Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Prowadzenie Rolls Royce’a ma w sobie coś z magii

Michał Hutyra: Do jakiej grupy odbiorców skierowane są samochody marki Rolls Royce, albo inaczej ‒ kogo nie chcielibyście widzieć wśród swoich klientów?

Frank Tiemann: Zacznę może od odpowiedzi na drugą część pytania. Szanujemy każdego klienta. Nie interesują nas przekonania religijne i polityczne kupujących ani to, w jaki sposób zarabiają oni pieniądze. Oczywiście, w przeszłości zdarzało się, że właścicielami Rollsów stawały się kontrowersyjne postacie, ale przywilej kupowania naszych aut mają wszyscy ludzie posiadający odpowiednie środki finansowe. Firma Rolls Royce nie ma jednak prawa wcielać się rolę sędziego i dzielić klientów na tych dobrych lub złych.

Ze względu na cenę, samochody Rolls Royce nie są dostępne dla wszystkich. Poniekąd nas to cieszy, bo wyjątkowość tej marki polega trochę na tym, że naszych aut nie spotyka się na każdej ulicy, w przeciwieństwie do Audi czy Mercedesów. Dążymy do tego, żeby dwa Rollsy nie widziały się nawzajem. Nasi klienci są bardzo zróżnicowani. Około 80% stanowią ludzie interesu (biznesmeni, milionerzy). Wśród pozostałych 20% znajdują się gwiazdy muzyki, kina oraz ludzie polityki. Sporą grupę stanowią tzw. klienci powracający. Mają kilka, a nawet kilkanaście egzemplarzy RR. Bardzo nas to cieszy.

Są Państwo zaprzeczeniem marki wolumenowej, czy sprzedając tak niewiele samochodów można utrzymać się na rynku?

Wysoki stopień personalizacji i indywidualizacji wykończenia samochodu wyklucza możliwość produkowania aut na masową skalę. Zresztą taka rzemieślnicza forma produkcji naszych pojazdów jest wpisana w biznesowy profil działalności firmy Rolls Royce. Nam nie zależy na liczbie sprzedawanych samochodów, lecz na ich jakości. Wolimy sprzedać jeden wyjątkowo wyspecyfikowany egzemplarz niż dwa zwykłe. Przy czym zwyczajność i tak ma u nas specyficzne znaczenie. Nasze samochody standardowo mają wszystko to, za co u konkurencji trzeba dodatkowo płacić, np. skórzaną tapicerkę, system nawigacji satelitarnej oraz oświetlenie w technologii LED. Konfigurowanie auta polega na zapewnieniu mu niepowtarzalnego stylu, o czym nasi klienci doskonale wiedzą. Każde życzenie, dotyczące wykończenia pojazdu, traktujemy bardzo poważnie i próbujemy się z nim zmierzyć. Kiedy udaje nam się uzyskać pożądany efekt i widzimy entuzjazm zadowolonego z naszej pracy klienta, czujemy ogromną satysfakcję. Oczywiście, spełnianie motoryzacyjnych marzeń kosztuje, a nasi klienci potrafią się rewanżować finansowo. W tym motoryzacyjnym oceanie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi, a być może nawet jedyni.

Czy poddacie się ogólnym trendom panującym w świecie motoryzacji i wprowadzicie do oferty SUV-a?

Kiedy pomyśli się tylko o samej nazwie SUV (sport utility vehicle), to nie pasuje ona do genotypu naszej marki. Samochody Rolls Royce nie są sportowe i nie są użytkowe, a mimo to są stuprocentowymi samochodami. Oczywiście, śledzimy trendy i dostrzegamy to, że coraz więcej marek produkuje takie pojazdy. Marek, których nigdy byśmy o coś takiego nie podejrzewali. Rolls Royce jest firmą, która chce zarabiać pieniądze, dlatego staramy się pozyskać nowych klientów i dodatkowe źródła finansowania. Przez ostatnie trzy lata badaliśmy rynek i szukaliśmy swojego pomysłu na samochód z napędem 4x4 i większym prześwitem. Nasi inżynierowie i styliści stworzyli wizję takiego pojazdu, który spełni oczekiwania klientów i będzie prawdziwym Rolls Royce’em. Rok temu ogłosiliśmy, że prace nad tym modelem się rozpoczęły, a gotowy samochód wyjedzie na drogi przed upływem dekady, a więc przed rokiem 2020.

Na czym polega wyjątkowość samochodów Rolls Royce?

Kiedy rozmawiamy o samochodach Rolls Royce, niemal zawsze pojawiają się pytania o najbardziej niezwykły oraz o najdroższy samochód. Ponieważ dżentelmenom nie wypada dyskutować o pieniądzach, nie podam ceny najdroższego auta dostarczonego klientowi. Zresztą, jak to powiedział Sir Henry Royce: „Jakość pamięta się jeszcze długo po tym, gdy zapominamy cenę”. Mogę powiedzieć tylko tyle, że był to model Phantom i trafił do klienta z Azji. Najbardziej niesamowite jest to, że powiększył on jego kolekcję i nie został zakupiony z myślą o jeżdżeniu. Jednak wyjątkowość naszej marki nie polega na sprzedaży aut za duże pieniądze. Siłą naszych pojazdów jest ich indywidualizm, szczególnie w kwestii wykończenia. Nie posługujemy się tradycyjną listą wyposażenia dodatkowego, bo w 90% przypadków tworzą ją samodzielnie nasi klienci. Oni wiedzą, że nie muszą się ograniczać w spełnianiu swoich życzeń ‒ deska rozdzielcza wykończona złotem, włóknem węglowym lub egzotycznym gatunkiem drewna – proszę bardzo. Kolor nadwozia pasujący do koloru paznokci? To nie problem, jeśli ma się do wyboru paletę 44 tys. barw. Jeden z naszych klientów zażyczył sobie, żeby drzwi powlec od środka jedwabiem z motywem kwiatowym. Wykończenie jednych trwało 200 godzin, czterech ‒ 800 godzin. Oczywiście, im bardziej nietypowy pomysł, tym bardziej odsuwa on w czasie moment odbioru auta z produkcji. Zdarza się, że klient czeka nawet rok na swój wymarzony pojazd. Wykonanie standardowej konstelacji gwiazd w podsufitce to żmudny proces, który zajmuje wykwalifikowanemu pracownikowi 18 godzin. Jeśli układ gwiazd ma mieć bardziej indywidualny charakter, proces utykania pojedynczych diod LED wydłuża się, czasem nawet dwukrotnie. Na szczęście nasi pracownicy lubią wyzwania. Wielokrotnie zdarzało się, że z uwagi na zastosowane materiały musieliśmy występować o dodatkową homologację na poszczególne elementy, a nawet na całe auto. Niewielu producentów jest w stanie zrobić coś takiego i to również tworzy wokół naszej marki aurę wyjątkowości.

Czy zdarzyło się, że klient nie odebrał samochodu, bo nie był zadowolony z efektu końcowego?

Takiej sytuacji nie było, choć niektórzy klienci mają bardzo specyficzny gust, np. decydują się na bardzo wyraziste kolory nadwozia albo mocno kontrastujące z nim odcienie wnętrza. W takich przypadkach proces produkcji zawsze poprzedzają wizualizacje komputerowe, czasami wysyłamy do klienta próbki kolorystyczne (kawałek polakierowanego metalu, skrawek skóry) i pytamy, czy spełniają one ich oczekiwania. Pewien Brytyjczyk co dwa lata zamawia u nas nowy samochód, zawsze w bardzo nietuzinkowych zestawieniach kolorystycznych. Pytany o powody swoich wyborów z nieukrywanym entuzjazmem skwitował, że niektórzy ludzie malują obrazy, on natomiast maluje swoje Rollsy. Inny klient chciał, żeby na osłonie silnika podpisy złożyli wszyscy pracownicy, którzy byli zaangażowani w proces produkcji jego samochodu.

Rolls Royce troszczy się także o posiadaczy używanych aut. Do warszawskiego dealera zgłosiło się dwóch właścicieli używanych modeli Ghost. Na autach tych nie było specjalnej kreski w innym kolorze niż barwa nadwozia, która podkreśla przetłoczenie na linii bocznej. Dealer zapytał fabrykę, czy można taką kreskę dorysować. Zgodziliśmy się na to bez wahania. Wykonuje ją odręcznie zawsze ten sam pracownik, który akurat w tym czasie przebywał na urlopie. Zrobił on sobie 2-dniową przerwę w wakacjach, przyleciał do Warszawy i spełnił życzenie klientów. To pokazuje, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, a zadowolenie klienta jest sprawą priorytetową.

Czy auta marki Rolls Royce są traktowane przez klientów jako zwyczajny środek transportu, czy bardziej jako członek rodziny?

Niektórzy klienci zmieniają samochody co dwa lata. Wybierają eleganckie, dość uniwersalne zestawienia kolorystyczne, bo tak wyspecyfikowane pojazdy łatwiej jest sprzedać. Na Bliskim Wschodzie i w niektórych azjatyckich krajach, z Rollsów korzystają ekskluzywne hotele. Właściciele kupują po kilka egzemplarzy i podkreślają w ten sposób klasę takiego miejsca. Oczywiście, takie auta są traktowane dość przedmiotowo. Część klientów kupuje nasze samochody po to, by je mieć, a nie po to, by nimi jeździć. Są też i tacy, którzy mają w garażu po kilka Rolls Royce’ów. Jeden z indyjskich klientów zamówił osiem aut, z myślą o najbliższych członkach swojej rodziny. Na desce rozdzielczej kazał wygrawerować imiona każdego z nich. Uznał, że w ten sposób trwale zwiąże te samochody ze swoją rodziną, a ponadto staną się one wspaniałą pamiątką po jego śmierci.

Czy samochody Rolls Royce służą do tego, by nimi jeździć, czy raczej być wożonym?

Właściciel siedzący z tyłu i szofer w czapce za kierownicą to stereotyp Rolls Royce’a, z którym staramy się trochę walczyć. Z naszych obserwacji wynika, że za kierownicą 99% wszystkich 2-drzwiowych modeli zasiadają ich właściciele. W przypadku Ghosta odsetek właścicieli za kierownicą wynosi 85%. Nawet Phantom, który jest przecież prawdziwą limuzyną, zwłaszcza na chińskim rynku, gdzie odsetek aut z szoferem na pokładzie jest najwyższy na świecie, w weekendy zamienia się w typowo rodzinny samochód. W rolę szofera wciela się wówczas właściciel, a miejsce na tylnej kanapie zajmują jego dzieci. Prowadzenie Rolls Royce’a ma w sobie coś z magii. Zawieszenie ma tak dobraną charakterystykę tłumienia nierówności, że jazda może przypominać podróż latającym dywanem. Może, bo osobiście nie miałem okazji siedzieć ani prowadzić latającego dywanu, ale wyobrażam sobie, że właśnie tak mogłoby to wyglądać. Zresztą potężne i efektywnie działające układy napędowe montujemy wyłącznie z myślą o kierowcach. Znakomitą przyczepność i bardzo dobre właściwości jezdne docenią nie tylko motoryzacyjni entuzjaści. Wszystkie te cechy gwarantują kierowcy Rollsa ogromne emocje i satysfakcję z prowadzenia auta.

Jeśli miałby Pan wybrać swój ulubiony model samochodu, to który to by był?

W moim przypadku wszystko zależy od nastroju, okazji i celu podróży. Jadąc z Pragi do Wrocławia, wybrałbym najbardziej usportowiony model, czyli Wraith. Gdybym znalazł się na Lazurowym Wybrzeżu, to najbardziej pożądanym środkiem transportu z pewnością byłby Dawn. Na codzienne dojazdy do biura najbardziej odpowiedni jest Ghost, zaś na elegancki wieczór w operze, przy lampce szampana, chciałbym dotrzeć na tylnej kanapie Phantoma. Nasi klienci mają często to szczęście i ten przywilej, że w garażu czeka na nich pięć albo dziesięć samochodów. Taki garaż bardzo przypomina garderobę. Wybór auta można wówczas uzależniać nie tylko od okazji, ale też od koloru marynarki. I właśnie możliwości dokonywania takich wyborów życzę wszystkim czytelnikom magazynu „Fleet”.

Przeczytaj również
Popularne