Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Dar PR

Niewiele rzeczy w życiu potrafię robić dobrze albo przynajmniej na poziomie gwarantującym uniknięcie śmierci podczas kontaktu z tymi rzeczami. Pomijam takie atawizmy jak chodzenie, bieganie czy oddychanie, bo to – na razie – jeszcze mi wychodzi.
Nieźle gotuję albo właściwie smażę, dostatecznie dobrze jeżdżę samochodem i...? To chyba wszystko. Nie potrafię niczego naprawić, zbudować, podłączyć, nastroić, wymodelować, połączyć, pomalować, zaspawać, zrestartować, zainicjować, zmodernizować, nasmarować, podkleić, dokręcić, wymontować czy posegregować. Nic! Techniczna indolencja na poziomie płodu. To cud, że kiedy w pacholęcym wieku dochodziłem (jakże bolesną drogą empiryczną) drobnymi kroczkami do przekonania o mojej technicznej impotencji, nikt, w tym ja, nie zginął.
Ale żeby światu wytłumaczyć się z mojej przypadłości, od małego przekonywałem wszem i wobec, że tak ma być i to ja mam rację, a moja racja jest bardziej moisza niż twoisza czy waisza. Z tym przekonaniem wkroczyłem w świat nastoletni, a następnie dorosły, chociaż wg niektórych w świat dorosły wkroczyłem tylko fizycznie. W każdym razie, pozyskałem rzadką umiejętność przekonywania innych do swoich racji. Umiejętność wbrew pozorom przydatna. Wniosek nasunął się sam – będę PR-owcem. Hefajstosem propagandy, który każdy sukces swojego pryncypała przekuje w tryumf absolutny, a z każdej porażki uczyni sukces.
Nie dostałem pracy jako PR-owiec. Dostałem jako dziennikarz.
W jednej chwili stanąłem oko w oko z tym, czym do niedawna miałem się stać. Ale teraz walczyliśmy po dwóch różnych stronach. Ja stałem oczywiście po stronie dobra i prawdy – oni reprezentowali czarcie moce.
Szybko okazało się, że walka ta jest bezcelowa, bo zarówno ci dobrzy, jak i źli mają wspólny cel: zakomunikować, jak to mówi mój kolega – cokolwiek, o czymkolwiek, w kontekście czegokolwiek, na pół strony. Czyli mówiąc prościej, PR-owcy kodują przekaz, dziennikarze go dekodują, czytelnik, ewentualnie słuchacz czy widz, odbiera przekaz. Koniec. Wszyscy są zadowoleni. Wszystko niby wydaje się proste, ale dość duże problemy pojawiają się w fazie pierwszej, dekodowania komunikatu PR-owego, cytat jest autentyczny: „Od 12 lat nasza marka jest zdecydowanym liderem w segmencie i mimo załamania się całego rynku, nasz koncern zdołał utrzymać wiodącą pozycję, a nasz flagowy pojazd o wyrazistym designie oddającym solidność tego pojazdu został poddany gruntownej modernizacji celem umocnienia wiodącej pozycji naszego koncernu wśród obecnych i przyszłych KLIENTÓW!”.
Dekoduję: – W zeszłym roku była straszna lipa. Sprzedaliśmy bardzo mało, ale na całe szczęście inni sprzedali jeszcze mniej. Nie bardzo wiemy, co będzie dalej, to dodaliśmy chociaż jeden kolor w palecie. Oby do wiosny.
Dlatego, Szanowny Czytelniku, z nieskrywaną dumą chciałem Cię poinformować, że nasz magazyn będący zdecydowanym liderem w segmencie pism branżowych, stale podnosi swoją jakość, umacnia swoją pozycję i... za dwie strony się kończy.

Tomasz Siwiński

Tomaszewski_CHAT_rysunek_f05

Przeczytaj również
Popularne