Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Dakar, hurysy, i petrozłotówki

Owinąwszy mój czerep turbanem, w celu uniknięcia poparzenia słonecznego, postanowiłem skupić moje pozostałe siły witalne na tym, na co wydać moje lekko i bezproblemowo zarobione petrodolary. Nie frasuję się kursem petrodolara, ponieważ już dawno nie frasuję się niczym. Nie rezygnując z pozycji horyzontalnej, którą obrałem dobre 15 godzin temu i wyborowi temu zamierzam pozostać wierny jeszcze przez co najmniej następny mendel godzin, oddałem się błogim rozmyślaniom o beztroskim przepuszczeniu petrowaluty na zupełnie irracjonalne i zbędne komukolwiek zachcianki mojej duszy i ciała. I kiedy do bezkresnego apartamentu, niczym szwadron kipiących erotyzmem kocic, wkroczyły odziane w zapach i gęsią skórkę hurysy, kiedy na niesionych przez nie kewlarowych tacach (złoto jest takie banalne) w rytm kołysania ich opalonych bioder pobrzękiwały kluczyki do samochodów, które zwykli śmiertelnicy widzą tylko na zdjęciach, wtedy właśnie mój Blackberry niespiesznie, cicho, ale bardzo skutecznie wywołał mnie z objęć Morfeusza i przywołał do marcowej rzeczywistości. Do marcowej rzeczywistości dodać trzeba jeszcze szerokość geograficzną 51° 10' N (Wrocław). Kiedy dołożymy do tego, że był to poniedziałek, dżdżysty i fatalny, sami widzicie, że mój sen stał w zbyt dużej opozycji do rzeczywistości, aby nie wywrzeć niszczycielskiego wpływu na moją kondycję psychofizyczną. Przytłoczony kontrastem między dwoma tak bliskimi, a zarazem odległymi, światami udałem się do pracy.
Czemu o tym piszę, zapytają wnikliwi czytelnicy. Wszak każdy ma sny i wiele z nich jest zapewne bardziej… jak to powiedzieć… te sny są… no, hurys jest więcej. Piszę o moim śnie, ponieważ był on następstwem – może nie logicznym – informacji, jakie dotarły do mnie dnia poprzedniego. Przeczytałem bowiem trzy informacje, a każda z nich była niejako powiązana z petrodolarami, motoryzacją i z przemysłem naftowym. Dlatego pewnie przyśnił mi się Dubaj, ponieważ Dubaj kojarzy mi się z niczym innym, jak tylko z ropą naftową. Wszystko, co tam jest, to następstwo wydobycia tejże. Pierwsza informacja, najswobodniej skorelowana z ropą i Dubajem, dotyczyła tego, że Leszek Kuzaj za sprawą Rafała Sonika dołączył do Poland National Team i wystartuje w trzech najbliższych edycjach Rajdu Dakar. Informacja wspaniała, ponieważ jestem kibicem sportów motorowych, ponieważ Leszka Kuzaja szanuję niezwykle, szczególnie za to, że jest bezkompromisowy niczym usta Ibisza.
Druga informacja wstrząsnęła mną jeszcze bardziej, a po lędźwiach przeszedł na poły erotyczny, na poły nerwowy dreszcz. Oto człowiek, na którego każda czapka jest za duża i którego receptą na sukces było oddać dwa równe skoki, dołączył wraz ze swoim pilotem Rafałem Martonem do Orlen Teamu. Teraz na dakarowe odcinki pojedzie para orłów. Ten z Wisły i ten z logotypu Orlenu. Dodatkowo Marek Dąbrowski i Jacek Czachor, znudzeni solowym pokonywaniem piaszczystych tras, pojadą w rajdzie nie motocyklami, lecz samochodem – Toyota Hilux. Informacja, przyznacie, państwo, przednia i smakowita. Gwiazdor skoków, a obecnie już całkiem przyzwoity kierowca rajdowy, zyskał poważnego (bogatego) partnera i oblepiony logotypami swoich dobroczyńców może spokojnie przygotowywać się do przyszłorocznej edycji Rajdu Dakar.
Trzecia informacja była dla mnie nokautująca i z trzech usłyszanych najmilsza. Robert Kubica wystartuje, zarówno w cyklu WRC2, jak i w Rajdowych Mistrzostwach Europy (zawita także na Rajd Polski). Ale nie to było przyczynkiem do mojego haniebnie przed wielkim finałem przerwanego snu. Przyczynkiem było to, że Orlenowi zagrał na nosie trochę konkurent zza miedzy – Lotos. Ponieważ poinformował, że obok sponsorowania Michała Kościuszki w cyklu WRC i Kajetana Kajetanowicza w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski, został także partnerem Roberta Kubicy i Maćka Barana. Podoba mi się to, że w końcu petrozłotówki trafiają na cel, na który trafić powinny – motosport. Podoba mi się także to, że akurat te informacje po przebudzeniu nie zniknęły i okazały się być jak najbardziej realne.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne