Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Konkurs

Seat Leon – rewolucja

Wiecie ile jest w nowym Leonie zmian? Tak, jest nowy Leon. Poważnie. Jak to nie widać żadnej różnicy?! No przecież zmieniono… zmienili… Coś na pewno zmienili, bo przecież nowy Leon jest nowy. I basta.

No, to od początku. W Genewie w zeszłym roku pokazano nowego Leona. Znam się na motoryzacji, nie jakoś wybitnie, ale potrafię odróżnić diesla od benzyny po rzucie oka na obrotomierz i wiem, że nie może być wolnossącego rzędowego silnika V8 biturbo. Ale odróżnić starego Leona od nowego nie potrafię. Udało mi się to tylko dlatego, że testowany model postawiłem obok samochodu mojego brata (stary model) i wsparłem się opinią kolegi Kaczorowskiego, także dziennikarza.

I bardzo dobrze…
…że niewiele zmieniono, bo Leon jest samochodem, który zupełnie odwrotnie niż pies, starzeje się 7 lat wolniej niż inne auta. Jego sylwetka – i to obojętnie w tej, czy w starej budzie – wciąż może się podobać i podobać się powinna. Bardzo dobre proporcje, charakterystyczne linie biegnące od przednich świateł aż po tylne błotniki i to wszystko zwieńczone pięknym tyłkiem. Gdyby slogan SEAT-a trzeba było zobrazować, to Leon = Auto Emocion.
Leon ma swoje smaczki, których trudno szukać u konkurencji. Wycieraczki chowane w słupkach, ukryte klamki tylnych drzwi i napis Audi Brand Group, który jasno określa do kogo należy SEAT.
Pomijam, czy zawsze są to rozwiązania praktyczne, ale kto szuka samochodu bardziej praktycznego, niech sobie kupi np. Golfa.
Zdecydowanie więcej zmieniono w Leonie w środku. Praktycznie wszystko jest inne. Inna jest kierownica, podświetlenie tablicy rozdzielczej, cała konsola środkowa, menu nawigacji i nawet czcionka użyta do opisania zegarów. Dużo, ale nie wszystko. Całe szczęście, że pozostawiono całą masę intuicyjnych rozwiązań dobrze znanych z aut grupy Volkswagena, czy jak głosi hasło, z Audi. Nie ustrzeżono się jednak błędów. Jakość materiałów jest zdecydowanie niższa, niż np. w Golfie z tym samym silnikiem. Poza wrażeniami dotykowymi, w Leonie jest po prostu głośniej. Jednak największym minusem jest ekran nawigacji, który umieszczono za nisko. Podczas jazdy za bardzo odciąga uwagę od drogi. Poza tym menu jest niezbyt czytelne. Dodano w końcu port USB, który powinien powoli stawać się standardem w kompaktach, ale duży minus za to, że nawigacja czytana jest z płyty. Mamy więc wybór – albo nawigacja, albo muzyka z CD.


Bardzo wygodne fotele, które w połączeniu z szerokim zakresem regulacji kierownicy pozwalają dobrać optymalną dla większości kierowców pozycję. Szkoda tylko, że przy niewielkim przebiegu skóra na siedzeniu kierowcy była już przedarta. Ale to raczej uszkodzenie mechaniczne.
Leon zaskakuje ilością miejsca na tylnej kanapie. Przy rozstawie osi 2578 mm nawet rosłe chłopisko czy smukła niewiasta nie będą musieli co chwila prosić o przerwę na rozprostowanie nóg. Także dużo miejsca jest nad głową, bo od siedziska do dachu 963 mm. A na dodatek w bagażniku zmieści się jeszcze 341 litrowych soków.

Bardzo dobre proporcje, charakterystyczne linie biegnące od przednich świateł aż po tylne błotniki i to wszystko zwieńczone pięknym tyłkiem.

Tylko skręcać
O ile weźmiemy pod uwagę wykonanie, to Leon przegrywa z Golfem niemal jak Nejman z Pudzianowskim, o tyle w przypadku właściwości jezdnych bierze na niemieckim krewniaku udany rewanż. Tylko w jednej kategorii jest remis, ponieważ pod maską SEAT-a pracuje 122 konna jednostka 1,4 TSI, ta sama, która napędza też Golfa. Silnik niemal idealny. Po pierwsze dlatego, że zarówno kierowca jak i fleet manager czerpią z niego tyle samo frajdy – jest dynamiczny i oszczędny, a po drugie zdecydowanie wygrywa niemal ze wszystkimi konkurentami bez turbodoładowania. Przyspieszenie do setki poniżej 10 sekund, prędkość maksymalna prawie 200 km/h, a spalanie to 6,2 litra. Zarówno deklarowane jak i faktyczne.
Leon jest doskonale zawieszony. Niby nic specjalnego, bo para – kolumny McPhersona z przodu i wahacze, a jest ich wiele, z tyłu to klasyka – jednak nastawy są tak pomyślane, że jadąc Leonem mamy wrażenie, że jedziemy sportowym samochodem. Do tego bardzo precyzyjny układ kierowniczy. Celujemy Leosiem w drogę, gaz, i po chwili tam właśnie jesteśmy. Całkowite przeciwieństwo samochodów amerykańskich. Leon woli zakręty. Tylko jeden feler. W Polsce, jadąc Leonem, szczególnie po zimowej apokalipsie jaka jest na naszych drogach, boleśnie odczujemy na kręgosłupie każdą dziurę, wyrwę czy lej w nawierzchni. Dobra droga i Leon 1,4 TSI to duża frajda z jazdy.
Za tę frajdę co prawda zapłacimy prawie 80 tys. zł, ale możemy sobie do niego zamontować kratkę i odliczyć cały VAT. Możemy, dopóki rząd tej możliwości nam nie odbierze. Oj, trzeba się spieszyć.

Kto testował: Tomasz Siwiński

Co: Seat Leon

Gdzie: Bełchatów

Kiedy: 7.XII.2009

Ile: 870 km

Przeczytaj również
Popularne