Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Tracę czujność

Dla całkowitej odmiany postanowiłem napisać tekst nie czcionką Times New Roman, ale Calibri. Tak, na dowód całkowitego zerwania z porą roku, która była, minęła i, mam nadzieję, przynajmniej przez kilka najbliższych miesięcy nie wróci. Zerwanie było jednak połowiczne, ponieważ w trakcie pisania uzmysłowiłem sobie, że mój wybór czcionki w programie Word (lokowanie produktu), nie miał żadnego, poza symbolicznym, znaczenia, ponieważ w wersji papierowej i tak czcionkę mamy inną. Mianowicie patrzycie teraz na czcionkę, która mogłaby być równie dobrze tytułem jakiegoś amerykańskiego filmu: Warnock Pro. Jak oświecił mnie Michał Kośnik, nasz znamienity grafik i szef działu DTP (lokowanie grafika), zaprojektował ją Robert Limbach. To taki Pinifarina, tyle że od czcionek.
Świadomi tego, na co patrzycie, możecie się teraz skupić na treści. Treść będzie nawiązywała do tytułu, ale zanim, to muszę jeszcze na łamach miesięcznika powiedzieć, jak bardzo zerwałem z zimą. Zerwałem mianowicie za pomocą sportu, do którego jak do koniaku trzeba dojrzeć – mianowicie darta bądź – jak mówią profani w tym barbarzyńskim nadwiślańskim kraju, a także w nadodrzańskiej prowincji – strzałek (czytaj szczałek). Do darta dorosłem. Posiadam już odpowiednią pozycję społeczną, aby pozwolić sobie podczas rozgrywek na popijanie pysznego czeskiego piwa (lokowanie Czechy). Mam także odpowiednią prezencję, ponieważ w tej dyscyplinie ważne jest, aby utrzymywać dużą różnicę wagi miotającego, czyli w tym przypadku mojej, a lotek (szczałek). Te drugie ważą 22 gramy i niespecjalnie zmniejszają swoją wagę, dlatego obowiązek dbania o dysproporcje wagowe spoczywa na mnie. W każdym razie udało mi się po kilku latach po raz pierwszy w karierze i w bardzo symbolicznym okresie, ponieważ dokładnie z końcem przeklętej zimy, rzucić (trafić) trzy razy potrójną dwudziestkę, co daje 180 (lokowanie mnie), czyli wynik w darcie maksymalny.
Na darta pozwoliłem sobie po powrocie z Warszawy, czyli siedliska hipsterów i wielkiego garażu hipsterskich pojazdów. I właśnie tam, z ogromnym rozczarowaniem i bólem mojego dolnośląskiego serca, stwierdziłem, że całkowicie straciłem zmysł obserwacji i czujność. Stałem sobie przy głównej arterii hipsterskiego krwiobiegu, ponieważ na ulicy Emilii Plater, tuż koło Złotych Tarasów i Pałacu Kultury. Niespiesznie obserwując spacerowiczów, wyławiałem z tłumu co lepsze okazy i poświęcałem im baczniejszą uwagę, starając się zbierać więcej danych do mojego stereotypowego wizerunku hipstera. Niektóre zasady są banalne: Czapka tak, ale tylko latem, kolor spodni raczej nie z palety CMYK, obuwie wyglądające na takie, które można kupić tylko na receptę, i pusty wzrok skryty, bez względu na pogodę, za taflą szkła markowych okularów, koniecznie w kontrastującym ze zdrowym rozsądkiem kolorze.
Nagle pośród potoku hipsterstwa i klasycznych przedstawicieli społeczeństwa spętanego krawatami dostrzegłem normalnego, przesympatycznego menela, vel żula, żyjącego alternatywnie. Lekko obdarty przyodziewek, broda, stare trampki. Wiek, około 30 lat, czyli jak na żula niewiele, lekko nonszalancki krok. Towarzyszyło mu moje sympatyczne spojrzenie, kiedy mnie mijał. I nagle jak obuchem w łeb. Kiedy mnie mijał, okazało się, że byłem ślepcem i przejrzałem na oczy! Koszulka i spodnie były dziurawe, ale były to dziury zrobione fabrycznie. Zniszczone trampki okazały się mieć znaczek Tommy Hilfingera. Broda równo przycięta, włos długi i potargany, ale to potarganie nieprzypadkowe i potarganiu temu żul oszust poświęcił co najmniej trzy kwadranse. Kiedy mnie mijał, w chrapy wpadła mi woń najlepszych perfum, a krok spowodowany był całkowitym hipsterstwem. Matko, jakże mogłem się tak pomylić i ohydnego hipstera wziąć za miłego i swojskiego żula!
Chwilę później identyczny obrazek, ale tym razem do kompletu rower. Zniszczona kolarzówka z odrapaną ramą. Cała reszta podobnie, ale rower koszmarny. Jednak kiedy podprowadził go bliżej, bo przecież jeździć na tym się nie da, najlepszy osprzęt Shimano (lokowanie produktu), rama misternie przecierana w domu pewnie pumeksem, celem jej shipsterzenia.
Jakże się przeraziłem, kiedy już we Wrocławiu, wracając z darta, zobaczyłem… hipstera! Kiedy podszedłem zniesmaczony, okazało się, że to całkiem normalny i klasyczny żul (lokowanie żula).

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne