez zaprzyjaźnionego dealera, który auto znał i mógł za nie poręczyć, więc opis suchy i szlachetny. Więcej dopowiem przez telefon. Tych nie spodziewałem się otrzymywać wielu, bo cena była z dolnych granic zdrowego rozsądku. Powiedziałem natomiast tym watahom potencjalnych kupców, że ogłoszenie jest, wisi, a cenę proszę ustalać ze mną.
Nawet nie wiecie, ile się dowiedziałem o samochodzie, którym przejechałem przez trzy lata 126 tysięcy kilometrów. Dowiedziałem się między innymi, co następuje: że ogromna szkoda, że mój samochód jest zielony; że niesamowicie żal, że jest to kombi; jakże przykro, że ma manualną skrzynię biegów i że jest dieslem.
Następnie potencjalni kupcy, już w lekko uszczuplonym składzie, rozpoczęli żmudny proces kontestacji ceny. Bardziej myślałem, że to będzie bliżej… no, wiesz, że… za darmo!
Kolejny odstrzał „pewniaków”. Następna grupa to już teoretycy motoryzacji. Teoretycznie, to ja bym nawet ten samochód kupił, gdybym oczywiście, po pierwsze, miał jakiekolwiek pieniądze, których akurat nie mam, no i gdybym szukał samochodu, a aktualnie nie szukam. Nawet gdybym szukał, to zapewne czegoś innego, a gdybyś sprzedawał ten drugi, to ja na pewno!
Wykruszyli się wszyscy potencjalni. Na placu boju pozostało samotne ogłoszenie. Nie spieszyło mi się ze sprzedażą, telefon milczał. Jak dobrze, że milczał. Niestety, zadzwonił. Telefon zaraza, dżuma. Przewlekły jak choroba głos zaczął wypytywać o rzeczy dla mnie tak abstrakcyjne. Wiesz, ja wiem, jak dbać o samochód, bo sam mam… Tutaj już słyszałem puzon i tylko momentami podczas siedmiogodzinnej rozmowy dolatywały mnie strzępki co bardziej irracjonalnych pytań: Czy samochód ma twardy dowód, czy jak wyleasingowany samochód wyleasinguje w tej samej firmie, to czy ta firma będzie się cieszyła? Czy jeżeli spółka z ograniczoną odpowiedzialnością sprzeda spółce z ograniczoną odpowiedzialnością, to czy to będzie fajnie wyglądało, co nie???
Tak że wszystkim, którzy szukają fajnego, pewnego, oszczędnego samochodu chciałem powiedzieć, że jest, ale nie jest na sprzedaż.
Tomasz Siwiński