Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Konkurs

Być jak pan Włodzimierz

Pana Włodzimierza Zientarskiego znam. Jest to fakt niepodważalny, chociaż trudny do udowodnienia. Nie świadczy to oczywiście o tym, że pan Włodzimierz zna mnie. Ba, jestem nawet przekonany, że jestem dla niego postacią anonimową. Wynika to, nasza niesymetryczna znajomość, z kilku powodów. Po pierwsze, pan Włodzimierz jest nieporównywalnie dłużej w branży ode mnie, czyli mogłem go poznawać od urodzenia, on mnie nie, po drugie, pan Włodzimierz jest telewizyjnym dziennikarzem motoryzacyjnym, więc znałem go z widzenia, odkąd zamiast Teleranka i Piątku z Pankracym zacząłem oglądać programy motoryzacyjne. Taki to już jest urok pracy w telewizji, że widz ma wrażenie, że zna wszystkich, którzy tam występują, a występujący nikogo. Więc ja pana Włodzimierza znam, on mnie nie, chociaż mieliśmy okazję kilka razy spotkać się twarzą (ogoloną) w twarz (brodatą) na kilku motoryzacyjnych prezentacjach. Ale piszę o znajomości z panem Włodzimierzem nie dlatego, że np. czuję się urażony odrzuceniem mojego zaproszenia na Facebooku, ale z innego powodu – motoryzacyjnego.
Otóż pan Włodzimierz, obecnie ekspert od Formuły Jeden, został przeze mnie zapamiętany jako człowiek, który posiada wielkie, skore do miłości serce. Rażony strzałą Cherubina, zapewne tą wypuszczoną ze znaczka Škody, zakochał się bez pamięci miłością szczerą, jedyną i prawdziwą w każdym samochodzie, jaki był, jest i będzie kiedykolwiek produkowany. Nie sposób było, bądź mi nigdy się to nie udało, usłyszeć z przysłoniętych legendarnym już zarostem ust krytycznej uwagi na temat jakiegokolwiek samochodu. Nie pamiętam także nawet żadnej neutralnej uwagi, a za krytyczną można uznać taką, która opisuje samochód za pomocą przymiotników w stopniu wyższym, nie najwyższym.
Za przykład musi posłużyć model, który nie jest już produkowany, najlepiej koncernu, który już nie istnieje, żeby nikogo nie urazić. Myślałem o Saabie 93, bo spełnia kryteria nieistnienia doskonale, ale może być to sprawa za świeża i jeszcze zostanę zlinczowany przez klubowiczów tej marki, którą osobiście darzę olbrzymią sympatią. Wybierzmy zatem markę – stosując liczbę mnogą staram się pozyskać w Was, Drodzy Czytelnicy, sojuszników – która istnieje, ale z modelem, który produkowany już nie jest. Uprzedzam, że model ten także ma rozbudowane struktury fan clubów i prawdopodobnie także zbrojne bojówki. Opel Manta. Samochód, który gdyby był miastem, to byłby Wąchockiem (teraz muszę wystrzegać się nie tylko klubowiczów Manty ale i mieszkańców Wąchocka), ponieważ tak jak u nas o tym sympatycznym mieście krążą gorsze lub lepsze dowcipy, tak w Niemczech są to dowcipy o właścicielach Opla Manty.
Koniec dygresji nr 1. Mamy wybrany model i teraz dwie hipotetyczne wersje opisu, zastosowane przez pana Włodzimierza. Pierwsza negatywna: Opel Manta jest ładnym samochodem, z dynamicznym silnikiem, ciekawym wnętrzem i funkcjonalnym bagażnikiem. Opinia pozytywna: Opel Manta jest ślicznym samochodem, z bardzo dynamicznym silnikiem, pięknym wnętrzem i niezwykle funkcjonalnym bagażnikiem.
Teraz czas na dygresję nr 2, którą był cały wstęp dotyczący pana Włodzimierza. Podziwiam, i podziw ten nie jest okraszony ironią ni sarkazmem, w panu Włodzimierzu to, że o każdym samochodzie potrafi wyrażać się z taką miłością w głosie. Że zauważa w samochodach, nawet tych, które powinny służyć do testowania urządzeń pracujących na złomowiskach, same dobre cechy. Że motoryzację kocha nie za to, jaka jest, ale za to, że w ogóle jest.
Ja tak nie potrafię i bardzo tego żałuję. Mam nawet wrażenie, że większość dziennikarzy motoryzacyjnych także nie posiadła tej umiejętności. Chciałbym mieć Fiata Multiplę i wszystkim zachwalać bryłę... Nie, w Multiplę nikt nie uwierzy. Ale chciałbym do każdego samochodu mieć niewinne, dziecięce podejście. Niemal takie, jakie mają przedstawiciele działów marketingu, którzy za pomocą słów: klient, och i ach, są w stanie opisać każdy produkt. I nawet po ostatnich kilku prezentacjach byłbym w stanie dać się przekonać, że każdy samochód jest och i ach, gdyby nie krótka rozmowa z przedstawicielem działu marketingu z Niemiec, powiedzmy marki Pontiac.
– Bardzo ciekawy jest ten nowy model. Ładny, prowadzi się precyzyjnie i jest dynamiczny – zagaiłem zgodnie z własnym przekonaniem.
– Tak, to prawda. W poprzedniej generacji naszego Pontiaca, jak skręcałeś, to samochód nie skręcał, tylko się bujał. Nie ukrywajmy, że było to gó...ne rozwiązanie.
– Aha – przytaknąłem i zdałem sobie sprawę, że o tym modelu, który teraz jest wyjątkowy i najlepszy, za kilka lat, może ten sam manager, powie dokładnie to samo.
Naprawdę chciałbym bezkrytycznie kochać motoryzację. Ach...

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne