Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Shell

Droższe samochody, bez wyprzedaży. Pandemiczne problemy zakładów motoryzacyjnych

Godzinne zatrzymanie linii produkcyjnej to koszt ok. 600 tys. euro, a tygodniowy postój to nawet 100 mln euro – wynika z szacunków Exact Systems. Z takimi kwotami musi się liczyć wiele zakładów motoryzacyjnych, które przerywają lub zmniejszają produkcję nie tylko przez brak półprzewodników.

Motofabryki w pandemii przechodzą na system jedno- lub dwuzmianowy, produkują pojazdy na „stoki” do późniejszej kompletacji lub robią nieplanowane postoje nawet z powodu brakujących spinek do przewodów. Problemy branży nie pozostają bez wpływu na klientów w Polsce. Eksperci Exact Systems spodziewają się, że pod koniec tego i na początku przyszłego roku nie będzie typowych wyprzedaży w salonach, a ceny aut będą rosły.

Branża motoryzacyjna do pewnego stopnia wyciągnęła wnioski z kryzysu sprzed ponad dziesięciu lat. Między innymi sprzedawcy chipów utrzymywali rozsądną ilość zapasów w przeciwieństwie do lat 2008-2009, kiedy były one znikome. Jednak przedstawiciele automotive przeoczyli kilka innych nowych czynników, które zaogniły kryzys. – Nikt nie spodziewał się tak szybkiego i dużego ożywienia w innych gałęziach przemysłu, przede wszystkim elektroniki użytkowej. To najbardziej konkurencyjna branża, jeśli chodzi o zapotrzebowanie na chipy. Po drugie, nie tylko Europa, ale większa część globu, jest zależna od tajwańskiego producenta półprzewodników. Brakuje takich dostawców u nas na miejscu mówi Jacek Opala, członek zarządu Exact Systems, ekspert Polskiej Izby Motoryzacji.

Spinki języczkiem u wagi

W Europie przemysł motoryzacyjny odpowiada za aż 37% zapotrzebowania na półprzewodniki, podczas gdy na świecie co dziesiąte zamówienie pochodzi z automotive.[1] To z pewnością jeden z powodów zdecydowanie wyższego spadku produkcji aut w 2020 roku w Unii Europejskiej (-23,5% r/r) w porównaniu do globalnego wyniku (-16% r/r).[2] Niedobór półprzewodników wpłynął również na niższą produkcję samochodów w I kwartale br. Z szacunków IHS Markit wynika, że wyprodukowano o 1,2 mln mniej aut, z czego o prawie 240 tys. w Europie. – Większość ekspertów w branży jest zgodna, że kryzys półprzewodnikowy potrwa jeszcze co najmniej przez rok. Problem zdolności produkcyjnej chipów samochodowych powinien zostać rozwiązany pod koniec 2021 roku w oparciu o rzeczywistą produkcję samochodów. Ale chipy to nie jedyny nasz problem. Przerwy produkcyjne wywołuje obecnie brak bardzo kuriozalnych komponentów – na Węgrzech producentowi samochodów zabrakło spinek montujących przewody, słowackiemu poddostawcy granulatu na plastikowe części, a niemiecki producent wstrzymał montaż z powodu braku poszycia na gałki skrzyni biegów. Samochód składa się średnio z 8-10 tysięcy różnych elementów i brak choćby jednej z nich powoduje, że auto nie może wyjechać z fabryki do klienta – mówi Jacek Opala.

Postój wart miliony

W związku z brakiem części, każdy zakład motoryzacyjny radzi sobie na wybrany przez siebie sposób. Po pierwsze, wiele fabryk zatrzymało linie produkcyjne w kwietniu czy maju br. na kilka tygodni, czego konsekwencją będzie brak tradycyjnej przerwy wakacyjnej. Po drugie, część zakładów rezygnuje z nocnej zmiany i przechodzi na tryb 2-zmianowy. Po trzecie, firmy ograniczają produkcję do 2 lub 3 dni w tygodniu. Wreszcie część producentów odstawia na „stoki” pojazdy z brakującymi elementami do późniejszej kompletacji. Niezależnie od podejścia, każde wiąże się z zatrzymaniem linii produkcyjnych. A to oznacza bardzo wysoki koszt. Z szacunków Exact Systems, firmy kontrolującej jakość części samochodowych w Europie, wynika że godzinne zatrzymanie linii produkcyjnej to koszt ok. 600 tys. euro, dzienne – ponad 14 mln euro, a tygodniowy postój to nawet 100 mln euro. Na tak ogromne kwoty składają się m.in. wynagrodzenie pracowników produkcyjnych fabryki, inżynierów i firm zewnętrznych, koszt transportów lotniczych, kary za ewentualne niedotrzymanie terminów dostawy czy całkowicie niezrealizowane zamówienia.

Potrójne uderzenie w kierowców

Poważne problemy motobranży i ogromne straty finansowe – z porównywalnymi mieliśmy do czynienia tylko po kryzysie finansowym w 2008 i 2009 roku – nie pozostają bez wpływu na polskich kierowców zainteresowanych zakupem czterech kółek. Eksperci Exact Systems wskazują na trzy najważniejsze konsekwencje. – Z pierwszym mamy do czynienia już od początku tego roku – długi czas oczekiwania na samochód. Dzisiaj na realizację zamówień czeka się nawet od sześciu do dziewięciu miesięcy, a im bardziej luksusowy samochód tym dłuższy okres oczekiwania – mówi Jacek Opala z Exact Systems.

Po drugie, pod koniec tego i na początku przyszłego roku nie będzie typowych wyprzedaży w salonach. Zalegających samochodów na placach dilerów właściwie nie ma, a galopujący popyt nie sprzyja polityce dużych upustów cenowych.

Trzecią konsekwencją, która uderzy m.in. w polskich kierowców, będą rosnące ceny samochodów. – Pandemia COVID-19 i kryzys półprzewodnikowy to jedno. Na droższe auta wpływ mają także regulacje Unii Europejskiej w zakresie emisji spalin, którym muszą sprostać producenci. Do tego należy dodać rosnące oczekiwania samych klientów w zakresie bezpieczeństwa pojazdu czy zaawansowania technologicznego. Można więc powiedzieć, że obecny kryzys tylko przyspieszy tempo wzrostu cen, z którym mamy do czynienia już od ubiegłego roku. Jak podaje IBRM Samar, w 2020 r. średnie ważone ceny  nowych samochodów osobowych wzrosły o 10%, podczas gdy rok czy dwa lata wcześniej wzrosty nie przekraczały 6% – mówi Jacek Opala, członek zarządu Exact Systems i ekspert Polskiej Izby Motoryzacji.

 

Exact Systems S.A.

Przeczytaj również
Popularne