Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Honda Gold Wing - Zamiast limuzyny

Nazywa się Honda Gold Wing. Ma silnik o pojemności ponad 1,8 litra i wyrafinowaną konstrukcję. Może zawstydzić większość innych modeli motocykli. I wcale jej nie przeszkadza japoński rodowód.

Gdy po raz pierwszy ujrzałem ten flagowy model czołowego producenta motocykli, stojący na brukowanym placu, może nie obleciał mnie strach, ale poczułem coś w rodzaju ogromnej pokory. Precyzyjne formy kształtów wyłaniały się stopniowo. Poszczególne elementy najpierw rywalizowały o uwagę, potem zastygły w całość. Przetłoczenia, wyżłobienia, krawędzie i szczeliny tworzyły coś na kształt supermotocykla, nieprzyzwoicie luksusowego. Po bliższym poznaniu motocykl okazał się też praktyczny i użyteczny na co dzień. Klienci kupujący Gold Winga to ludzie, dla których wyeksponowany luksus w każdej postaci, jest naturalnym środowiskiem. Posiadanie tego motocykla, stanowić ma jeśli nie o statusie społecznym i finansowym właściciela, to przynajmniej o jego elitarnych ambicjach. Dlatego jeśli zostawisz go na parkingu, nie raz i nie dwa zdarzy się sytuacja, że aby się do niego z powrotem dostać, trzeba obejść zgromadzonych przy nim przypadkowych widzów. Odpowiedzieć na wiele pytań, wciąż demonstrować działanie nawigacji, nawiewów powietrza czy sprzętu audio.

Wszystko i jeszcze więcej
Producent tego motocykla chciał mieć wszystko na pokładzie. Chciał komfortowej pozycji za kierownicą, wystarczająco mocnego silnika o nieprzeciętnej kulturze pracy. Chciał bazować na sześciocylindrowej jednostce, która osiąga stosunkowo niewielką moc 118 KM, ale za to aż 167 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Na potrzeby Gold Winga popracował przy geometrii ramy. Udoskonalił system hamulcowy z jednoczesnym działaniem na oba koła niezależnie od tego, który hamulec jest używany. Zamontował nawet poduszkę powietrzną dla kierowcy. Dwuosobowa kanapa to żaden sprężysty motocyklowy naleśnik, ale prawdziwa sofa z oparciem i regulowanym ogrzewaniem. Na motocyklu wylądowały jeszcze: trzy pojemne kufry zamykane centralnym zamkiem z pilota, regulowana przednia szyba, ogrzewane manetki i bieg wsteczny napędzany rozrusznikiem.

Oszczędnie i luksusowo
Gdy w końcu nasycisz się formą, wsiadasz i zaczynasz odkrywać funkcję. Flagowa Honda wbrew pozorom skutecznie omija obowiązującą modę na ciężkie motocykle z tapczanowatym, rozhuśtanym zawieszeniem, jeżdżące tylko po prostej. Dlatego cieszą pierwsze metry za jej kierownicą. Nie trzęsie, nie wykręca nadgarstków i nie odbija nerek. Jest rewelacyjny wszędzie i we wszystkim. Potrafi być szybki. Nie w kategoriach prędkości maksymalnej, bo ta oscyluje w okolicach 200 km/h, co i tak jest wartością wystarczającą. Chodzi o przyspieszenie, hamowanie i zwrotność na ciasnych zakrętach, czyli gotowość do dotrzymania kroku na drogach publicznych znacznie lżejszym i szybszym motocyklom. Oczywiście, GL 1800 nie do szybkiej jazdy służy, ale jeśli tylko pamięta się o ograniczonym prześwicie i możliwości pochylenia w zakręcie, także gabarytach i masie własnej, można pokusić się o odrobinę pikantności w sposobie jazdy. Na piątym biegu maszyna zniesie jazdę z prędkością minimalną nawet 40 km/h, a w cyklu mieszanym zadowoli się niespełna 7 litrami benzyny na każde 100 km. Geometria podwozia pozwala na szybkie składanie motocykla w zakręt, ale z racji znacznej wagi, trudniej wyprostować motocykl, podnosząc go na wyjściu z łuku, i czasem trzeba sobie pomóc dodaniem ciągu, śmiało odkręcając przepustnice.
W telewizji same reklamy i polityka, świat się nieustannie zbroi, a jazda samochodem dawno przestała dawać przyjemność. Codziennie wleczesz się autem w korku, na stacji benzynowej zostawiasz fortunę, aby zalać bak do pełna, a w końcu uświadamiasz sobie, że mozolne pokonywanie kilometrów w blaszanej puszce to wyświechtany stereotyp ludu pracującego. Tymczasem jest wyjście. Lepiej więcej pracować w domu i jak najmniej wyjeżdżać samochodem. Może wtedy łatwiej jest pogodzić życie osobiste z obowiązkami, otworzyć umysł i na nowo zacząć cieszyć się jazdą motocyklem dla samej piekielnej zabawy. Nie stojąc zbyt często w korkach i wożąc krawat i wypastowane lakierki w kufrach. Do takiej układanki bardzo pasuje coś takiego, jak Honda Gold Wing.

Kto testował: Bartosz Biesaga

Co: Honda Gold Wing

Gdzie: Opole

Kiedy: 30 III 2011

Ile: 500 km

Przeczytaj również
Popularne