Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Niestety, nie mam dobrych wiadomości

Możliwość napisania satyrycznego pamfletu na temat występu naszych orłów na Euro bądź też przywilej odszczekania kpin wszelakich, które pod ich adresem głosiłem, zostawiam sobie na następny numer naszego miesięcznika. W tym, korzystając z faktu, że do mojego warsztatu pracy dziennikarskiej wkradła się kolejna cecha – organizacja, napiszę o tym, co sobie zaplanowałem i, aby o planach tych nie zapomnieć, na końcu poprzedniego felietonu umieściłem. Będzie więc o samochodach, co, biorąc pod uwagę profil naszego pisma, zaskoczeniem być nie powinno. Jednak z drugiej strony, zamiłowanie autora do wszelakich dygresji i przekonanie, że w każdej materii ma coś do powiedzenia, sprawia, że często piszę o tematach, które z motoryzacją maja niewiele cech wspólnych.
Tym razem się to zmieni. Będę grzmiał i perorował silny potęgą mojego autorytetu o tym, które auto i dlaczego jest najlepsze... NIE. Bzdura. Chociaż powiem Wam, szanowne czytelniczki i czcigodni czytelnicy, że piastując funkcję redaktora naczelnego miesięcznika, który jednak o samochodach traktuje, często jestem adresatem pytań, które powodują u mnie stan przedzawałowy. Jakie auto kupić? Aby mnie połechtać i pospieszyć w udzieleniu odpowiedzi, często drugim członem jest nacechowane pozytywnie uznanie dla moich kompetencji, wyrażone zwrotem: Bo ty się znasz.
I teraz proszę na moment przestać myśleć o seksie (podobno mężczyźni robią to co 7 minut) i postawić się w mojej sytuacji. Oto stoi przed wami postać, całym swoim jestestwem okazująca bezradność i kompletną bezsilność, która zadaje wam jedno z najidiotyczniejszych pytań świata. Dodatkowo uzbrojona w minę zarezerwowaną do sytuacji, kiedy lekarz wychodzi ze zdjęciem rentgenowskim i mówi: proszę usiąść, niestety, nie mam dobrych wieści.
Jakby kupno samochodu było największą tragedią w życiu.
Czepia się, powiecie. Przecież jeździł wieloma samochodami, to może doradzić. Co za buc. Mogę, prawda, ale czy nie wydaje się wam, że to trochę za mała liczba zmiennych, żeby kompetentnie udzielić światłej odpowiedzi? Bo, niestety, moim interlokutorom nie!
Zadaję więc pytanie pomocnicze, tak naprawdę starając się pomóc sam sobie: – A jakie auto chcesz kupić? Ważne, ponieważ jeżeli potencjalny nabywca występuje w asyście samicy, należy zadać pytanie w liczbie mnogiej: zamierzacie kupić. Wtedy samica ma wrażenie, że także uczestniczy w wyborze przyszłego samochodu. Niestety, z doświadczenia wiem, że obecnie mało który facet wybiera samochód.
– No, nie wiem, a co byś polecił?
– Osobiście to Mercedesa Klasy G bądź w specyfikacji AMG, ewentualnie 420 CDI. Duże, komfortowe autko z napędem na wszystkie koła. Świetne do miasta i na jakiś wypad za miasto.
– Eee… Ciągowi samogłosek, z reguły właśnie e, na ogół towarzyszy lekki i niekontrolowany wyciek śliny, ale bez jaj. Na poważnie pytam.
– Na poważnie, jeżeli nie Mercedesa Klasy G – przecież nie każdy musi być fanem aut terenowych – to może Subaru Imprezę. Także z napędem na wszystkie koła, silnik benzynowy, doładowany. Dzięki dużej mocy, bezpieczny przy wyprzedzaniu. A jeżeli to także nie, to rodzinne kombi. Tutaj zawsze nawiązuję kontakt wzrokowy z samicą, że niby jej potrzeby przy doradzaniu pod uwagę biorę – Audi RS6. Samochód także wyposażony w stały napęd wszystkich kół, z segmentu Premium, oferujący bardzo duży komfort jazdy, a dzięki nadwoziu kombi wyposażony także w przepastny wręcz bagażnik z nisko umieszczonym progiem załadunku, co ułatwia włożenie toreb z zakupami. Tutaj także spojrzenie na samicę, że myślę o niej, a jednocześnie współczuję, bo wiem, że to ona musi robić zakupy.
Na ogół po wymienieniu tych trzech modeli, o łącznej wartości grubo ponad miliona zł, moja doradcza rola się kończy i zawiedziony potencjalny klient odwraca się na pięcie, szepcząc pod nosem, że myślał raczej o czymś w granicach 7 tysięcy.
Tyko raz zostałem mile zaskoczony, kiedy jeden z moich przyjaciół, nie tyle o radę pytając, ponieważ wiedzę motoryzacyjną ma nawet większą, co właściwie potrzebując tylko popchnięcia w jedynym słusznym kierunku, zadał mi pytanie: A może kupić... no, wiesz..?
– Tak – wrzasnąłem. – Nad niczym się nie zastanawiaj. Ale się cieszę, że go masz – tryb dokonany był celowym zabiegiem stylistycznym.
Udało się wszystko, przybyło piękne niebieskie autko z idiotyczną lotką z tyłu. I co, można?

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne