Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Konkurs

Lexus IS-F - Najlepszy przyjaciel mężczyzny

Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Wiem, że nieopierzony ze mnie kurczak, że do starych wyjadaczy dziennikarstwa motoryzacyjnego brakuje mi lat i że moje kilkuletnie doświadczenie z samochodami to betka. No, ale mimo wszystko myślałem, że trochę już w życiu widziałem i czułem. Czarne monstrum z Japonii zmieniło mój punkt widzenia. A imię jego IS-F. Lexus IS-F.

Pierwsze spotkanie z tym autem będę wspominał tak sobie. Lało jak z cebra, gdy nerwowo zastanawiałem się, gdzie jest zaparkowany. Jak na złość, stał w garażu podziemnym, z deszczem nie mając nic wspólnego. Na pierwszy rzut oka ładny, mocny, ale przecież nie takie nadwozia się widywało. Środek, jak w Lexusie, luksusowy, ale niczego innego się nie spodziewałem. Wystarczyło jednak nacisnąć tylko guzik Start-Stop, żeby serce zabiło mocniej…

Muzyka dla moich uszu
Mruczenie drapieżnego kota. Od razu tak to sobie skojarzyłem. Nie było ryku, tylko delikatny pomruk, który ostrzegał: „Wkurz mnie tylko, a pacnę cię bardzo mocno moim V8”. Demonstracja siły. OK, podołam, zmierzę się z nim. Ale budził zbyt duży respekt, zbyt duży szacunek. Majestatycznie wyjechałem z garażu. Mocniejsze naciśnięcie pedału gazu przy lejącym deszczu spowodowało, że mój nowo poznany znajomy stanął okoniem na zakręcie. „Polubimy się” – pomyślałem.
Dopiero teraz skojarzyłem sobie, że dostałem w ręce 423 KM mocy, napęd na tył i 505 Nm momentu obrotowego.

Świadomy swej wartości
IS-F jest świadomy swojego piękna i niepowtarzalności. Legenda głosi, że jego konstruktor, niejaki Jaguci, wziął pod lupę poprzednią wersję modelu IS, zainstalował kilka sportowych komponentów i zaprosił szefów Toyoty na tor wyścigowy pod górą Fuji. Włodarze koncernu wyszli tak sponiewierani i zadowoleni z przejażdżki, że od razu dali zielone światło dla produkcji. Trudno się dziwić, bo auto rozkochuje w sobie momentalnie. Z zewnątrz mogą się podobać nadmuchane nadkola i boczne skrzela, które kapitalnie komponują się z dziewiętnastocalowymi alufelgami. Do tego przepiękna czerń lakieru, którą zdetronizować może chyba tylko czarna perła. Lexus nie jest tak pretensjonalny jak Mercedes C63 AMG i wizualnie nijaki jak BMW M3 lub Audi RS4, z którymi ma rywalizować na sprzedażowe słupki. Śmiem twierdzić, że jest najpiękniejszy z nich wszystkich. Pal licho wnętrze, które w tych autach nie jest najważniejsze. Ale Japończycy zadbali o to, by Lexus nie zatracił niczego ze swojej szlacheckości. Przepiękne skórzane kubełkowe fotele, pokryte białą skórą, czy sufit i wykończenia z alcantary dają nam komfort, jakiego nie ma nawet w Mercedesie. IS-F czerpie z linii wyposażenia Prestige, znanej z innych Lexusów, najwyższej z dostępnych. W tym opakowaniu można się zakochać. Bo to wygląd top modelki.

Świadomy, że hej!
Ale przecież wnętrze nie jest najważniejsze. Tutaj najważniejsza jest jazda. Do niedawna bariera 300 KM definiowała auto szybkie, 400 KM wydawało się czymś potwornym. W tym Lexusie z pięciolitrowego V8 wyciśnięto 423 KM mocy. Do tego 505 NM momentu obrotowego. Do setki IS-F rozpędza się w niecałe 5 sekund. Niesamowite jest to, co dzieje się, gdy wskazówka obrotomierza dojdzie do 4000. Bardzo szybki Lexus dostaje potwornego kopa adrenaliny, zmienia się w coś nie z tej planety, ryczy, warczy i niczym rakieta odskakuje do przodu. Ten dźwięk jest niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Tak jak jedyne są emocje kierowcy. Kontrolka ESP miga jak szalona, IS-F chce wyrwać się spod kurateli i uciec, najlepiej na tor lub długi pas startowy lotniska. Silnik pracuje znakomicie, ale równie fenomenalna jest skrzynia biegów, przez niektórych nazywana nawet ósmym cudem świata. To 8-biegowy automat Sport Direct Shift, który zmienia biegi w ciągu 0,1 s. Szybsze są tylko skrzynie w bolidach F1! Mimo tak wspaniale dopracowanej przekładni automatycznej, żeby w pełni delektować się jazdą, trzeba przejść w tryb sekwencyjnej zmiany biegów. IS-F potrafi nas ładnie poprosić o zmianę biegu, kiedy już nie daje rady. Robi to sygnałem dźwiękowym, który na sekundę przed odcięciem zapłonu daje znać, kiedy zmienić bieg. Przy równej jeździe z prędkością 160–180 km/h ósmy bieg pozwala nam na utrzymanie obrotów na poziomie 3 tysięcy.
Zawieszenie IS-F jest takie, jakiego można oczekiwać od sportowego samochodu – twarde. Pozwala na świetne wyczucie tego, co dzieje się z samochodem. Nic dziwnego, dostrajano je przecież na jednym z najtrudniejszych torów wyścigowych świata – Fuji, od którego sportowy IS podobno zaczerpnął właśnie literkę „F” w nazwie. Żeby dodać łyżkę dziegciu do tej luksusowej monstrualnej góry miodu, trzeba powiedzieć o tym, że tym autem nie da się jeździć szybko w deszczu. Moc i napęd na tył robią swoje. Ale nawet na suchej nawierzchni bardziej dynamiczne wejście w zakręt kończy się na jeździe bokiem. No, ale to akurat jest coś, co tygrysy lubią najbardziej.

Downsizing jest dobry, niska emisja tego, czym oddychają rośliny także, ale nikt nie wymyślił czegoś fajniejszego niż V8 i napęd na tył.

Nie oddam cię
IS-F jest tak znakomitym samochodem, że podczas jego testowania miałem dwa ulubione zajęcia – jazdę nim i patrzenie na niego. No, może jeszcze napawanie się zazdrosnymi spojrzeniami tych, którzy nie mogli nim pojeździć, a też na niego patrzyli. Z kronikarskiego obowiązku zaznaczę jeszcze, że spokojnie można w tym samochodzie spalić mniej paliwa niż 20 litrów na setkę. Na trasie może to być nawet 15, pod warunkiem oczywiście, że nie będziemy cały czas prosić IS-F, żeby wydawał z siebie ten podniecający dźwięk. No i nie wtedy, kiedy na lotnisku sprawdzamy, jak szybko rozpędzi się do 200 km/h i gdy okazuje się, że jest to 15 sekund.
Auto sprawdzi się zarówno przy męskich, pełnych testosteronu zabawach na torze, jak i przy rodzinnych, spokojnych wyjazdach. Mimo tylko dwóch miejsc z tyłu, można IS-F uznać za auto rodzinne, bo 4 osoby podróżują bardzo wygodnie, a bagażnik jest spory.
Z ciężkim sercem oddawałem moją nową japońską miłość. No, cóż, pocieszało mnie tylko to, że prawo obcowania z ideałem ma każdy. I fakt, że cena 335 tysięcy zł za taką przyjaźń i takie wrażenia jest to przełknięcia.

Kto testował: Piotr Wielgus

Co: Lexus IS-F

Gdzie: Legnica

Kiedy: 3 VII 2010

Ile: 1900 km

Przeczytaj również
Popularne