Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Parakalo, czyli kto jest barbarzyńcą

Stara zasada dziennikarska mówi, że tekst powinien być wprost proporcjonalny do długości prezentacji i objętości przysłowiowych worów (czytaj: materiałów prasowych). Ja podchodzę do sprawy nieco inaczej. Im dłuższa prezentacja, tym więcej przejechanych kilometrów, a im więcej przejechanych kilometrów, tym więcej wniosków do wyciągnięcia. A wnioski, obojętnie trafne czy nie, przekładają się na liczbę znaków. Jednak nie o Volkswagenie Golfie będzie, bo o tym piszemy wraz z kolegą Dobrosławskim w sekcji Cars&Trucks. Będzie o pogrążonej w ekonomicznym półmroku Grecji, która przed wiekami była kolebką nowożytnej cywilizacji, po wprowadzeniu euro staje się przykładem jej schyłku.
Miałem już okazję być w tym kraju, ale wtedy za Retsine (nie mylić z rycyną), popularny w Grecji napój alkoholowy, płaciło się w drachmach, a słońce świeciło na kraj nie tylko zimą, ale i trosk pozbawiony. Teraz spodziewałem się, sam nie wiem czego. Dewastacji budynków, strajków, aktów kanibalizmu na ulicach Aten, a w najlepszym razie ataku hord żebraków na turystów poruszających się nowymi samochodami. Tym bardziej, że samochody te to wytwór Niemców, czyli największych dobroczyńców tego kraju, a jednocześnie największych wrogów greckiego ludu. Wychodząc z lotniska, mocniej ścisnąłem walizkę, także kolegi Dobrosławskiego, ponieważ on nieświadom zagrożenia, jakie czekało na niego na tej obcej ziemi, nie bacząc na nic, jako fan autobusów pobiegł w sobie tylko znanym kierunku z okrzykiem: Solariiisssss…
Trudno, pomyślałem, jeden stracony. Fajne chłopisko z niego było, ale w tym wrogim środowisku nie przetrwa. Wezmę jego bagaż, żeby w razie potrzeby rzucić go wygłodniałym masom na wabia, by samemu ratować życie.
Jednak po 30 minutach Przemek wrócił, a jego mina i dym unoszący się z rozgrzanej migawki świadczyły o tym, że ma zapewne na karcie jakieś 60 GB zdjęć Solarisa.
Prowadziłem jako pierwszy, a w myślach przypominałem sobie wszystkie rady mjr. Kupsa, jak zachować się, gdy siedzisz w samochodzie, a ktoś chce cię porwać. Kilometry mijały, temperatura nie spadała, krajobraz się zmieniał, ale jakoś nie widziałem, aby pojawiały się samochody rodem z Mad Maksa gotowe zabić za kroplę paliwa.
Pierwsza restauracja, a tu kelner czysty, uśmiechnięty pyta, co podać. Z racji tego, że jego angielski był tak dobry jak mój grecki, postanowiliśmy przejść na inny język. Ja przeszedłem na polski on na grecki. W efekcie po kilku minutach mówiliśmy naprzemiennie: Kalimera, parakalo i efcharisto, proszę, dziękuję i Chrząszczyrzewoszyce (skoro wiedziałem, że się nie dogadam, to chociaż chciałem zobaczyć jego minę, jak to wypowiadam). Szczęście, że z pomocą przyszedł Marcin, przewodnik, który złożył w moim imieniu zamówienie. Sałatka grecka też jakaś taka mało kryzysowa. Pomidory o smaku słońca i oceanu, papryka krucha jak nasze faworki, a feta była tak dobra, że śmiało mogła być stosowana jako zamiennik viagry.
Dojeżdżamy do hotelu. Parkujemy Golfa, a tam przez szybę spoziera potomek Leonidasa w prostej linii. Sylwetka prężna, wzrost słuszny, bark szeroki, brzuch jak tarka, wiek budzący szacunek i broda tak czarna i gęsta, jak futro baribala. – No i masz, w najlepszym razie pewnie nas zje, pomyślałem, a w najgorszym – jest zwolennikiem męskiej miłości i wpadłem mu w oko. Mimo 35 stopni dostałem zimnych potów, bo świdrujące oczy Greka z łapczywością chłonęły każdy detal Golfa. Kiedy już pogodziłem się z utratą bądź to ręki, bądź analnego dziewictwa, Grek jak gdyby nigdy nic zagrzmiał przepiękną polszczyzną: – Przepraszam, widzę, że panowie z Polski. Osobiście miałem kiedyś Golfa, ale nigdy kombi. Proszę mi coś powiedzieć o tych samochodach, jeżeli mają panowie chwilkę, ponieważ wraz z małżonką rozważamy zakup. Widzę, że DSG…
– Ty debilu – pomyślałem, kierując te myśli nie w stronę herosa, ale w głąb siebie.
Po raz kolejny okazało się, że najgorsze, co można zrobić, to pozwolić sobie na stereotypowe myślenie. Prawda, że w Grecji nie jest zbyt czysto, prawda, że Grecy rodzą się zmęczeni i żyją po to, żeby odpocząć. Prawdą jest też to, że kiedy szukaliśmy właściciela kramiku, żeby kupić u niego papierosy, to okazało się, że on siedział sobie spokojnie w knajpce, w której nasza grupa jadła obiad. Kiedy podeszliśmy zrezygnowani do stolika, on wstał łaskawie, spokojnie zapytał, czego sobie życzymy, skończył jeść ogórka i pofatygował się do swojego sklepiku po papierosy. Leniwy, prawda? Ale chyba wolę to niż wniosek jednego z kolegów: stary, to jak nikogo nie było, trzeba było sobie wziąć.
Jak nie kochać narodu, którego przedstawiciel, jeden ze sklepikarzy w Atenach, na pytanie, o której jutro otwiera, bo dzisiaj nie mamy pieniędzy, ale jutro przyjdziemy do niego po pamiątki, zupełnie spokojnie odpowiada: o 6.30. Doskonale, pomyśleliśmy. Odchodząc, zapytaliśmy dla porządku: A.M.? Popatrzył na nas jak na przedstawicieli barbarzyńskiej rasy i od niechcenia rzucił: P.M.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne