Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
TruckCare - 2

UE nie dla Szwajcarii, czyli podryw na sikor

Na początek zacznę lekko pedagogicznie. Otóż stolicą Szwajcarii nie jest Genewa i, tu liczę na zdziwienie szanownych czytelników, nie jest nią też Zurych. Jest nią jakieś miasto wielkości Ełku, które charakteryzuje się tylko i wyłącznie tym, że wartość wszystkich zegarków mieszkańców tego miasta wystarczyłaby na pokrycie dziury budżetowej Polski, Portugalii i zapewne wszystkich krajów na literę P.
Ale czemu o tym mieście i o Szwajcarii w ogóle. Jak uważny czytelnik spostrzegł, śliniąc się obficie w sekcji Fleet Photo, byłem w Szwajcarii. Na targach byłem. Motoryzacyjnych. I sama robocza część moich odwiedzin była całkiem w porządku. Śliczne dziewczęta, piękne samochody i, na stoisku Ferrari, modele, którzy na ułamek sekundy zachwiali moją wiarą, czy aby na pewno jestem heteroseksualny. Całe szczęście dziewczęta z Lamborghini utwierdziły mnie jednym uśmiechem – jestem.
Ale poza targami, Szwajcaria ma jeszcze jedno oblicze. Mroczne, bezduszne, oślizgłe i antypatyczne. Bo wyobraź sobie, szanowny czytelniku, że pod tą fasadą piękna, porządku i serdecznych uśmiechów kryje się naród zakłamany i dwulicowy. Już sama droga winna wzbudzić moje podejrzenia. Na autostradzie, o zgrozo płatnej, dziura na dziurze. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, tym bardziej dla kogoś, kto w marcu przyjechał z Polski, ale proszę sobie wyobrazić, że wszystkie te dziury, wyrwy i koleiny były misternie ukryte pod warstwą równego asfaltu. U nas jest to nie do pomyślenia. Wszelkie dziury są jawne i transparentne, nawet z dumą eksponowane. Tam nie, wszystko ukryte. Mało tego, bezczelni Helweci paradują w odblaskowych kamizelkach i zamiast łatać ukryte dziury, zbierają z pobocza niedopałki. Do białego worka te mentolowe, do niebieskiego lighty, do czerwonego normalne. A dziury jak były tak są.
Tunele. To także dziury, tylko takie w górach, przez które można jechać samochodami. Jakież marnotrawstwo. Każdy tunel podświetlony, od góry, z boku, od spodu. Gdyby tylko jakaś lampka się przepaliła (o zgrozo!), zapewne na tunel rzucono by energetyczną grupę interwencyjną szybkiego reagowania, aby w kraju nie wybuchła panika. Wyjścia awaryjne rozlokowane co 40 cm, a przy każdym telefon i zapewne termos z kawą. Koszmar!
W mękach, ale udało mi się w końcu dojechać do Genewy. Tam niewiele lepiej. Jak każdy normalny użytkownik drogi starałem się wciskać, lawirować, zmieniać pasy. Jak się starałem, tak robiłem i... nic! Żadnej reakcji. Nikt nie trąbi, nie mruga długimi, nie przeklina. Całkowity marazm i obojętność, a ta, jak wiadomo, jest gorsza niż nienawiść.
Ale nie uprzedzam się łatwo, bo tolerancji u mnie sporo. Postanowiłem przywitać nowy dzień bez uprzedzeń i dać temu dzikiemu krajowi jeszcze jedną szansę. Polak nie wielbłąd i pić musi, dlatego postanowiłem zakupić piwo do poduszki. O, słodka naiwności. Piwo, w Szwajcarii, po 20?! Kiedy zapytałem przechodnia, czy można tu w ogóle kupić piwo, ten zrobił krok w tył i panicznie szukał wzrokiem służb mundurowych. Uciekłem do hotelu.
Następnego dnia jak gdyby nigdy nic wsiadłem do samochodu w celu udania się na targi. Po drodze postanowiłem sprawdzić, jak mój męski unijny magnetyzm działa na tamtejsze niewiasty. Opuściłem szybę, przez okno wystawiłem sikor (forma nieodmienna) i czekałem na branie. I kiedy już zbliżała się ofiara w żółtym Mini... nadjechała kamienica. Kamienica miała koła, znaczek RR na masce i kierowcę, który na ręce miał Big Bena na pasku. Tego było już za wiele. Zamknąłem szybę, karnie ustawiłem się na prawym pasie i 40 km/h dotoczyłem na teren targów.
Dlatego apeluję do władz unijnych. Jeżeli kiedykolwiek ze stolicy Szwajcarii (czyli Ełku południa), napłynie do Brukseli prośba o wstąpienie Szwajcarii w struktury, redaktor naczelny „Fleet” mówi stanowcze: NIE!

Tomasz Siwiński

Feniks

Przeczytaj również
Popularne