Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Taniej, ale nie tanio

Limity kwotowe we flotach często powodują u użytkowników dylemat – wybrać mniejsze, ale doskonale wyposażone auto, czy może skromniejszą wersję, ale z segmentu wyżej. Przetestowaliśmy najlepiej wyposażony model Volkswagena T-Rock. Czy wybralibyśmy go jako samochód firmowy…?

Testowaliśmy niewielkiego crossovera w zimie na alpejskich przełęczach i krętych, często ośnieżonych drogach Alp. W takich okolicznościach nie wyobrażam sobie, aby samochód nie miał napędu 4MOTION i aby miał słabszy silnik niż 190 KM. Jeżeli przyjmę takie założenie, to wtedy za T-Rocka musiałbym zapłacić co najmniej 125 tysięcy złotych, a to oznacza, że w tej cenie mogę też mieć Passata.

Nowe wersje

To zupełnie nowy samochód i jako taki otrzymał zupełnie nowe wersje wyposażenia, są to odpowiednio: T-Rock, Advance i Premium. Z dwulitrowymi silnikami Diesla i benzynowym auto można zamówić tylko w najwyższej wersji wyposażenia, natomiast ze 115-konnym silnikiem 1.0 TSI nie możemy wybrać wersji Premium. Chociaż nie mieliśmy okazji jeździć, to wydaje się, że najczęściej wybieraną jednostką będzie 1.5 TSI o mocy 150 KM ze skrzynią DSG. Jak zawsze polski importer przygotował ciekawe pakiety. Tym razem jest to Pakiet Drogowy, niewymagający dopłaty w wyższych wersjach, a obejmujący wszystkie systemy bezpieczeństwa.

T-Rock to oczywista odpowiedź na modę dotyczącą samochodów typu crossover. Obecnie najmniejszy w gamie niemieckiej marki, już niedługo będzie miał młodszego i mniejszego brata, model T-Cross. Tymczasem, co należy zaliczyć na plus, T-Rock w odróżnieniu od części konkurencji oferowany jest nie tylko z napędem na przednia oś. Tak naprawdę, jeżeli ktoś decyduje się na tego typu nadwozie i kastruje samochód z napędu wszystkich kół, to jest to dla mnie niezrozumiałe.

Szacunek

W przypadku tego modelu koncern poszedł za przykładem konkurencji i zaoferował klientom dużą możliwość personalizacji, zarówno nadwozia, jak i wnętrza. To jak na stylistycznie konserwatywną markę innowacyjne posunięcie. Możemy nawet wybrać kolor błyszczącego plastiku we wnętrzu… Wybierzcie kolor czarny. Wzorem innych modeli z gamy Volkswagena w T-Rocku możemy mieć system Car Net (przetestowany w Austrii sprawdził się znakomicie), pełną paletę systemów bezpieczeństwa (asystent monitorowania martwego pola, wyjazdu z miejsca parkingowego, hamowania, jazdy w korku itp.), a także cyfrowe wskaźniki.

Ciekawie, że w celu obniżenia kosztów znaczną część deski rozdzielczej wykonano z twardego plastiku. Wyszło zaskakująco dobrze – taniej, ale nie „po taniości”. Pokazuje to, że nawet twarde materiały mogą być dobrej jakości. Za to tak naprawdę należy się największy szacunek dla projektantów Volkswagena. Potrafili zaprojektować i wykonać samochód z tańszych materiałów, ale przy zachowaniu pewnej jakości, do której przyzwyczaili już swoich klientów. Jeżeli ktoś jeździł Tiguanem i przesiądzie się do T-Rocka, to wciąż będzie miał wrażenie, że jest w samochodzie, może nie tej samej, ale podobnej klasy.

Co ja widzę

Nie jeżdżę często na prezentację, ale tak się złożyło, że ostatnio miałem okazję jeździć dwoma japońskimi modelami i właśnie T-Rockiem. Ergonomia w niemieckiej marce jest bez zarzutu. Koniec i kropka. Jest to co prawda ekran dotykowy, który jest zwyczajnie gorszy od poprzedniego, ale to wszystko. Wysiądźmy na moment i zobaczmy, bo jest na co popatrzeć. To naprawdę bardzo ładny samochód.

Dodatki, sugerując możliwości terenowe, nie są zbyt nachalne, elementy takie jak słupek C, owiewka czy światła do jazdy dziennej są bardzo… smaczne. Także dach w innym kolorze jest elementem stylistycznym, który nie jest przekombinowany. Testowane modele miały koła w rozmiarze 19 cali. Możemy zdecydować się na rozmiar o cal mniejszy, wciąż będzie elegancko. Sylwetka T-Rocka jest narysowana tak, że wcale nie musi to być samochód dla kobiet. Dla nas jest to ładniejszy samochód niż konkurencja w rodzinie, czyli podobne modele Škody, Seata i Audi.

Efekt tego jest taki, że Volkswagen zaczął robić samochody ładne. Były poprawne, były ergonomiczne, były przemyślane, a teraz są ładne. Arteon, T-Rock.

Jedziemy

T-Rock z najmocniejszym silnikiem benzynowym, stałym napędem wszystkich kół i w alpejskiej scenerii musi się prowadzić wybornie. Musi? Wcale nie. Wąskie serpentyny, strome podjazdy i takie same zjazdy pokazały, że skrzynia DSG ma jednak swoje wady. Czasami wydawało się, że losowo wybierała bieg. Nadinterpretuje, jednak właśnie góry obnażają największą słabość dwusprzęgłówki. Wspomagaliśmy się łopatkami i było całkiem w porządku. 190 KM wystarczy w zupełności, a może lepszym rozwiązaniem do tego samochodu byłby słabszy, ale lżejszy silnik o mocy 150 KM. Jak pisaliśmy wcześniej, doskonale sprawdził się system CarNet, który dwukrotnie, w Monachium i na austriackiej autostradzie, uchronił nas przed utknięciem w korkach.

T- Rock dysponuje także sporą ilością miejsca, szczególnie nad głową i na wysokości ramion. Z tyłu, cóż, nie ma za wiele miejsca, ale to, które jest, mądrze wykorzystano. Dziwnie wyszło, bo same zalety, poza skrzynią biegów? Tak, ale przecież jeżdżę firmowym Volkswagenem. Mogłem go wybrać i wybrałem dlatego, że podejście Volkswagena do ergonomii mi pasuje. Pasuje mi także T-Rock. Wybrałbym go jako samochód służbowy? Tak, chociaż zapewne z mniejszym silnikiem. Oczywiście przy założeniu, że pod groźbą śmierci muszę kupić crossovera albo SUV-a, bo w każdym innym wypadku wybrałbym kombi.

 

 

Kto testował: Tomasz Siwiński

Co: Volkswagen T-Rock 2.0 TSI

Gdzie: Austria

Kiedy: 29.01.2018

Ile: 560 km

Bogata oferta modeli z napędem 4MOTION, co w tym segmencie nie jest takie oczywiste. Dobry system audio.

Przy prędkościach autostradowych hałas w kabinie.

Przeczytaj również
Popularne