Ależ wiele tematów mam w głowie, którymi chciałbym się podzielić. Kilka miłych, kilka mniej miłych i kilka miłych wcale. Najprościej pisać źle i krytycznie, ale przy zachowaniu anonimowości. Kiedy mój, nazwijmy to: wizerunek, widnieje na pierwszej stronie, a ja się pod tekstem podpisuję, trzeba uważać na słowa, żeby czasem nie zarobić w gębę. Nie mogę sobie jednak darować, ponieważ felieton powstaje w momencie, kiedy UEFA ogłosiła, że stadion Legii Warszawa zostaje zamknięty na mecz w Lidze Mistrzów z Realem Madryt. Pozwólcie drodzy, że chwilę ponapawam się tą chwilą. Nie dlatego, że jestem z Wrocławia i życzę warszawiakom źle. Bardzo się cieszyłem, że polski klub awansował do tych prestiżowych rozgrywek, bardzo się też cieszyłem, że przegraliśmy z kretesem 0:6. Cieszyłem się, bo nie lubię rozwiązań połowicznych. Przy minimalnej porażce byłbym rozdarty, grali dobrze i przegrali: wielka szkoda, mógł być co najmniej remis. Przy porażce 0:6 spokojnie mogę powiedzieć, że grali jak patałachy i przegrali zasłużeni.
Pamiętam jak działacze ‒ czyli osoby w polskiej piłce nożnej najważniejsze ‒ Legii cieszyli się po wywalczeniu awansu do Ligi Mistrzów. Tutaj mamy już błąd logiczny. Wymęczony, wypełzany to tak. Wywalczony – nie. Prawdopodobnie większość irlandzkich piłkarzy po raz pierwszy leciała samolotem w drodze do Warszawy, a na następny dzień musieli pobrać urlopy na żądanie. I kiedy już wpełzliśmy do Ligi Mistrzów, to tak naprawdę ze wszystkich sześciu meczów, które były przed piłkarzami Legii, ważny był jeden. Ten u siebie z Realem. Królewscy przyjeżdżają do królewskiego. Co z tego że prawdziwi Królewscy do królewskiego piwa, ale jednak. Kibice zaczęli zastawiać w lombardach rodowe srebra, żeby mieć na bilet, kibicki już rozbijały miasteczko przed hotelem, żeby chociaż przez sekundę zerknąć na boskiego Krystiana, a działacze kupili platynowe widły, aby przerzucać siano, które zarobią na meczu z Realem. „Piłkarze” Legii tuż po losowaniu nie robili nic innego, tylko trenowali wymianę koszulek. Nikt przy zdrowych zmysłach nie myślał nawet o wyniku, bo ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć takich liczb, bo po meczu z Borussią nie ma co liczyć na to, że Real zadowoli się cyframi, nie liczbami.
Nic nie miało znaczenia, aż do czasu wydania decyzji przez Union of European Football Associations o zamknięciu stadionu Legii. Jak to tak można, toż to dzieci chciały zobaczyć CR7 (Krystian) – grzmi z pominięciem interpunkcji na Twiterze Tomasz Hajto. Granda – wtórują mu mniej lub bardziej pośledni piłkarze. Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród – drą się wszyscy narodowcy, którzy drą się z byle okazji.
Kara zbyt surowa. Nie! UEFA i tak była łaskawa, a może nawet litościwa. Im mniej osób zobaczy tę egzekucję, tym lepiej. Piłka nożna, jak każdy inny sport, bez kibiców nie ma najmniejszego sensu. Równie dobrze mogło się odbyć losowanie wyniku. Jednak nie zachowanie debili na meczu z Borussią mnie zastanawia. Tacy ludzie są nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie. Tylko niemal wszędzie na świecie poradzono sobie z tym problemem, u nas nie. Zastanawia mnie najbardziej postawa działaczy warszawskiego klubu. Mówią oni, i to nie przemykając się pod szatniami, tylko w oficjalnych komunikatach, że „kibice” absolutnie nie krzyczeli, że przedstawiciele klubu z Dortmundu mają semickie pochodzenie, tylko że są zwykłymi prostytutkami!
No to ja się pytam szanownej UEFY, co ona na to! Dalej chce stadion zamykać i ludzi widoku madryckich gwiazd pozbawiać? Przecież nikt nikogo Żydem nie nazwał. Dziwką, a i owszem, ale Żydem nie!
Kiedy to przeczytałem, poczułem olbrzymią ulgę. Taki prawdziwy kamień spadł mi z serca i wzniosłem oczy ku niebu, dziękując, że urodziłem się właśnie w Polsce. Boże – pomyślałem, może nawet na głos – ileż ja bym stracił, gdybym urodził się w jakimś normalnym kraju. Moje życie byłoby uboższe, nijakie i czarno-białe.
Czy jeszcze ktoś może mieć jakiekolwiek wątpliwości, że nasz ojczysty, ba – stołeczny, klub jest prześladowany. Dobrze, że nie będzie kibiców, bo nie będzie też głupich okrzyków. Wyobrażam sobie jak zamiast królewscy nasi kibole krzyczą ku…cy.
Tomasz Siwiński