Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Infinity M37S - Nieskończoność

Otrzymaliśmy do testu przedziwny samochód – Infinity M37S. Nie wiem, czy bardziej przykuwały uwagę niemieckie blachy, czy może sylwetka tego samochodu. W każdym razie, coś powodowało, że wszyscy odwracali głowy.

Testowana wersja miała... Albo inaczej: testowana wersja była... Też źle. Początek będzie zatem subiektywny, bo po co mam się odnosić do ceny, którą czytelnicy z racji wykonywanej pracy i negocjacji dużo lepiej zinterpretują.

Obiektywnie
279 500 zł kosztuje wersja S Premium, czyli ze wszystkim, wyposażona w benzynowy silnik V6 o pojemności 3,7 litra, mocy 320 KM i z tylnym napędem. Napęd przekazywany jest za pomocą automatycznej, sześciobiegowej przekładni. Średnie spalanie tego samochodu to 10,2 litra, a spalanie w mieście to 14,9 litra na 100 km. Ciekawy jest system 4WAS, który oznacza cztery skrętne koła. Maksymalna prędkość samochodu jest ograniczona do 250 km/h, natomiast trzy cyfry na prędkościomierzu zobaczymy po 6,2 sekundy. Samochód waży 1715 kg, ma bagażnik o pojemności 500 litrów i bak o pojemności litrów 80.

Subiektywnie
Teraz będzie to, co lubię najbardziej, czyli absolutnie subiektywna ocena tego wozu. Prawda, że ładne określenie? Wóz. Więc jakim wozem jest M37S? Po pierwsze, do polskiej floty nikt albo prawie nikt nie kupi takiego samochodu, ponieważ za tę cenę może kupić samochód z silnikiem Diesla.
Chociaż osobiście jestem zwolennikiem pięknie brzmiącego benzynowego silnika V6, który jest w prostej linii spadkobiercą tego, co najlepsze w amerykańskiej motoryzacji. Najpierw rzut oka na sylwetkę Infinity. W oczy rzucają się potężne przetłoczenia biegnące wzdłuż przednich błotników. Wyglądają monstrualnie, nawet kiedy siedzimy we wnętrzu. Nic dziwnego, skoro muszą pomieścić dwudziestocalowe koła. Także tył samochodu jest bardzo masywny. Jednak dzięki bardzo miękko i płynnie poprowadzonym liniom dachu oraz dolnym, biegnącym od błotników, sylwetka nie jest zwalista.
Z tyłu dwa kominy, przecież trzeba jakoś odprowadzić efekty spalania z potężnego silnika. Z przodu dominuje spory znaczek koncernu i grill o niemal kwadratowym kształcie.
Teraz cięższy orzech do zgryzienia. Ja po prostu dałem się złapać w pułapkę niemieckich samochodów i uwierzyłem w ich magiczną ergonomię, traktując ją jako absolutny wzór. Zanim wsiadłem do Infinity, postarałem się oczyścić umysł i zasiąść bez uprzedzeń. I proszę, od razu znalazłem coś naj. M37S ma najładniejsze wykończenie drzwi, jakie w ogóle świat widział. Piękna klamka, przeszycia skóry, no, po prostu poezja. Także kierownica jest jedną z lepszych, jakie miałem okazję trzymać w dłoniach. Elegancka, nie za duża, dobrze wyprofilowana. Tuż za nią umieszczono olbrzymie łopatki do sekwencyjnej zmiany biegów. Naprawdę trudno w nie nie trafić.


Teraz fotele, oczywiście skórzane. Jak na skórę przystało, są dość śliskie, co nie ułatwia trzymania, poza tym są bardzo masywne, ale trudno się temu dziwić, skoro są nie tylko elektrycznie sterowane, ale mają także wbudowane głośniki firmy Bose. Wszystko to pięknie, ale przez tak grube siedziska zmniejsza się ilość miejsca na tylnej kanapie. Ale kogo to obchodzi, to jest raczej samochód do prowadzenia, nie do bycia w nim wożonym.
Przedziwna jest natomiast centralna część deski rozdzielczej i tunel środkowy. Olbrzymi wyświetlacz pokazuje większość funkcji, ale sterowanie nimi nie należy do najprostszych. Możemy to robić za pomocą pokrętła albo dotykając wyświetlacza. Bez różnicy na co się zdecydujemy, nie będzie to proste. Cały tunel środkowy odbiega znacznie od tego, czego można było się spodziewać po obłych liniach zewnętrznych Infinity. Są kanty, załamania, a całość przypomina kaskadowy wodospad. Dominuje tandetny zegarek. W oczy rzuca się także niezliczona wręcz liczba przycisków. Jednak największym minusem są olbrzymie połacie świecącego plastiku, które odbijają światło słoneczne. Poza tym, wykończenie jest naprawdę na najwyższym światowym poziomie. Wszystko obszyte aż do przesady skórą. Widzę ekologów lamentujących nad losem biednych zwierząt, ale trudno. Przynajmniej nie ma zmartwienia, że będzie się tego sprzedawało dużo.

Infinity ma na pewno jedną podstawową zaletę. Nie jest samochodem niemieckim. Ma też jedną podstawową wadę – nie jest samochodem niemieckim.

Sportowa limuzyna
Wiem, oklepany slogan, jednak prawda jest taka, że jeżeli o jakimś samochodzie można tak powiedzieć, to Infinity M jest właśnie takim autem. 320 koni rzuconych na tylną oś oczywiście daje olbrzymie pole do popisu, ale wbrew pozorom, nie jest ciężkie w opanowaniu. Oczywiście, kiedy do pomocy kierowcy jest też cały szwadron czuwającej nad tym elektroniki.
Infinity jeździ się wyjątkowo komfortowo, pomijając dwudziestocalowe koła w konfrontacji z koleinami. Zawieszenie jest bardziej miękkie niż w samochodach sportowych, ale jednocześnie sprężyste i pozwalające pewnie zaatakować nawet ostre zakręty. Kiedy staramy się pobawić łopatkami przy kierownicy, szybko okazuje się, że pozwalają one kierowcy na tyle, na ile on ograniczony jest zdrowym rozsądkiem. W sytuacji, kiedy staramy się zredukować bieg za bardzo, nie jest to możliwe.
Na pewno nie jest to samochód dla szefa, który nie chce się wyróżniać. Raczej dla kogoś, kto lubi być muskany przez zazdrosne spojrzenia gapiów.

Kto testował: Tomasz Siwiński

Co: Infinity M37S

Gdzie: Długołęka

Kiedy: 10 V 2011

Ile: 670 km

Przeczytaj również
Popularne