Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Kura zgodna z Unią

Całkowita dowolność niszczy kreatywność i to do imentu. Wyrywa ją z korzeniami, a miejsce po niej zalane zostaje betonem niemocy, nazwijmy to twórczej. To mi właśnie towarzyszy, w chwili obecnej. Całkowita dowolność tego, co mogę i powinienem Państwu napisać, aby nie moralizować, nie zanudzić i może kogoś skłonić do refleksji, powoduje, że żaden z tematów nie wydaje mi się dość frywolny, ważki, analityczny, aby był godzien oczu naszych czytelników. Poza tym, nieszczęśliwy artysta (słowo artysta zostało użyte w tonie autoironicznym) to płodny artysta.
Tak się złożyło (proszę zwrócić uwagę na słowo „złożyło”), że nie jestem posiadaczem chorób śmiertelnych, o których wiem, a te, których mam świadomość, raczej do śmiertelnych nie należą. Także praca, którą wykonuję, mimo że momentami ciężka i irytująca, również nie znajduje się na samym początku listy prac, których nigdy nikt by nie chciał wykonywać. Otaczają mnie ludzie, których wyselekcjonowałem na tyle, bądź u których selekcję przeszedłem ja, że spędzanie z nimi czasu jest dla mnie przyjemnością. Mam pewne pasje, które mogę realizować. I najważniejsze – jestem przed urlopem!
Sami więc widzicie, że wszystkie te składowe, wśród których ostatnia stanowi 99,9%, tworzą całkiem dobrą podstawę do tego, aby nie narzekać, być więc szczęśliwym. A jak szczęśliwym, to niestety niepłodnym artystycznie bądź zbyt płodnym, a konkretniej kurzo płodnym. To znaczy znoszę jajka jak jakaś kura zielononóżka, co to biega sobie wolno, bo przecież Unia, ale z tych jajek nie będzie kurcząt. Będzie za to całkiem niezła jajecznica. Chyba za daleko odjechałem, ale to przez ten urlop. Z tego, co napisałem do tej pory, wynika, że jestem niezbyt groźnie chorą kurą zielononóżką, która ma znajomych, jest przed urlopem i zamierza coś napisać.
Porządkując – przed urlopem musi być i jest dobrze, co przekłada się na to, że chciałbym Was wszystkich, Drodzy Czytelnicy, moim szczęściem zarazić i napisać, jak to jest cudownie. Wiem, że narażam się tym, którzy po powrocie z wczasów odpalili firmową pocztę i muszą wymienić pokrętło w myszce od rolowania maili, ale co tam, oni też byli przed urlopem.
Już trochę opanowałem euforię, bo jak stali czytelnicy mojej rubryki (zawsze chciałem użyć tego słowa) wiedzą – z tej okazji serdecznie obu pozdrawiam – felieton to zawsze tekst, który zostaje napisany jako ostatni. A skoro jest pisany jako ostatni, to sami rozumiecie, z jaką narastającą niecierpliwością i ekscytacją staram się go napisać, aby był po prostu fajny, skończył się szybko i abym mógł oddać się wczasowaniu. Mógłbym resztę strony zastąpić ciągiem przypadkowych liter, co zdarzało mi się czasami, kiedy w poprzednich firmach byłem na tzw. wierszówce. Sami chyba rozumiecie, z jakim podnieceniem patrzyłem wtedy na każdą pojawiającą się literkę, bo za to, że się pojawiały, ja miałem pieniążki.
Tak jednak nie zrobię z kilku powodów. Pierwszy to taki, że szanuję czytelników – obu – mojej rubryki (kurczę, dwa razy to fajne słowo), a drugi taki, że chciałem się czymś z państwem podzielić.
Polska to taki kraj, że chętniej się chwalimy wysokością kredytu, jaki został nam przyznany, niż tym, ile zarabiamy. Mówimy, jak jesteśmy zadłużeni, jakby to był powód do dumy, a nie chwalimy się sukcesami. Podobnie jest z tym wszechobecnym obiektywizmem, poprawnością polityczną. To wszystko zmierza do tego, co jest już w USA, że nie ma już przegranych, a ten matoł na końcu nie jest już frajerem, tylko ostatnim wygranym. Wyobrażacie sobie? Ostatni wygrany. Wszystkie samochody są super, a te całkowicie beznadziejne, są po prostu mniej super.
Ale znowu oddaliłem się od tematu. Bo miałem pisać o panu Marku. Pan Marek K. (mam gdzieś, że kojarzy się z kryminałem. Co to za kraj, że inicjał od razu budzi skojarzenie z kryminałem) prowadzi serwis Subaru. Serwis mieści się w Dzierżoniowie i nazywa się MTS. Pan Marek i jego serwis jest tak dobry, że na podkładkach z Dzierżoniowa jeździ pół Polski, a ta tendencja się zmienia i to na korzyść MTS-u. Zawiozłem tam Krakena (O rany, trzeci raz – czytelnicy mojej rubryki wiedzą, co to) na rutynową zmianę oleju i takie tam klasyczne: Sprawdzi pan, panie Mareczku, wszystko?
Pan Marek nie wymienił jeszcze oleju, bo – kiedy do niego dzwoniłem – powiedział, że wyjął silnik, bo chciał sobie coś zobaczyć! Wyobrażacie sobie 40-stopniowy upał przy 90-procentowej wilgotności, a on wyciąga zakuty silnik boxera, bo coś chciał zobaczyć. Czy się poirytowałem? Oczywiście, że nie! Bo jak sam mówił, jeden silnik składał siedem razy, żeby było idealnie. Mój złoży także idealnie, a za którym razem, tego nie wiem i niespecjalnie mnie to obchodzi. Teraz, powiedział mi pan Marek, jadę na urlop, a jak wrócę, to wszystko będzie super.
No to nie pozostało mi nic innego, jak także iść na urlop. Przepraszam, za chaos w felietonie, ale właśnie jadę na wczasy, a jak wrócę, to wszystko będzie super... i będę miał Krakena.


Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne