Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Umarł król, niech żyje król

Mniej więcej raz na dekadę Japończycy prezentują to, co mają najlepszego w motoryzacji z dziedziny designu, techniki i komfortu. Tym razem jest to najbardziej luksusowa limuzyna z Dalekiego Wschodu – Lexus LS. Wtedy też niemiecka konkurencja wstrzymuje oddech w obawie o to, kto zajmie pozycję lidera w segmencie premium. Sprawdzamy, czy nowym królem będzie LS 500h.

Lexus to nie tylko szlachetniej urodzona Toyota. To marka, która różni się wszystkim, czym tylko może, od swoich europejskich rywali. Widać to już na pierwszy rzut oka, ponieważ LS nie tyle zwraca na siebie uwagę, lecz bije po oczach. Szczególne wrażenie sprawia oglądany z przodu, głównie za sprawą niesamowitej osłony chłodnicy w kształcie klepsydry.

Stworzony przez artystów

O wyjątkowości LS-a najlepiej świadczy to, że nad jego wnętrzem nie pracowali designerzy, lecz siedmiu najlepszych artystów, którzy na co dzień służą cesarzowi japońskiemu. Ich niesamowity kunszt i klasę widać w każdym detalu. Deska rozdzielcza płynnie przelewa się na drzwi, a uchwyty, które służą do ich zamykania, wyglądają tak, jak zawieszone w powietrzu. Są gustownie podświetlone i zdobione drewnem oraz aluminium. Wygląda to niepowtarzalnie i bardzo ekskluzywnie. Wewnątrz trudno zresztą odnaleźć materiały inne niż naturalne: skóra, aluminium czy drewno. Do wykończenia wnętrza LS-a Lexus stosuje wyjątkowe gatunki skór, bo anilinowe. Od pozostałych różnią się tym, że nie mają żadnej skazy, ponieważ w przeciwieństwie do skór wytłaczanych, widoczna jest cała ich powierzchnia. Są też wyjątkowo miękkie – czytaj delikatne. Poziom wykończenia jest obłędny.

Zwykły-niezwykły samochód

W centralnym miejscu deski rozdzielczej znajduje się duży, ponad 12-calowy ekran systemu multimedialnego. Obok niego znajduje się drugi ekran, który wyświetla… ozdobny motyw graficzny. Nie żartuję, służy tylko i wyłącznie do tego. Znacie inną markę, która może sobie pozwolić na taką ekstrawagancję? Ja nie. Na wprost oczu kierowcy znajduje się kolejny ekran, a ściślej mówiąc cyfrowe zegary, które nie w każdym trybie pracy pasują stylem do tej klasy samochodu. W górnej części konsoli środkowej znajduje się panel sterowania klimatyzacją i właściwie na tym kończy się tradycyjna obsługa samochodu, jaką zna przeciętny, średnio doświadczony kierowca. Centrum sterowania wszelkimi funkcjami auta znajduje się na konsoli środkowej, pomiędzy fotelami i jest nim tzw. touchpad, czyli dotykowy ekran, po którym przesuwa się palec i który naciska się, żeby wejść w odpowiednie przyciski wyświetlane na ekranie systemu multimedialnego. Precyzja tego urządzenia jest taka sobie, a samo menu jest na tyle złożone, że już przebicie się przez wszelkie możliwe funkcje odbiera kierowcy najlepsze lata życia.

Po tygodniu czy dwóch użytkownik samochodu przyzwyczai się do tego rozwiązania, nauczy się szybszego reagowania albo nabierze wprawy w obsłudze. Po kilku tygodniach pogodzi się z tym, że ten typ tak ma. Tylko czy aby na pewno o to chodzi, żeby upokorzyć użytkownika? Ten samochód nie jest przecież adresowany tylko i wyłącznie do młodych i dynamicznych prezesów, ale też do prezesów seniorów, także tych, którzy nie mieli okazji przebrnąć przez wszystkie etapy lexusowej ewolucji i nie stawiali pierwszych kroków w erze starszych systemów z myszką. Na całe szczęście to jedyna tak irytująca cecha, a właściwie wada LS-a.

Komfortowy czy luksusowy?

Fotele przednie są obszerne, wygodne, a wielokonturowe sterowanie pozwala dopasować je do najbardziej chyba pokrzywionego kręgosłupa. Tu nic nie ma prawa uwierać kierowcy, a wydłużane siedzisko znakomicie podpiera uda. Oczywiście fotele oprócz wszelkich możliwych regulacji za pomocą silników elektrycznych, mają też funkcję masażu (7 programów, 5 stopni intensywności), ogrzewanie i wentylację. Klimatyzacja pracuje bezszelestnie, jonizuje powietrze i sama dobiera siłę nawiewu do liczby pasażerów znajdujących się w aucie. Oczywiście każdy, kto siedzi w Lexusie LS, może indywidualnie ustawiać temperaturę dla siebie. Żeby nie zmęczyć mięśni, drzwi mają system automatycznego dociągania. Nad komfortem i klimatem panującym na pokładzie LS-a można się rozpływać i rozpisywać w nieskończoność. Tu wszystko jest akuratne, a może nawet doskonałe. Nawet sprzęt audio marki Mark Levinson został zaprojektowany specjalnie do tego modelu. Dzięki temu akustyka i dynamika dźwięku są takie jak trzeba.

LS to jeden z tych samochodów, który może być kupowany nie dla kierowcy, lecz dla pasażera. Ten drugi jest dopieszczony do granic absurdu. Tylny lewy i prawy fotel można rozłożyć do pozycji półleżącej, odizolować się przed wzrokiem wścibskich przechodniów za pomocą elektrycznie sterowanych rolet okiennych. Dodatkowy relaks zapewniają funkcje masażu, wentylacji czy ogrzewania foteli. Steruje się nimi za pomocą tabletu zatopionego w tylnym podłokietniku. Za pomocą tabletu zarządza się także muzyką na pokładzie oraz obsługuje odtwarzacz DVD.

Tylny prawy fotel standardowo już traktowany jest jako bardziej priorytetowy. Kiedy rozłożymy go do pozycji półleżącej, automatycznie przesuwa się przedni fotel, powiększając miejsce na stopy. Kiedy nikt na nim nie siedzi, można go podsunąć maksymalnie do przodu, pochylić oparcie i złożyć zagłówek, a wszystko po to, żeby nie przesłaniać widoczności kierowcy.

Wszystko, co najlepsze

Pod względem zaawansowania technologicznego, w Lexusie LS znajdziemy wszystko to, co najlepszego mogą na dziś zaoferować Japończycy. Jest więc aktywny tempomat, reflektory typu full LED, które automatycznie i stosownie do ruchu innych pojazdów na drodze sterują strumieniem światła, system rozpoznawania znaków drogowych, zmęczenia, wyświetlacz hud-up oraz liczne systemy asystujące (utrzymanie na odpowiednim pasie ruchu, monitorujący martwe pole lusterek).

Układ kierowniczy jest fantastycznie wręcz precyzyjny jak na limuzynę. Poziom wyciszenia i komfort jazdy są wspaniałe, choć sam układ zawieszenia nie ma nic wspólnego z kanapowym stylem. To spore zaskoczenie, bo zawieszenia typu pneumatycznego zwykle takie są. LS nie przepływa nad nierównościami, bo delikatnie zaznacza ich obecność poprzez delikatne stukanie opon na nierównościach. Nie ma tu mowy o dyskomforcie, żeby nie było nieporozumień, ale chyba właśnie dzięki temu zabiegowi, kierowca ma poczucie, że jednak prowadzi samochód, a nie statek. Cały czas czuje, że znajduje się w centrum wydarzeń, że to on prowadzi samochód i mimo że nie jest to auto sportowe, odczuwa się radość z jazdy, która jest bliższa samochodom klasy gran tourismo.

Współskrętna oś tylna zapewnia większą stabilność przy wyższych prędkościach, natomiast przy wolniejszej jeździe, pozwala zacieśniać zakręty i sprawia, że LS jest zaskakująco wręcz zwrotny. Inżynier, który projektował układ jezdny, ewidentnie był pasjonatem motoryzacji i tchnął w LS-a temperament.

Stabilność jest znakomita i biorąc pod uwagę, że waga auta to aż (uwaga) 2,4 tony, sposób pokonywania zakrętów jest niewiarygodny. Nie mniejsze wrażenie sprawia przyczepność, którą LS zawdzięcza napędowi na obie osie. Nie mieliśmy okazji wypróbować jego skuteczności na śniegu, natomiast w mroźne poranki, nawet przy mocnym wciśnięciu pedału gazu, ani razu nie mieliśmy kłopotów z trakcją.

Hybryda zamiast diesla

Pod maską testowego egzemplarza zamontowany był napęd hybrydowy, w którego skład wchodzą 3,5-litrowy benzynowy silnik V6 oraz silnik elektryczny. Jego łączna moc to 359 KM. To dużo i niedużo, jeśli pamiętamy, że samochód waży 2,4 tony. Okazuje się, że na co dzień te parametry w zupełności wystarczają do tego, żeby szybko, i co ważniejsze, niedrogo przemieścić się z punktu A do B. Koncern Toyota przez lata doskonalił swoje napędy hybrydowe, dlatego wskakując za kierownicę LS-a, nie spodziewaliśmy się rozczarowań. A jednak trochę się rozczarowaliśmy. To nie żart i już wyjaśniam dlaczego.

W autach hybrydowych najczęściej stosowanym rozwiązaniem do przeniesienia siły napędowej na koła jest bezstopniowa przekładnia CVT. W Toyotach i Lexusach zawsze tak było i część kierowców narzekała na jednostajne buczenie silnika podczas przyspieszania. Lexus postanowił pozbyć się tej cechy, dlatego w modelu LS przekładnię CVT połączono z silnikiem za pomocą 4-biegowej skrzyni automatycznej. Doskonale, prawda? Prawda. Tylko żeby uzyskać bardziej rasowy dźwięk silnika, do kabiny za pomocą głośników wtłaczany jest dźwięk o pewnej częstotliwości, która nie wzbudza emocji czy podziwu, tylko poirytowanie. Do doskonale wyciszonej, luksusowej limuzyny pasuje niczym kwiatek do kożucha. Szkoda, ponieważ sam stłumiony dźwięk V-szóstki zaspokajałby oczekiwania 99% kierowców. Pod względem kultury pracy, zespół napędowy jest znakomity. Skrzynia w trybie automatycznym zmienia biegi w sposób niezauważalny, a w ręcznym trybie pracy wirtualne 10 biegów (w tym nadbieg) pozwalają tym, którzy lubią mieszać przełożeniami, na wyśmienitą zabawę. Można nawet hamować silnikiem.

Kierowca Lexusa nie ma też za dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o pracę silnika elektrycznego. Na środkowej konsoli jest co prawda przycisk z napisem „EV”, ale żeby z niego skorzystać, akumulatory muszą być naładowane w minimum 75%. Z pedałem gazu trzeba się wówczas obchodzić jak z jajkiem. W pozostałych trybach – Eco, Comfort, Normal, Sport i Sport+ – silnik benzynowy wyłącza się praktycznie zawsze, kiedy zdejmiemy nogę z gazu. Samochód toczy się wówczas, wykorzystując siłę bezwładności. Silnik elektryczny potrafi rozpędzić auto do prędkości 129 km/h, ale kiedy droga zaczyna wspinać się do góry oraz zawsze wtedy, gdy mocniej naciśniemy gaz, do życia błyskawicznie budzi się silnik benzynowy. Elektryk pozwala za to na bezproblemową jazdę po parkingu, ruszyć z miejsca, toczyć się w korku, dlatego w gęstym ruchu miejskim bez trudu udaje się osiągnąć spalanie na poziomie 10 l/100 km. Podobny wynik komputer wskazywał podczas szybkiej jazdy autostradą. W cyklu mieszanym LS spala ok. 8 l/100 km, ponieważ jego układ napędowy wykorzystuje każdą możliwość do tego, by korzystać z siły napędowej elektronów. Silnik elektryczny ma zawsze priorytet przed spalinowym i właśnie podczas jazdy z niedużym obciążeniem, podczas jazdy po mieście pozwala zaoszczędzić paliwo.

I teraz pytanie najważniejsze – LS jest królem superlimuzyn? I tak, i nie. Jest doskonały, jest wyjątkowy, jest tani (jeśli konkurencję wyposażymy identycznie). Jest też oszczędny, co jest ważne, biorąc pod uwagę, że konkurencja pakuje pod maskę silniki Diesla. BMW ma więcej temperamentu, a Mercedes klasy S, który wszedł w wiek przedemerytalny, to synonim luksusu. Co z Lexusem spytacie? Warto go kupić, bo nawet jeśli nie jest najlepszy, to jest jakiś.

Kto testował: Michał Hutyra

Co: Lexus LS500h

Gdzie: Warszawa, Wrocław

Kiedy: 4–11.01.2018

Ile: 1200 km

Dobre osiągi, niskie zużycie paliwa, wysoki komfort resorowania, świetne wyciszenie, przestronna kabina, wygodne fotele, znakomita jakość wykonania, bardzo bogate wyposażenie, atrakcyjna cena, bardzo dobre właściwości jezdne.

Skomplikowane i zbyt rozbudowane menu do sterowania poszczególnymi funkcjami oraz multimediami, duża częstotliwość wykonywania przeglądów, niska ładowność.

Przeczytaj również
Popularne