Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Konkurs

DWR, czyli po co mi słoń

Mimo takiego tytułu, nie będzie tajemniczo, bo ani czas ani miejsce na to. W końcu święta już tuż, tuż. Nie będzie też jednak świątecznie, bo chociaż śniegu jak na lekarstwo – ku uciesze służb oczyszczania miasta i utrapieniu przepowiadających rokrocznie śnieżną zimę górali – to spece od marketingu nie zasypują gruszek w popiele i w największych skupiskach ludzkich (galerie handlowe) rozpylają piernikowe zapachy, które na moment paraliżują ludzki układ nerwowy, tworząc imperatyw nakazujący zakup jeszcze większego, niż już posiadany, telewizora, następnego kompletu mikołajowej pościeli, szwadronu bezużytecznych świeczników, czy telefonu komórkowego, który wyposażony jest we wszystko, poza funkcją dzwonienia.
Co jeszcze dziwniejsze olbrzymie ławice klientów, gotowych kupić cokolwiek i najchętniej wziąć na to nisko oprocentowaną pożyczkę, świąteczny kredyt, spotykają się na parkingach przed galeriami. I jest to miejsce, w którym naprawdę można poczuć ducha świąt i odkryć w sobie dotąd głęboko skrywane pokłady miłości bliźniego.
Tak jak pisałem, nie będzie to felieton o świętach, ponieważ sam piszący te słowa czasami lubi dać się oszukać i wchodząc do sklepu nagle okazuje się, że odzyskuje świadomość na parkingu, trzymając w ręku olbrzymiego pluszowego słonia. Po jaką cholerę to kupiłeś? To retoryczne pytanie na ogół oznacza, że cudowny piernikowo-konsumpcyjny afrodyzjak przestaje działać. Ale nie o tym.
Będzie to felieton motoryzacyjno-feminostyczno-ksenofobiczny. Długo mia-
łem już na niego pomysł i zawsze odkładałem go na później, wychodząc z założenia, że po co robić sobie wrogów. Napiszę o tym innym razem. Decyzję, że to, co mam do powiedzenia światu powiem właśnie teraz, zapadła na wieść o planowanych działaniach rządu. Reprezentanci naszego narodu wpadli bowiem na pomysł, aby numer rejestracyjny przypisać na stałe do pojazdu. O zgrozo! To oznaczało ni mniej ni więcej, tylko ryzyko, że decydując się na zakup samochodu używanego mógłbym na przykład poruszać się pojazdem napiętnowanym trzyliterowym skrótem, powodującym u mnie reakcję niemal wymiotną – DWR. Tak proszę Państwa. Trzy spółgłoski, których sam widok powoduje u mnie gęsią skórkę. Jak się zapewne domyślacie, DWR to nic innego, jak symboliczny zbiór oznaczający wszystkich najgorszych kierowców naszej i innych galaktyk. W skład DWR wchodzą także: DTR, DOA, DOL, DB i wiele, wiele innych.
Chodzi oczywiście o numery rejestracyjne pojazdów poruszających się na Dolnym Śląsku. Wiem, że każde województwo ma swoje DWR. Warszawa ma np. WPI, WPR. Więc DWR proszę traktować symbolicznie.
Urodziłem się w dużym, jak na polskie warunki, mieście. Wychowałem się w dużym, jak na polskie warunki, mieście i mam zamiar w tym samym mieście pozostać. Staram się być człowiekiem otwartym, tolerancyjnym, szczególnie na drodze. Odkąd posiadam prawo jazdy, przeszedłem ewolucję. Najpierw był okres strachu i powątpiewania w moje umiejętności, który przepoczwarzył się po pierwszych przejechanych samodzielnie kilometrach w absolutne przekonanie, że oto pojawił się najlepszy kierowca na świecie, czyli ja. Najlepszy kierowca wszech czasów umarł tak szybko, jak się narodził, a to za sprawą pierwszego odbytego na autodromie szkolenia, które dobitnie pokazało, że o dobrym prowadzeniu samochodu mam tyle pojęcia, co o pilotowaniu promu kosmicznego. I chociaż od tej pory odbyłem wiele szkoleń, jeździłem przeróżnymi samochodami w różnych warunkach, to wciąż nie powiem o sobie – dobry kierowca. Nauczyło mnie to dystansu do siebie i do innych i na zawsze wryłem sobie do głowy żelazną zasadę – wszyscy wyjeżdżają na drogi tylko po to, żeby cię Siwiński zabić. Okazało się jednak, że wszyscy kierowcy w pojazdach oznaczonych symbolicznym skrótem DWR, faktycznie wyjeżdżają z podmiejskich miejscowości tylko po to, żeby czyhać na moje życie. Szczególnie nasila się to niedziele i w okresie przedświątecznym. Czuję się jak Mel Gibson w kinowym hicie Mad Max, który przez 90 minut uciekał przed zmechanizowanymi barbarzyńcami.
Wyjeżdżają z podporządkowanych, czają się na parkingach, ślepych uliczkach, jadą pod prąd, ruszają na czerwonym i stoją na zielonym. Zajeżdżają drogę, migają w prawo skręcając w lewo. Ich Golfy III i Ople Calibra wypuszczają zasłony dymne i strzelają do mnie z wydechów. Szczególnie bezwzględne są za kierownicą samice DWR-ów. Wykazują się wyjątkowo silną żądzą mojej krwi. Dlatego drodzy czytelnicy, ponieważ piszę te słowa w niedzielę i to niedzielę przedświąteczną, postuluję, może już pośmiertnie, o zakaz wpuszczania do dużych miast DWR-ów, szczególnie w niedziele.
Teraz nie pozostało mi nic innego, jak udać się do supermarketu, chociaż po co mi trzeci pluszowy słoń? Życzcie mi powodzenia.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne