Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Nasi w „enerefie”

Młody jestem. Duchem to bezdyskusyjnie, a i ciałem niezgorzej. A wiadomo, dla młodego nic trudnego. Bo młody to i snu nie potrzebuje i zje byle co.

A teraz wyobraźcie sobie nie jednego, ale dwóch młodych. Nie dość, że młodzi, to jeszcze inteligentni, w końcu obaj po studiach, co społecznie uznawane jest za pisemny dowód posiadania inteligencji. Obaj na eksponowanych i społecznie szanowanych stanowiskach, bo, wyobraźcie sobie – redaktorzy naczelni. Brzmi dumnie, prawda? Ale to nie koniec pięknego snu. Bo teraz ci dwaj, co mamy już ustalone: młodzi (łącznie tuż przed sześćdziesiątką) i mądrzy, wybrali się na targi do Frankfurtu. Piękne kobiety przy pięknych samochodach. Ale ich szczęście trwało nadal, bo na targi pojechali w jakże komfortowych warunkach – nowym, wygodnym, oszczędnym i mocnym samochodem. 170 KM, duży bagażnik, klimatyzacja, ksenony i, uwaga, spod domu na same targi autostrada. Wrocław – Frankfurt.
Wyjazd o 16, planowany przyjazd tuż przed północą. Nawigacja to całkowicie zbędny element, bo przecież tylko idiota by nie trafił. Rezerwacja noclegu? Można, ale po co, przecież zawsze na miejscu się coś znajdzie. W końcu głupi nie jesteśmy. Droga do samego Frankfurtu okazała się wyborna, bo fragmentami nasz samochód bez protestów jechał 200 km/h, a nawet, jak były przewężenia, to i tak dwupasmowe. Przed północą redaktorstwo znalazło się we Frankfurcie i wtedy zaczął się koszmar.
Kilka hoteli w centrum nie miało wolnych miejsc, kilka innych miało, ale po cenach, za które w Polsce można postawić już niewielki domek. Wobec tego trzeba dzwonić do kolegów redaktorów, którzy już pokój mają, może z dobroci serca przenocują. Przenocują, pewnie. „To wpiszcie sobie w nawigację adres. Nie macie? No bo my śpimy pod Frankfurtem”.
Redaktorzy około pierwszej w nocy pojechali na stację prowadzoną, a jakże, przez Turka. Kupować mapę? Nie, trafimy. Pan Turek łamanym angielskim powiedział: „Wy tu, hotel być tam”. Wskazał palcem na blat znajdujący się jakieś 50 cm poza mapą: „Godzina drogi”. To, co wydarzyło się między pierwszą a czwartą rano na zawsze będzie tajemnicą. Po odwiedzeniu jeszcze sześciu stacji, odbyciu rozmów w najróżniejszych językach świata z przedstawicielami najróżniejszych zawodów świata, redaktorstwo zawitało na powrót na stację prowadzoną przez sympatycznego Turka. „Co, Polaki, nie znaleźć hotel?” Nie znaleźć! Dwójce bystrych redaktorów naczelnych nie pozostało nic innego, jak skorzystać z uprzejmości gospodarza i przetestować samochód pod trochę innym kątem.
Seat Exeo ST to wręcz wymarzony camper. Elektryczne fotele pozwoliły wybrać bardzo wygodną pozycję noclegową. Regulowana kierownica także nie przeszkadzała. W podłokietniku zmieściły się dwa kubki z kawą. To nawet lepiej, przekonywali się redaktorzy. Bo rano blisko do tankowania i na targi rzut kamieniem. I tylko breloczek do toalety zrobiony z litrowej butelki po oleju samochodowym nie dał zapomnieć, że to nie przytulny hotelik, a stacja benzynowa. Teraz czas na morał, a ten jest dwojaki. Po pierwsze, kupując Seata Exeo ST można zaoszczędzić na hotelu, wyspać się w miarę komfortowo, dojechać z Wrocławia do Frankfurtu na jednym baku, a po drugie – skończone studia wcale nie oznaczają, że właściciele tytułu magistra, nawet pracujący na stanowisku redaktora naczelnego, są inteligentni.

Tomasz Siwiński

orzeł

Przeczytaj również
Popularne