Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Jak na urlop pojechałem

Dla mnie osobiście najpiękniejszy podczas wczasów jest czas nie podczas, nie po, ale przed urlopem. Czasami też czas w czasie podróży, ale to sporadycznie – od czasu do czasu. Zawczasu uprzedzę, że dotyczy to sytuacji niezależnie od tego, czy wczasuję w ojczyźnie, czy poza jej granicami.
Jak pokazują reakcje ludzi, nie jestem jedyny. Kiedy podczas kurtuazyjnych rozmów o urlopach zapytamy kogoś: jak tam, już po urlopie, od razu, nawet nie czekając na odpowiedź, wszystko będzie jasne. Jeżeli oczy naszego rozmówcy przygasają, cera robi się ziemista, ramiona nagle przestają stawiać opór sile grawitacji, a kąciki roześmianych dotychczas ust krzywią się w grymasie kompletnej rezygnacji, znaczy nasz rozmówca jest po urlopie. Gdy na jego sylwetce rysuje się obraz nieziemskiego wręcz zmęczenia, znużenia, rezygnacji, depresji i wszelkich innych przypadłości, nasz rozmówca jest po urlopie. Jeżeli jeszcze nie mamy pewności, możemy poczekać, aż z jego spieczonych od nienawiści do kurortowego żarcia ust popłynie potok najrozmaitszych utyskiwań, narzekań, gdzie wiodące będzie dotyczyło naszych rodaków: – Stary, a najgorsze to to, że wszędzie ci Polacy. Dotyczy to co prawda tylko tych, którzy na wyjazd wybrali zagranicę, ale swoją drogą, lecąc na wczasy z Polski do wakacyjnej miejscowości, trudno się dziwić, że są tam inni rodacy, którzy lecieli tym samym samolotem. Ale spokojnie, obecność Polaków będzie najstraszniejszą tragedią podczas relacji z wywczasu do momentu, kiedy nie zapytamy zaczepnie, acz w pełni świadomie i złośliwie: A powiedz jak tam z jedzeniem?
Wtedy na ogół należy spodziewać się hekatombicznych wręcz opisów wszelkich przypadłości gastrycznych, łącznie z opisem konsystencji wydzielin. Co sprawniejsi aktorzy, są w stanie wpleść do narracji wyrazy dźwiękonaśladowcze. Cechą szczególną opisu części dotyczącej kulinariów jest to, że wszyscy, którzy spędzają urlop nad morzem, chóralnie narzekają na to, że podawano im owoce morza, ryby, a nie schabowe z kapustą. –To żarcie to jakaś masakra, same te robale.
Mamy więc kolejny symptom pourlopowy – nasz rozmówca jest ewidentnie szczuplejszy, aniżeli przed urlopem. Przecież można zjeść coś na mieście, pomyślicie zapewne. Owszem, można, ale kiedy ktoś jedzie na wakacje życia, czyli all inclusive (częsta forma to all exlusive), to jest zdeterminowany, aby przejeść z rodziną każdą złotówkę zapłaconą – przecież im się należy. Nie spodziewajmy się zatem, że skoro zapłacił, to wybierze się do jakiejś urokliwej knajpki. Ale skoro nie da się przejeść, bo smak krewetek jest obrzydliwy, to przecież zawsze można pieniądze przepić. W takim przypadku także łatwo jest rozpoznać syndrom zbyt łapczywego korzystania z przywileju opaski. W końcu rzecz najprostsza, czyli dumnie założona na nadgarstku, lekko już nadwerężona działaniem słodkiej (nie słonej, bo po co iść nad morze, jak jest basen) wody opaska, potwierdzająca przynależność do szczęśliwego grona urlopowiczów all inclusive. Po opasce także poznamy urlopowicza, ale po opasce poznamy raczej tych odrobinę mniej zmęczonych urlopem, którzy od razu nie chcą o nim zapomnieć. Wreszcie syndrom ostatni, mianowicie rysujące się na twarzy pierwsze oznaki choroby. Zapuchnięte oczy, czerwony nos i klasyczne siąpanie. Wtedy należy zadać pytanie: a co, ty chory jesteś?
Wtedy usłyszymy, że w lipcu na Bałkanach, w Afryce Północnej czy Grecji był niemiłosierny skwar, że nie do wytrzymania, że to słońce to największa katastrofa, a z kolei w pokoju klimatyzacja chodziła na maksimum i w samolocie też, a po wylądowaniu dżdżyście...
Ale nie martwcie się, drodzy czytelnicy, kiedy przeminęły te wszystkie traumatyczne urlopowe przeżycia, to tak naprawdę wystarczy myśleć pozytywnie. Nie jesteśmy po, tylko przed urlopami. Tymi za rok. A to najpiękniejszy czas.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne