Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Mercedes - Vito e-Cell

Od wizyty w Stuttgarcie, gdzie prezentowano nam nowego, całkowicie elektrycznego Mercedesa Vito e-Cell, nie przestaję się zastanawiać: czy właśnie byłem świadkiem przełomu, który rozpoczyna nową erę w dziedzinie transportu, czy też widziałem tylko ciekawostkę, która nie ma przed sobą przyszłości?

Z czego wynikają moje wątpliwości i nękające mnie rozterki? Z dwojakiego obrazu elektrycznego Vito, który wyniosłem z tej prezentacji, a który wynika – najogólniej mówiąc – z różnic między teorią a praktyką.

Teoria
Otóż teoria wygląda wspaniale. Vito e-Cell to normalny, znany nam doskonale nieduży dostawczak Mercedesa, tyle że bez rury wydechowej (wiecie, jak dziwnie wygląda auto bez wydechu?) i ze śmiesznie niskimi kosztami użytkowania. Nie zmienił się jego wygląd, nie stracił nic z przestrzeni załadunkowej, a w kwestii dynamiki – chyba nawet zyskał. Jedyna różnica to, że Vito e-Cell jest dostępny tylko z napędem na przednią oś. No i, oczywiście, to, że pod jego maską bije nie spalinowe, a zupełnie elektryczne serce. Serce to ma 95 KM mocy i 280 Nm momentu obrotowego. Co ważne, moment ten dostępny jest w całości już od najniższej prędkości, więc na dynamikę zupełnie nie można narzekać. Ładowność jego to 900 kg, natomiast zasięg – 130 km. Biorąc pod uwagę wyniki badań, że średni dzienny przebieg aut tego typu wynosi 50–80 km, jest to aż nadto. Na noc podłączamy do prądu i auto gotowe do kolejnego dnia ciężkiej pracy. Wygląda wspaniale? No, to teraz łyżka dziegciu.

Vito e-Cell to na razie pieśń przyszłości, ale w braci Wright też większość nie wierzyła. Tylko co oni wynaleźli?

Praktyka
W praktyce jest już mniej różowo. I od razu zastrzegam – nie chodzi zupełnie o wrażenia z jazdy, bo te są bardzo przyjemne. Cichutko, komfortowo, wygodnie. Chodzi przede wszystkim o pojemność baterii, bo to ona budzi mój niepokój. Wszystkich, którzy mieli nadzieję, że nadejście epoki aut elektrycznych skończy wieczne brzęczenie o nieekologicznym stylu jazdy, rozczaruję. Oczywiście, styl jazdy nie ma tu wpływu na ekologię, ale ma bardzo duży na zużycie prądu. 130 km to jest zasięg, jaki da się osiągnąć przy optymalnej jeździe. Jeśli jednak, mówiąc kolokwialnie, całą drogę ciśniemy, wskaźnik poziomu baterii znika w zastraszającym tempie. Trasa naszej jazdy testowej po Stuttgarcie miała 26 km, a niektórzy zużyli na jej przejechanie ponad jedną trzecią baterii. Dodam, że mimo 32-stopniowego upału jechaliśmy bez klimatyzacji, bo tej w Vito e-Cell... po prostu nie ma. Zużywa za dużo prądu. Więc kiedy wyobrażę sobie, że jest zima, mam ogrzewanie włączone na full, 900 kg na pace, podłączone CB radio i GPS (które są potrzebne, a też zjadają prąd) i brak czasu, który wyklucza oszczędną jazdę... Na ile mi starczy baterii? A co, jeśli prądu zabraknie? Z kanistra sobie nie doleję. Muszę jechać na stację, gdzie całkowite naładowanie baterii zajmie mi 6 godzin. Ale zaraz, przecież mogę go też naładować normalnie z sieci, tyle że to trwa dwa razy dłużej. Niewesoła perspektywa. A baterię włożono do Vito e-Cell największą, jaką się dało bez ograniczania przestrzeni załadunkowej. Kolejny problem to cena. Ile mógłby kosztować Vito e-Cell w normalnej sprzedaży, na razie nie wiadomo, ale szacuję, że około dwa razy więcej niż benzynowy. To też nie zachęca.

Dość narzekania!
No właśnie, narzekam, narzekam i zupełnie bez sensu to robię. Ponieważ Vito e-Cell to nie jest finalny produkt, a jedynie pierwszy i bardzo ostrożny krok Mercedesa na drodze ku lepszej, elektrycznej przyszłości. W Mercedesie znakomicie zdają sobie sprawę z ograniczeń samochodu. Jako poważna, odpowiedzialna i dbająca o klienta firma, nie sprzedadzą nikomu produktu, który nie jest odpowiednio przetestowany. Dlatego nowych elektrycznych Vito ma zostać wyprodukowanych 2000. Wszystkie pozostaną własnością Mercedesa i to koncern bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkie problemy z nimi. Do klientów auta będą trafiały tylko na zasadzie wynajmu i będą pracować w miastach objętych programem pilotażowym, w których będzie pod dostatkiem punktów ładowania i wszelka inna niezbędna infrastruktura. Zaś od klientów do Mercedesa płynąć będą informacje, które (mam nadzieję) sprawią, że o pierwszym elektrycznym Vito dostępnym w salonie będę pisać już wyłącznie z zachwytem.

Jednak początek rewolucji?
Podsumowując: na razie elektryczne samochody dostawcze mogą konkurować ze spalinowymi tylko przy niektórych zadaniach, a do całkowitego ich zastąpienia jeszcze bardzo daleka droga. Ale na tej drodze został właśnie postawiony pierwszy krok. Pewnie, gdy z taśmy produkcyjnej zjeżdżał pierwszy samochód spalinowy, malkontenci jak ja też mówili: „pomysł ciekawy, ale konia nigdy nie zastąpi”. Więc może za kilka lat dojeżdżanie do pracy samochodem spalinowym będzie takim samym ewenementem jak dziś przyjechanie konno. I oby tak się stało.

Kto testował: Piotr Stuszewski

Co: Mercedes Vito e-Cell

Gdzie: Stuttgart

Kiedy: 21 VII 2010

Ile: 26 km

Przeczytaj również
Popularne