Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Też będę crossoverem

Boom na crossovery i SUV-y trwa na świecie w najlepsze. Aby uszczknąć coś z tego rosnącego tortu, producenci samochodów starają się coraz częściej upodabniać do nich klasyczne modele samochodów. Ciekawym przykładem jest Kia Picanto w wersji X Line.

Kia Picanto trzeciej generacji pojawiła się na rynku w 2017 roku. Koreański maluch jest dostępny tylko w wariancie 5-drzwiowym, jednak w całkiem pokaźnej liczbie wersji. Możemy go zamówić nie tylko z silnikiem 1.0/67 KM lub 1.2/84 KM, ale też z instalacją LPG firmy BRC (za dopłatą 4200 zł) dostępną dla mocniejszego silnika. W gamie jest też 2-osobowa wersja van (+1500 zł). Jednak naszą uwagę najbardziej zwróciła wersja pozwalająca się nieco wyróżnić z tłumu, czyli X-Line. A jak ta miejska namiastka crossovera sprawdza się w praktyce?

Trochę więcej stylu

X Line to drugi obok usportowionego wariantu GT-Line wariant Picanto skierowany do kierowców oczekujących czegoś więcej od miejskiego samochodu. Wersja X Line z pewnością wygląda bardziej zadziornie niż klasyczne Picanto. Od standardowego modelu odróżnimy m.in. po limonkowych akcentach na osłonie chłodnicy i obudowach świateł przeciwmgielnych, dodatkowych srebrzystych elementach imitujących osłony pod podwoziem, podwójnej końcówce wydechu oraz dodatkowym ciemnym tworzywie na progach i nadkolach. Bardziej dyskretną różnicą są np. lusterka zewnętrzne z kierunkowskazami LED. Większego o 1,5 cm prześwitu na oko nie dostrzeżemy.

Na bogato

W kabinie jest zaskakująco przestronnie jak na segment maluchów. Kia, w odróżnieniu od wielu rywali, nie zdecydowała się na daleko idące oszczędności w wykończeniu i zastosowanych podzespołach. Zatem w małym Picanto nie znajdziemy gołych blach jak u wielu konkurentów, za kierownicą mamy normalny czytelny zestaw zegarów, a nie uproszczone konstrukcje bez obrotomierza. Siedzimy też na normalnych fotelach z regulowanymi zagłówkami, a nie konstrukcjach, w których oparcia są zespolone z zagłówkami. Do tego rozplanowanie elementów obsługi jest logiczne, a twarde tworzywa deski rozdzielczej i obić drzwi nie robią wrażenia tandetnych. Zresztą tak skomponowana deska rozdzielcza równie dobrze mogłaby się znaleźć w modelach segment większych i nikt nie powiedziałby, że wygląda ubogo. W porównaniu ze starszym modelem Picanto ma wyraźnie pojemniejszy bagażnik (255 l/+55 l). Po złożeniu oparcia tylnej kanapy powiększa się on do 1110 l (+192 l). Jeszcze ciekawiej wygląda wnętrze testowanej wersji X Line, w którym ogólną szarość rozwesela pokryta skórą kierownicą z limonkowymi przeszyciami, które dostrzeżemy także na mieszku dźwigni biegów. Białe i limonkowe wstawki są też na drzwiach, obudowach nawiewów i obudowie dźwigni zmiany biegów. Całość domyka aluminiowa listwa biegnąca przez całą deskę rozdzielczą i aluminiowe nakładki na pedały. Pasażerowie siedzą na podgrzewanych fotelach pokrytych sztuczną skórą, korzystają z automatycznej klimatyzacji i 7-calowego dotykowego ekranu wyposażonego w nawigację. A wszystko to w autku o długości poniżej 3,7 m!

Już poprzednia generacja Kii Picanto zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie, więc od następcy oczekiwaliśmy naprawdę dużo. I nie zawiedliśmy się. To obecnie jeden z najlepszych modeli segmentu A.

Żywiołem jest miasto

Picanto jest jednym z lżejszych modeli w segmencie. Zatem czterocylindrowy wolnossący silnik 1.2 o mocy 84 KM jest w tym zgrabnym autku wystarczająco dynamiczny. Dużą zaletą koreańskiego malucha jest stabilne prowadzenie podczas jazdy z wysokimi prędkościami. Pojazd nie myszkuje po drodze i nie są konieczne ciągłe korekty kierownicą toru jazdy. W segmencie maluchów bywa z tym różnie. Dźwięk silnika jest dalece bardziej przyjemny niż terkot jednostek 3-cylindrowych, ale podczas jazdy autostradowej hałas staje się uciążliwy. Świetnie za to Picanto odnajduje się w mieście. Dzięki niewielkiej średnicy zawracania (9,4 m) jest bardziej zwinny niż rywale w segmencie. Widoczność za kółka mamy więcej niż dobrą, ale gdyby ktoś chciał się poczuć jeszcze pewniej, to w standardzie wersji X Line jest kamera cofania, której obraz wyświetlany jest na ekranie multimedialnym. Układ kierowniczy jest wystarczająco precyzyjny, a dobrą kontrolę nad samochodem mamy dzięki poręcznej kierownicy. Nie mamy też uwag do pracy pięciobiegowej przekładni mechanicznej. Kia dobrze trzyma się obranego toru jazdy i nie wychyla się mocno w zakrętach. To wynik dość sztywno zestrojonego zawieszenia, które jednak zachowało akceptowalny poziom komfortu. Podczas jazdy miejskiej z baku znikało około 6,8 l/100 km, a w trasie udawało się zejść do niecałych sześciu litrów na setkę.

Zadziorne i rasowe nadwozie sprawia wrażenie, że okazyjna jazda w terenie jest nim możliwa. Oczywiście tak nie jest. Dodatkowy 1,5-centymetrowy prześwit przyda nam się incydentalnie, np. gdy przejeżdżamy większy garb na drodze lub pokonujemy wyższy krawężnik. Za możliwość wyróżnienia się trzeba słono zapłacić. Wariant X-Line kosztuje od 56 990 zł. Tylko czy można się skutecznie wyróżnić w Kii? W naszym odczuciu lepiej jest zamówić topową wersję L z paroma dodatkami, np. systemem automatycznego hamowania (1500 zł), czujnikami cofania (1000 zł) i nawigacją (1500 zł). Pod względem funkcjonalnym będzie to tak samo udany mieszczuch, a zaoszczędzimy przynajmniej 5 tys. zł.

Kto testował: Przemysław Dobrosławski

Co: Kia Picanto X Line

Gdzie: Warszawa

Kiedy: 3–10.10.2018

Ile: 750 km

Brak uproszczeń konstrukcyjnych typowych dla wielu rywali, przyjemność i pewność prowadzenia na poziomie lepszych modeli segmentu B, 7-letnia gwarancja.

Wysokie ceny lepiej wyposażonych wersji, dość sztywne zestrojenie zawieszenia.

Przeczytaj również
Popularne