Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
MAN

SsangYong Tivoli – Bliźniacze smoki Tivoli

Tak właśnie brzmi polska nazwa tej koreańskiej marki, która w swojej historii produkowała również autobusy i ciężarówki, a nawet Jeepy na zlecenie amerykańskiej armii. Fantazji i symboliki w nazewnictwie mogłaby się uczyć od Azjatów niejedna korporacja. A z czym kojarzy się państwu Tivoli?

Moja pierwsza myśl po usłyszeniu tej nazwy to Ogrody Tivoli w stolicy Danii, Kopenhadze, i znajdujący się w nich drugi w kolejności najstarszy park rozrywki świata. Jest również miasto w słonecznej Italii o tej nazwie. Jak donosi wszystkowiedząca elektroniczna encyklopedia, miasto to, a właściwie jego nazwa, było inspiracją dla paryskich ogrodów, te z kolei dla kopenhaskich. Mamy więc ciekawy koreańsko-duńsko-francusko-włoski miks w nazewnictwie, choć ‒ biorąc pod uwagę kolejną próbę podboju motoryzacyjnego rynku ‒ mógłby się nazywać po prostu feniks. Próba ta w mojej opinii jest jak najbardziej udana. Świadczyć może o tym chociażby nominacja do nagrody Car of the Year 2016, jak również tytuł Rodzinnego Samochodu Roku. Wprawdzie konkurs ten odbywał się w Belgii, ale faktem jest, że samochód ten pokonał Škodę i Hyundaia.
Tivoli, stojący na 18-calowych felgach, prezentuje się nad wyraz ciekawie, biorąc pod uwagę poprzednie modele tego producenta. Przez cały okres testu nie znalazłem na stołecznych drogach drugiej takiej perełki, więc jeśli szukacie samochodu, którym można się wyróżnić, Tivoli nadaje się do tego doskonale. Patrząc na ten samochód, doszukać się można efektu synergii między ostrymi kantami niczym z fryzury najsłynniejszego polskiego detektywa i obłości przywodzących na myśl samochody sportowe. Poczuć ten efekt można patrząc przez duże lusterka wsteczne, gdzie widzimy nadmuchane obłe tylne błotniki i psujące trochę efekt kanciaste klamki. Z przodu nie znajdziemy za to ogromnej atrapy, jak to w dzisiejszych samochodach bywa. Zderzak to przewaga pełnych powierzchni z ładnie wkomponowanymi halogenami. Powietrze potrzebne do pracy i chłodzenia silnika dostaje się przez przestrzeń umieszczoną nad i pod tablicą rejestracyjną. Duże przednie światła z dynamicznie poprowadzoną linią LED-ów do jazdy dziennej tworzą spójną i ciekawą kompozycję. Jest inaczej, ciekawiej. Tył samochodu nie wygląda już tak efektownie mimo dużych LED-owych świateł zachodzących na błotniki.
Kto miał do czynienia z innymi pojazdami producentów z Półwyspu Koreańskiego, poczuje się we wnętrzu bliźniaczych smoków jak w domu. Tunel środkowy, rozmieszczenie przycisków, nawiewy są niemal identyczne, więc nie będzie kłopotu z szybkim przyzwyczajeniem się do samochodu. Nad naszym bezpieczeństwem czuwa kilku elektronicznych stróżów jak ABS, ESP, BAS, chroni nas 7 poduszek powietrznych. Przestrzeń bagażowa do naszej dyspozycji to 423 litry, możemy ją dowolnie aranżować dzięki dzielonej tylnej kanapie. Otrzymałem do testów Tivoli w wersji Sapphire, więc było tam prawie wszystko, czego można oczekiwać w samochodzie tej klasy. Skórzana tapicerka, duże radio, niestety bez nawigacji, kamera cofania, bardzo wygodne fotele, które również zdobyły nagrodę, tempomat, regulowana kierownica, dwustrefowa klimatyzacja, trzy tryby wspomagania, czujniki zmierzchu, deszczu, asystent ruszania pod górę, możliwość personalizacji kolorów prędkościomierza i obrotomierza itp., itd. Skorzystałem z tej ostatniej opcji, ustawiając jedyny słuszny czerwony kolor i postanowiłem zobaczyć, jak sobie radzi 128 KM wykrzesanych z wolnossącego silnika 1,6 z masą 1900 kg.


Testowane Tivoli wyposażone było w system bezkluczykowego otwierania i uruchamiania samochodu, więc silnik budzi do życia wciśnięcie guzika na desce rozdzielczej. Jednostka napędowa tego samochodu nie należy do najcichszych i dalekie trasy będą zapewne trochę uciążliwe, a szkoda, ponieważ wnętrze zachęca do dalszych wypadów. Nie będzie dane poczuć prawdziwie sportowych emocji i ekscytacji, o których wspomina producent na stronie internetowej, a pod hasłem osiągi próżno szukać pozycji przyspieszenie. Nie oznacza to jednak, że Tivoli porusza się jak stara ciężarówka, jest… zwinny. Jeśli chodzi o spalanie, to byłem podwójnie zaskoczony. Po pierwsze, było całkiem wysokie, ok. 10,5 litra, a po drugie, nie odbiegało zbytnio od deklaracji producenta, co w dzisiejszych czasach nie jest normą. Zawieszenie pracuje całkiem przyjemnie. Jego lekko twarde nastawy mnie akurat odpowiadają. Samochód pewnie prowadzi się na zakrętach mimo wyżej umieszczonego środka ciężkości. Miłym zaskoczeniem dla osób mających trudności z ruszaniem pod górę może być system właśnie to ułatwiający. Sześciobiegowa skrzynia pracuje gładko, biegi wchodzą z lekkim oporem i charakterystycznym kliknięciem, co również przypadło mi do gustu. Widoczność, jak w prognozie pogody, dobra z małymi zachmurzeniami przy włączaniu się do ruchu. Przy ustawieniach fotela i kierownicy pasujących mojej posturze słupek i duże lusterko trochę ograniczają widoczność.
Jak krótko podsumować Tivoli? Przyzwoity samochód ze sporym potencjałem. Producent udziela 5-letniej gwarancji z limitem 100 tys. km, a taki przebieg we flotach osiągnąć można dużo wcześniej. Liczba punktów serwisowych również nie jest imponująca, co nie jest bez znaczenia przy podejmowaniu decyzji zakupowych. Należy brać również pod uwagę fakt prognozowanej utraty wartości i ewentualnych usterek wynikających z wieku dziecięcego modelu. Zapewne trudno mu będzie walczyć z tuzami segmentu, biorąc pod uwagę potknięcia z przeszłości i stereotypy, ale poddawać się nie można, czego doskonałym przykładem mogą być KIA i Hyundai. A cena? Jest… 75,4 tys. zł.

Kto testował: Grzegorz Chlebowski - fleet coordinator/planner

Co: SsangYong Tivoli

Przeczytaj również
Popularne